Выбрать главу

Miała bardzo zatroskany głos. Naprawdę przejmowała się tym, że ktoś z jej rodziny mógł postąpić tak nie fair jak Patty. Czuła się winna tylko dlatego, że była jej siostrą. Lubiłem ją za to, ale przecież wiedziałem już wtedy, że jest to absolutnie urocza dziewczyna.

– W jaki sposób się pani dowiedziała?

– Party powiedziała mi podczas ostatniego weekendu. Plotkowałyśmy trochę, co nam się często zdarza. Nigdy nie chciała mówić na pana temat i powiedziała mi to całkiem zdawkowo, jakby to nie miało już większego znaczenia. Wiedziałam oczywiście, że ona… to znaczy… że jest… że bardzo lubi mężczyzn. Już taką mą naturę. Ale to… był to dla mnie szok. Na początku nie mogłam jej uwierzyć.

– A co właściwie Patty pani powiedziała?

Przez chwilę za moimi plecami panowało milczenie. Potem usłyszałem trochę drżący głos.

– Powiedziała, że próbowała zmusić pana do miłości, ale pan nie chciał. Powiedziała… powiedziała, że pokazała panu swoje ciało, a pan kazał jej się ubrać. Powiedziała, że tak ją to rozwścieczyło, że przez cały następny dzień obmyślała zemstę i w niedzielę rano zmusiła się do płaczu, i powiedziała ojcu, że…

– No tak – rzekłem pogodnie – to jest chyba wierny obraz tego, co się naprawdę wydarzyło… – Roześmiałem się.

– To nie jest zabawne – zaprotestowała.

– Nie, to ulga.

Elinor obeszła mnie naokoło, usiadła znowu naprzeciwko i spojrzała mi w oczy.

– A więc jednak robiło to panu różnicę.

– Tak.

Mój niesmak musiał być widoczny.

– Powiedziałam ojcu, że Patty kłamała. Nigdy przedtem nie mówiłam mu ojej przygodach miłosnych, ale to było zupełnie co innego… w każdym razie powiedziałam mu w niedzielę po obiedzie. – Elinor przerwała, wahając się. Czekałem. Wreszcie zaczęła mówić dalej: – To było bardzo dziwne. Tak naprawdę ojciec nie wydawał się zaskoczony. Nie był wstrząśnięty, jak ja. Nagle zrobił się taki jakiś znużony, jakby właśnie usłyszał bardzo złe wiadomości. Tak jakby dowiedział się o śmierci przyjaciela, który długo chorował. Nie mogłam tego zrozumieć. A kiedy powiedziałam, że jedyną przyzwoitą rzeczą, jaką możemy zrobić, to z powrotem zaproponować panu pracę, odmówił zdecydowanie. Sprzeczałam się z nim, ale obawiam się, że jest uparty. Odmawia też powiedzenia Inskipowi, że nie musiał pan odchodzić, i kazał mi obiecać, że nie powiem Inskipowi ani nikomu innemu o tym, co mówiła Patty. To jest bardzo nie fair! – skwitowała gwałtownie. – Uznałam więc, że nawet jeśli nikt inny się o tym nie dowie, to przynajmniej pan powinien. Nie sądzę, żeby pana sytuacja zmieniła się przez to, że ojciec i ja dowiedzieliśmy się w końcu, co się naprawdę zdarzyło, ale chciałam powiedzieć panu, że jest mi bardzo, ale to bardzo przykro z powodu mojej siostry.

Uśmiechnąłem się do niej. Nie było to wcale trudne. Była tak uroczo poczciwa, że wcale nie miał znaczenia fakt, iż nosek Elinor nie był zupełnie prosty. W szarych oczach malował się autentyczny, żarliwy żal, wiedziałem, że odczuwała postępek Patty tym boleśniej, że – jak sądziła – ofiarą padł stajenny, który nie ma żadnych możliwości obrony. Dlatego też trudno mi było wymyślić, co mam jej odpowiedzieć. – Rozumiałem oczywiście, że October nie mógł przedstawić mnie publicznie jako uciśnioną niewinność, nawet gdyby chciał – w co zresztą wątpiłem – bez ryzyka, że wieść ta dojdzie do uszu Humbera, a ostatnią rzeczą, jakiej chcieliśmy obaj, byłaby konieczność oferowania mi z powrotem pracy u Inskipa. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zostałby u Humbera mając możliwości pracy u Inskipa.

