Выбрать главу

– Do tego wszystkiego jeszcze przekonała się, że ją porzuciłeś. Pan Humber na pocieszenie poczęstował ją drinkiem, wróciła z powrotem do college’u i zażyła pigułki nasenne.

– Nie.

Mówiąc delikatnie, byli sceptycznie nastawieni do opowieści o używaniu przez Adamsa miotacza płomieni.

– Znajdziecie go w szopie.

– A, w tej szopie… Gdzie to ona ma być, jak mówiłeś? Wytłumaczyłem im dokładnie jeszcze raz.

– Pole należy prawdopodobnie do Adamsa. Możecie to sprawdzić.

– To istnieje tylko w twojej wyobraźni.

– Poszukajcie, a znajdziecie nie tylko szopę, ale i miotacz płomieni…

– Najprawdopodobniej używany jest do wypalania wrzosowisk. W tych okolicach wielu farmerów ma taki przyrząd.

Pozwolili mi zatelefonować, żeby znaleźć pułkownika Becketta. Jego służący w Londynie powiedział mi, że pułkownik wyjechał do przyjaciół w Berkshire na wyścigi w Newbury. Lokalna centrala w Berkshire była nieczynna, bo, jak wyjaśniła telefonistka, woda z pękniętej rury zalała kabel. Inżynierowie pracowali nad naprawą.

Byłem ciekaw, czy moje życzenie skontaktowania się z jednym z oficjalnych zwierzchników sportu wyścigowego przekonało ich.

– Pamiętacie tego faceta, co udusił swoją żonę? Kompletnie pomylony. Upierał się, żeby zadzwonić do lorda Bertranda Russella i oznajmić mu, że zadał cios na rzecz pokoju!

Około północy jeden z nich oświadczył, że nawet gdyby (w co oczywiście on sam nie wierzył) to, co mówiłem o moim zadaniu wykrycia poczynań Adamsa i Humbera, nawet gdyby wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu okazało się to prawdziwe, i tak nie uprawniałoby mnie do zabicia ich.

– Humber żyje – powiedziałem.

– Jeszcze żyje.

Serce podskoczyło mi do gardła. O Boże, pomyślałem, Humber nie. Niech Humber nie umrze.

– Więc ogłuszyłeś Adamsa laską?

– Nie, powiedziałem już, że zieloną szklaną kulą. Trzymałem ją w lewej ręce i uderzyłem tak mocno, jak mogłem. Nie miałem zamiaru go zabić, chciałem go tylko unieszkodliwić. Jestem praworęczny… nie mogłem dobrze ocenić, jak mocno uderzam lewą ręką.

– To dlaczego używałeś lewej ręki?

– Mówiłem już.

– Powiedz jeszcze raz. Powiedziałem jeszcze raz.

– I mimo że twoja prawa ręka nie nadawała się do użytku, wsiadłeś na motocykl i pojechałeś piętnaście kilometrów do Durham? Czy uważasz nas za głupców?

– Odciski palców moich obu rąk są na przycisku do papieru. Najpierw prawej ręki, kiedy rzucałem kulą na Humbera, a na wierzchu lewej, kiedy uderzyłem Adamsa. Wystarczy sprawdzić.

– Teraz jeszcze odciski palców – powiedzieli sarkastycznie.

– A skoro już jesteśmy przy tym temacie, to odciski palców mojej lewej ręki znajdziecie także na telefonie. Usiłowałem zadzwonić do was z kantoru. Odciski lewej ręki są na kurkach w umywalni… na kluczu i na klamce, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz. A w każdym razie były tam…

– A jednak jechałeś motocyklem.

– Bezwład ręki już wtedy ustąpił.

– A teraz?

– Teraz też nie jest bezwładna.

Jeden z nich podszedł do mnie, złapał mój prawy nadgarstek i podniósł mi rękę wysoko. Kajdanki zadzwoniły i moja lewa ręka również się podniosła. Wszystkie obrażenia spuchły i były bardzo bolesne. Policjant opuścił moją rękę. Przez chwilę panowała cisza.

– Może go boleć – rzekł wreszcie jeden z nich, niechętnie.

– Albo udaje.

– Może.

Przez cały wieczór pili niekończące się ilości herbaty, nie dając mi nic do picia. Zapytałem, czy mógłbym dostać herbaty, i dostałem, przekonałem się jednak, że trudność podnoszenia filiżanki przewyższała przyjemność picia.

Zaczęli znowu.

– Powiedzmy, że Adams uderzył cię w ramię, ale zrobił to w obronie własnej. Widział, jak rzucasz przyciskiem do papieru w swojego pracodawcę i zdał sobie sprawę, że teraz zaatakujesz jego. Po prostu odwracał niebezpieczeństwo.

