Выбрать главу

– Nic nie zrobiłeś.

– Chcę wiedzieć!

– To nie jest właściwy moment.

– O tym doskonale wiem, ale nie mogę dłużej trwać w niepewności.

Sol zawahała się moment, aż wreszcie wyciągnęła swój notesik z włożonym w środek długopisem, prędko naskrobała kilka słów i podała Kirowi kartkę.

– Nie potrafię tego powiedzieć na głos – mruknęła.

Kiro puścił ją i pozwolił odejść.

Sol, nie przejmując się dłużej jego zakazem, dołączyła do grupy pod przewodnictwem Grendela. Biegnąc, wpadła na potwora z jakiejś nieznanej jej baśni, ale przeprosiła go za to i grzecznie odnalazła swoje miejsce w szeregach.

Kiro został z kawałkiem papieru w ręku, przyjrzał mu się uważnie, a potem pospieszył za innymi.

On już to zobaczył, myślała Sol z bijącym sercem. Oto koniec romansu, który jeszcze nie zdążył się zacząć.

Zdołali się już zorientować, jak liczna jest grupa wstrętnych bestii. Na szczęście nie było ich aż tak wiele, mieli przewagę.

Będzie tak jak w tej starej historii o nauczycielce, która pokazała dzieciom w szkółce niedzielnej obrazek przedstawiający męczenników rzuconych lwom na pożarcie. Jedno z dzieci zaczęło głośno płakać, nauczycielka więc musiała je pocieszać, tłumacząc, że przecież to wszystko wydarzyło się już dawno temu i w okolicy nie ma żadnych lwów. Wtedy dziecko, wciąż zanosząc się płaczem, wskazało na obrazek i z żalem zawołało: „Ten biedny lew nie zjadł żadnego chrześcijanina”.

No cóż, niektórzy z nas, chociaż płoną żądzą zemsty, też nie dostaną żadnego chrześcijanina.

Sol jednak nie była tą, w której żądza zemsty płonęła najmocniej, inni mieli większe ku temu powody. Ona właściwie chciała tylko uciec od Kira, który poznał już jej tajemnicę i na pewno nie życzył sobie dłużej mieć z nią do czynienia. Albo może skarciłby ją surowo, mówiąc, że nie czas teraz myśleć o takich głupstwach? I że postąpiła bardzo nie po kobiecemu, pisząc w taki sposób. Na coś podobnego nie poważyłaby się nigdy żadna kobieta z rodu Lemuryjczyków. Sol przypomniała się Lenore, doprawdy nieznośna, i nagle poczuła, że nienawidzi wszystkich lemuryjskich kobiet w Królestwie Światła.

Zaraz jednak musiała porzucić te rozmyślania, znaleźli się bowiem na dole. Grendel niczym doświadczony dowódca ustawił swoich wojowników w dwóch szeregach i każdemu wyznaczył konkretne zadanie. Sol i trzy inne kobiety zostały poproszone o coś zupełnie innego: miały zapomnieć o swych krwiożerczych zapędach i uspokajać nieszczęsnych, skutych kajdanami niewolników.

Właściwie Sol nie miała nic przeciwko temu, chciała robić to, co przystoi kobiecie.

Ach, jakże ciekawa była odpowiedzi Kira!

Grupa wrogów się zbliżała. Oni wszyscy stali w miejscu, czekając na sygnał Grendela.

Zachowujemy się doprawdy okropnie, pomyślała Sol. Jakaż to nierówna walka, przecież oni nas nie widzą! Teraz dopiero można mieć pretensje o strzelanie komuś w plecy.

Co tam, nie zasługują przecież na nic lepszego!

Grendel podniósł paskudną rękę.

Walka się rozpoczęła. Niespodziewany atak musiał być prawdziwym szokiem dla strażników, niczego wszak nie widzieli, nie mieli pojęcia, kto ich zaatakował, prędko jednak się przekonali, że napastnicy są bardzo agresywni, a ich celem jest zabić.

Sol nie miała zamiaru brać udziału w zabijaniu. Jako młodziutka czarownica w szesnastym wieku bez najmniejszych skrupułów odbierała życie tym, którzy stanowili zagrożenie dla jej ukochanej rodziny, po prostu usuwała ich z drogi, eliminowała z życia. Teraz wszystko się odmieniło. Sol nabrała rozumu, toczyła uporczywą walkę o to, by stać się pełnowartościowym człowiekiem, a tu, w Górach Czarnych, było to szczególnie ważne. Gdyby zrobiła krok w złą stronę, wróg mógł ją pochwycić i uczynić z niej jednego ze strasznych niewolników.

