Nieznajomy szybko nałożył klosz, nie patrząc na Timmy’ego. Kiedy się nachylił, chłopiec zobaczył czarne kręcone włosy wyłażące spod maski. Richard Nixon. Tak się nazywał ten prezydent, do którego podobna była maska. Wreszcie przypomniał sobie. Było coś znajomego w niebieskich oczach tego Richarda Nixona. Sposób, w jaki na niego patrzył, coś mu przypominał. Jakby ten dziwny mężczyzna przepraszał go za coś.
Wtem nieznajomy chwycił kurtkę.
– Czas iść.
– Gdzie? – Timmy starał się panować nad sobą. Czy to możliwe, że nieznajomy odwiezie go do domu? Może zdał sobie sprawę, że się pomylił. Timmy wyczołgał się z łóżka, trzymając łańcuch za sobą.
– Zdejmij wszystko oprócz majtek.
Radość Timmy’ego zgasła.
– Co? – spytał, wydobywając głos przez zaciśnięte gardło. – Jest bardzo zimno.
– Nie zadawaj pytań.
– Nie rozumiem, co…
– Zrób to, ty mały sukinsynu.
Obelga zabolała jak policzek, ale Timmy nie jest już dzieckiem i nie będzie płakać. A jednak się bał. Ręce mu się trzęsły, kiedy rozwiązywał sznurówki. Zauważył pęknięcie w podeszwie buta. But przeciekał na śniegu, kiedy jeździli na sankach, stopa mu zmarzła i przemoczyła się, ale nie wyobrażał sobie, jak bardzo będzie zimno w ogóle bez butów.
– Nie rozumiem – wymamrotał znowu. Kula w gardle nie pozwala mu ani mówić, ani oddychać.
– Nie musisz rozumieć. Pospiesz się. – Mężczyzna nie przestawał chodzić, jego wielkie gumowe buty, całe w śniegu i błocie, przy każdym kroku skrzeczały i stukały.
– Mogę tu zostać – spróbował znów Timmy.
– Zamknij się, kurwa, mały draniu, i pospiesz się!
Łzy poleciały chłopcu po policzkach, ale ich nie wytarł. Drżącymi rękami rozpinał pasek u spodni. Przypomniał sobie o łańcuchu, zostawił więc spodnie i zaczął zdejmować koszulę. Nieznajomy będzie chciał odpiąć mu łańcuch. Czy zauważy zagięte ogniwa? Czy będzie jeszcze bardziej zły? Timmy’ego zaczął ogarniać chłód. Kolana mu się trzęsły, łzy całkiem już przesłoniły wzrok.
Ni stąd, ni zowąd nieznajomy zatrzymał się. Stał nieruchomo na środku pokoju, przekrzywiając głowę. Timmy pomyślał najpierw, że patrzy na niego, ale on słuchał. Timmy też wytężył słuch. Pociągnął nosem i przetarł twarz rękawem. Potem to usłyszał: silnik samochodu, który zbliżał się i zwalniał.
– Kurwa! – rzucił nieznajomy, chwytając lampę i ruszając do drzwi.
– Proszę, niech pan nie zabiera światła.
– Zamknij się, pieprzony mazgaju.
Zawrócił i uderzył Timmy’ego w twarz. Chłopiec wczołgał się na łóżko i zaszył się w kącie. Przytulił się do poduszki, ale odsunął ją zaraz na widok czerwonej plamy.
– Radzę ci, żebyś był gotowy, jak wrócę – syknął nieznajomy. – I przestań paprać wszystko krwią.
Wybiegł za drzwi, zatrzasnął je i zamknął na klucz. Timmy został w czarnej otchłani. Porywacz tak się spieszył, że nawet nie zauważył zerwanego łańcucha, który zwisał z krawędzi łóżka.
ROZDZIAŁ OSIEMDZIESIĄTY
Christine nie musiała pytać Eddiego, co ma w planie. Poznała krętą błotnistą drogę, która wspinała się, a potem opadała. Wiła się między wysokimi klonami i orzechami, które stały szpalerem wzdłuż rzeki. To tam, za Old Church Road, dzieciaki jeździły się obściskiwać. Roztaczał się stamtąd widok na rzekę. Było to opustoszałe, ciche miejsce. To tam kierowali się Jason Ashford i Amy Stykes, kiedy coś kazało im zboczyć z drogi. Tamtej nocy, kiedy natknęli się na ciało Danny’ego Alvereza.
Czy to możliwe, żeby Eddie wiedział, gdzie jest Timmy? Christine pamiętała, że wezwano na przesłuchanie kościelnego. Czyżby Eddie coś podsłuchał? Ale jeśli Nick dowiedział się czegoś, czegokolwiek, dlaczego jej nie powiedział? Nie, nie mógł jej powiedzieć. Gdyby coś wiedział, nie życzyłby sobie, by mu wchodziła w drogę, tylko zająłby ją czymś, choćby kopiowaniem zdjęć syna.