– Już przedtem przeciął mi skroń… uderzył mnie wielokrotnie, raz w głowę.

– To wszystko wydarzyło się wczoraj, według tego, co mówi koniuszy. Dlatego wróciłeś i zaatakowałeś pana Humbera.

– Humber uderzył mnie wczoraj dwa razy. Nie byłem o to specjalnie obrażony Reszta miała miejsce dzisiaj, i głównie robił to Adams. – W tym momencie coś mi się przypomniało. – Zdjął mi z głowy kask, kiedy udało mu się trochę mnie ogłuszyć. Muszą być na nim jego odciski palców.

– Znowu odciski palców…

– Więc odcyfrujcie je – powiedziałem.

– Zacznijmy od początku. Jak możemy wierzyć takiemu łachudrze? – Łachudra. Jeden z tych brudasów w skórach. Wywrotowiec. Stuknięty. Znam wszystkie te określenia. Wiedziałem, jak wyglądam. Nie poprawiało to mojej sytuacji.

– Nie ma żadnego sensu udawać nieuczciwego stajennego, jeśli się na takiego nie wygląda – rzuciłem zdesperowany.

– Wyglądasz na to jak najbardziej – powiedzieli zaczepnie. – Od urodzenia.

Patrzyłem na ich kamienne twarze, na ich twarde, niewrażliwe oczy. Twardzi, dobrzy policjanci, którzy nie pozwolą sobą kierować. Mogłem czytać w ich myślach – gdybym ich przekonał, a potem okazałoby się, że moja historia była stekiem kłamstw, nigdy by sobie tego nie darowali. Byli podświadomie nastawieni na nie. Nie chcieli uwierzyć. Mój pech.

W pokoju wypełnionym dymem papierosowym stawało się coraz duszniej, w swetrze i kurtce było mi za gorąco. Wiedziałem, że pot na moich skroniach uważają za dowód winy, a nie wynik upału czy bólu.

Ciągle odpowiadałem na wszystkie ich pytania. Jeszcze dwukrotnie z nie zmniejszonym zapałem kazali mi powtórzyć całą historię, łapiąc za słówka, czasami krzycząc, obchodząc mnie dookoła i strzelając pytaniami ze wszystkich stron. Byłem naprawdę za bardzo zmęczony na taką zabawę, dawały o sobie znać nie tylko obrażenia, jakich doznałem, ale także fakt, że nie spałem przecież przez całą poprzednią noc. Około drugiej nad ranem nie mogłem już prawie mówić z wyczerpania, i wreszcie, kiedy w ciągu pół godziny musieli trzy razy budzić mnie z półprzytomnego snu, dali za wygraną.

Od początku wiedziałem, że ten wieczór może mieć tylko jedno logiczne zakończenie, i starałem się wyrzucić je z mojej świadomości, ponieważ bytem nim przerażony. Ale tak to jest, zaczyna się drogę po różanej ścieżce, a ona w końcu prowadzi do piekła.

Dwóch mundurowych policjantów, sierżant i posterunkowy, mieli zabrać mnie na noc. Miejsce, do którego mnie zaprowadzili, kazało mi myśleć o sypialni u Humbera jak o raju.

Cela była kwadratowa, dwa i pół metra na dwa i pół, wyłożona glazurowaną cegłą, do wysokości ramienia brązową, a wyżej białą. Małe zakratowane okienko było zbyt wysoko, by można było przez nie coś zobaczyć, za łóżko służyła wąska betonowa płyta. Poza tym znajdował się tu kubeł z przykryciem i przybity do ściany regulamin. Nic więcej. Było to wystarczająco smutne, by odebrać chęć do życia, zwłaszcza że nigdy nie przepadałem za małymi zamkniętymi przestrzeniami.

Policjanci nakazali mi usiąść na betonie. Zdjęli mi buty, pasek od dżinsów, znaleźli także i odpięli pas na pieniądze. Zdjęli mi też kajdanki. Wyszli, zatrzasnęli drzwi i zamknęli mnie na klucz.

Reszta tej nocy była pod każdym względem ostatecznym dnem nędzy.

19

W korytarzach Whitehallu było zimno i spokojnie. Młody człowiek o nienagannych manierach uprzejmie wskazał mi drogę i otworzył mahoniowe drzwi do pustego gabinetu.

– Pułkownik Beckett przyjdzie niedługo. Jest na konsultacji u kolegi. Prosił, żebym go usprawiedliwił, jeśli pan przyjdzie przed jego powrotem. Czy życzy pan sobie drinka? Papierosy są tu w pudełku.