No i jeszcze Kiro, tak bardzo chciała, by był z niej dumny, musiała więc zapomnieć o sposobie postępowania, charakterystycznym dla czarownic, nie mogła ot, tak, rzucać się na ludzi.

Ustawiła się na linii bocznej, jakby była „sleeping partner”.

Owszem, z radością zajmie się skutymi niewolnikami, byle tylko ktoś inny zajął się resztą.

Stało się jednak coś, co sprawiło, że Sol wypadła ze swej nowej roli.

Jakiś nieszczęsny niewolnik zachwiał się i przewrócił, a wtedy dwóch strażników rzuciło się na niego, wymierzając coraz mocniejsze ciosy.

Tego było już dla Sol za wiele. Krew zawrzała jej w żyłach i podczas gdy jej przyjaciele zajmowali się eliminowaniem innych łotrów, zaatakowała dręczycieli.

– Przeklęty gadzie! – syknęła jednemu w ucho, wyrwała mu z ręki pałkę i mocno uderzyła w kark. Pospieszyła jej z pomocą Meduza i z całą premedytacją udusiła drugiego nędznika. Ten, którego zaatakowała Sol, jeszcze żył, ale nie zdążyła zadać mu kolejnego ciosu. Kiro wyjął jej broń z ręki i dokończył to, co zaczęła.

– Czy ty nie miałaś… – zaczął.

– Och, zamknij się! – ostrym głosem odpowiedziała Sol. – Nie mogę przecież stać i patrzeć, jak dzieje się coś takiego!

– Wygląda na to, że starcie dobiegło końca – stwierdził Kiro spokojnie. – Zajmij się teraz tymi biedakami i ochłodź trochę swój temperament.

Ku swemu wielkiemu zaskoczeniu Sol wybuchnęła płaczem.

– Przepraszam – szlochała. – Emocje wzięły nade mną górę, w dodatku ty nie powiedziałeś ani słowa na temat tego listu. Nie chciałam nikogo zabić, ja już nie mam siły!

Kiedy znów próbowała od niego uciec, czym prędzej złapał ją i przytrzymał.

– Cicho, już cicho – szeptał, tuląc ją do siebie w najczulszym geście pociechy, na jaki stać jedynie Lemuryjczyków. Ale Sol wcale nie pociechy potrzebowała. – Cicho, cicho – powtórzył, a Sol miała wrażenie, jakby wręcz się tym bawił. Doprawdy, czy aż do tego stopnia musi ją upokarzać?

Strażnik rozejrzał się dokoła i uznał, że może poświęcić dwie minuty dla swych prywatnych celów.

– Najdroższa Sol, aparaciki Madragów tłumaczą język m ó w i o n y, nie potrafią przełożyć słów napisanych na papierze. Nie potrafiłem nawet odczytać tych znaków, które nazywacie chyba literami.

– Och! – westchnęła Sol słabym głosem. – To znaczy, że nie przeczytałeś tego, co napisałam?

– Próbowałem – zaśmiał się. – Tak bardzo chciałem się dowiedzieć, ale nie pojąłem z tego ani słowa.

Ogromne napięcie z wolna zaczęło opuszczać Sol i czarownica zaczęła się śmiać. Z początku cicho, potem coraz głośniej i głośniej.

– Cóż za ironia! – wydusiła z siebie wreszcie.

– Powiedz, co tam jest napisane – poprosił stanowczo i podsunął jej kartkę przed oczy.

Wszyscy pozostali znajdowali się w pewnym oddaleniu od nich, poza ścieżką, usiłowali oswobodzić więźniów z kajdan.

Kiro z uśmiechem przyglądał się Sol, która starała się zachować powagę, co wcale jej się nie udawało.

– No, nareszcie znów jesteś moją dawną Sol. Przez pewien czas zachowywałaś się naprawdę dziwnie, wręcz mnie to zasmucało. A teraz czytaj, to dla mnie bardzo ważne.

– Dlaczego?

– Wydaje mi się, że dobrze wiesz.

– Gdybym wiedziała, wszystko byłoby o wiele prostsze.

– Powiem ci, tylko przeczytaj, co tu jest napisane.

W kącikach ust Sol wciąż czaił się śmiech.

– A jeśli przeczytam, to czy potem pozwolisz mi odejść? I nie będziesz próbował ze mną rozmawiać przez… powiedzmy, kwadrans? Tobie też przyda się ten czas na to, by wymyślić jakąś dyplomatyczną odpowiedź.

– Dobrze, obiecuję.

Sol westchnęła i starając się powstrzymać od uśmiechu, przeczytała:

– „Ty arcygłupcze, nie pojmujesz, że strasznie się w tobie zakochałam?”

Potem uciekła.