Eddie wzbudzał w niej obrzydzenie, ale co więcej, przerażał ją. Był dziwnie nieposkładany, jakby trochę szalony. Tacy ludzie kierują się swoistą, niepojętą dla innych logiką, niweczącą istotę społecznego współżycia. Eddie mógłby na przykład ukarać kierowcę mandatem za to, że o kilometr przekroczył dozwoloną prędkość. Dlaczego nie, skoro miał do tego prawo? Ale jeśli wie, gdzie jest Timmy… O Boże, tak bardzo chciała mieć go z powrotem, całego i zdrowego. Jaką cenę by za to zapłaciła? Jaką cenę zapłaciłyby Laura Alverez czy Michelle Tanner za odzyskanie swoich synów? Christine była gotowa sprzedać duszę za najdrobniejszą nadzieję na uratowanie Timmy’ego.
Kiedy samochód zjechał z drogi na polanę nad rzeką, Christine przeraziła się nie na żarty. Znowu zaczęło jej się kręcić w głowie. Nie wolno jej zemdleć. Wiedziała, że Eddie postanowił ją zgwałcić, przytomną czy bez czucia. Lecz ona nie była bierną kukłą. Zawsze może coś się zdarzyć, jeśli zachowa świadomość.
Eddie zgasił silnik i światła. Pochłonęła ich ciemność, jakby się w niej unosili, patrząc z góry na czarne nastroszone wierzchołki drzew i połyskującą rzekę. Jedynie sierp księżyca zapewniał patetycznie, że ciemność nie połknie wszystkiego.
– No, jesteśmy – rzekł Eddie, patrząc na nią wyczekująco, lecz nie ruszając się zza kółka.
Wyczuła stopą butelkę piwa, przytrzymywała ją, żeby nie zjechała pod siedzenie. Christine nie mogła dojrzeć twarzy Eddiego. Usłyszała najpierw szelest, potem trzask. Zaskwierczała zapałka, zapach siarki wdarł się do jej nozdrzy, kiedy Eddie zapalił papierosa.
– Możesz mnie poczęstować?
W świetle żarzącego się papierosa zobaczyła grymas uśmiechu. Podał jej papierosa, zapalił kolejną zapałkę i czekał, aż Christine się zaciągnie. Zapałka wypaliła się prawie do końca, parząc mu palce.
– Cholera – mruknął i potrząsnął głową. – Nienawidzę zapałek. Zgubiłem gdzieś zapalniczkę.
– Nie wiedziałam, że palisz. – Zaciągnęła się, mając nadzieję, że nikotyna ją uspokoi.
– Staram się rzucić.
– Ja też. – Uśmiechnęła się do niego. Widzisz, mamy coś wspólnego, mówiła bez słów. Jej oczy przyzwyczaiły się już do ciemności, widziała go. Zastanawiała się jednak, czy nie lepiej byłoby nie widzieć. Był taki spokojny i chłodny, ona też by tak chciała. Może jednak uda się jej uniknąć gwałtu.
– Naprawdę wiesz, gdzie jest Timmy?
– Może – odparł w kłębach dymu. – Co byś dała, żeby się dowiedzieć? – Przesunął rękę po siedzeniu, jego spiczaste paznokcie dotknęły jej włosów, po czym powędrowały przez jej policzek, zjeżdżając w dół na szyję.
– Skąd mam wiedzieć, czy to prawda?
– Nie będziesz wiedzieć.
Jego palce wśliznęły się pod kołnierz jej płaszcza. Zaczął rozpinać guziki, rozchylać poły, aż pokazały się bluzka i spódnica. Christine wzdrygała się pod tym dotykiem. Nawet nikotyna nic nie pomogła.
– To nie jest uczciwe, Eddie. Tak się nie da. Muszę coś z tego mieć.
Udał, że jest urażony.
– Myślałem, że wystarczy ci wspaniały orgazm.
Jego palce dotarły już do jej piersi. Siedziała nieruchomo. Myśl, powtarzała sobie. Miała jednak ochotę wrzeszczeć, gdy lekko gniótł jej piersi, ściskał sutki, patrzył z uśmiechem, jak twardnieją i prostują się pod jego palcami.
Odłożył papierosa i przysunął się, żeby drugą ręką dostać się do jej uda. Patrzyła, jak jego palce znikają pod jej spódnicą. Nie rozsunęła nóg. Zaśmiał jej się w twarz z kwaśnym oddechem.
– No, Christine, wyluzuj się.
– Jestem tylko zdenerwowana. – Głos jej drżał, podobało mu się to. – Masz gumkę?
– A ty nic nie używasz? – Zanurkował ręką między jej uda.
– Nie mam… – Trudno było się skupić, kiedy tak szukał po omacku. Myślała, że zwymiotuje. – Nie byłam z nikim, odkąd nie ma Bruce’a.
– Serio? – Ciągnął jej bieliznę, żeby się dostać głębiej. – Ja nie używam gumek.