– Gdyby pani wiedziała – zacząłem wolno – jak bardzo chciałem, żeby ojciec pani uwierzył, że nie zrobiłem krzywdy pani siostrze, zdałaby pani sobie sprawę, że to, co przed chwilą usłyszałem, warte jest dla mnie więcej niż dziesięć posad. Lubię pani ojca. Szanuję go. Zresztą on ma rację. Nie mógłby pewnie zaoferować mi z powrotem pracy, bo przecież to byłoby tak, jakby publicznie wyznał, że jego córka jest w najlepszym razie kłamczucha. Nie może pani prosić go o to. Nie może pani tego oczekiwać. Ja nie oczekuję. Najlepiej pozostawić sprawy tak, jak są.

Przyglądała mi się przez chwilę nic nie mówiąc. Zdawało mi się, że widzę w jej oczach najpierw ulgę, potem zaskoczenie, wreszcie zaintrygowanie.

– Nie żąda pan żadnej rekompensaty?

– Nie.

– Nie rozumiem pana.

– Widzi pani – rzekłem podnosząc się z miejsca, aby uniknąć jej pytającego wzroku. – Nie jestem tak zupełnie niewinny. Pocałowałem pani siostrę. Myślę, że może nawet trochę ją sprowokowałem. A potem wstyd mi się zrobiło samego siebie i wycofałem się. Taka jest prawda. To nie była tylko jej wina. Ja zachowałem się bardzo źle. Dlatego proszę, bardzo proszę, niech pani nie czuje się taka winna z mojego powodu. – Podszedłem do okna i wyjrzałem.

– Nie powinno się wieszać ludzi za morderstwa, których zdecydowali się nie popełnić – powiedziała oschle. – Jest pan bardzo wspaniałomyślny, a tego się nie spodziewałam.

– A więc nie trzeba było mnie tutaj prosić – dodałem niedbale. – Podejmowała pani duże ryzyko. – Okno wychodziło na kwadratowy, porośnięty trawą placyk, otoczony szerokimi alejkami, spokojny i opuszczony w tym wczesnowiosennym słońcu.

– Jakie… ryzyko? – zapytała.

– Ryzyko, że narobię zamieszania. Zniesławię rodzinę. Splamię nazwisko Tarrenów. Takie rzeczy. Wywlekanie brudów, nagłówki niedzielnych gazet i pani ojciec tracący twarz wobec swoich wspólników.

Miała minę zaskoczoną, ale zdecydowaną.

– Mimo wszystko, skoro wyrządziło się krzywdę, trzeba ją naprawić.

– Bez względu na konsekwencje?

– Bez względu na konsekwencje – powtórzyła blado. Uśmiechnąłem się. Ta dziewczyna naprawdę mi się podobała. Ze też nie zawsze zwracałem uwagę na konsekwencje.

– W porządku – powiedziałem niechętnie. – Lepiej będzie, jak sobie już pójdę. Dziękuję, że mnie pani zaprosiła. Rozumiem, że spędziła pani okropny tydzień, przygotowując się do tego spotkania, i doceniam to bardziej, niż potrafię wyrazić słowami.

Elinor spojrzała na zegarek i zawahała się.

– Wiem, że jest to dziwna pora dnia, ale może napiłby się pan kawy? Przyjechał pan z tak daleka…

– Napiłbym się z przyjemnością.

– To niech pan siada, a ja zrobię kawę.

Usiadłem. Elinor otworzyła szafę w ścianie, w której po jednej stronie była umywalnia i lustro, a po drugiej palnik gazowy i półeczka na naczynia. Napełniła wodą czajnik, zapaliła gaz, na niskim stoliku między fotelami postawiła filiżanki i talerzyki, jej ruchy były oszczędne i pełne wdzięku. Nie zmieszała się, pomyślałem. Jest na tyle pewna siebie, by odrzucić tytuł w miejscu, gdzie umysł liczył się bardziej niż urodzenie. Na tyle pewna siebie, by wprowadzić mężczyznę o wyglądzie takim jak mój do swojego pokoju i poprosić, by został na kawę, wtedy kiedy nie było to wcale konieczne, a jedynie oznaczało uprzejmość.

Zapytałem, jakiego przedmiotu się uczy, odpowiedziała, że angielskiego. Stawiała na stole mleko, cukier i biskwity.

– Czy mogę spojrzeć na pani książki?

– Bardzo proszę – odparła uprzejmie.

Wstałem i podszedłem do półek. Były tam podręczniki językowe – staroislandzki, anglosaski, staroangielski – i rozległy przegląd dzieł literatury angielskiej z różnych epok.