Выбрать главу

– Dziękuję – uśmiechnąłem się. – Czy prośba o kawę byłaby dużym kłopotem?

– W żadnym razie. Zaraz panu przyślę. Pan wybaczy – wyszedł, zamykając cicho drzwi.

Bawiło mnie, że znów mówiono do mnie „proszę pana”, zwłaszcza jeśli robił to uprzejmy urzędnik, niewiele ode mnie młodszy. Uśmiechając się, usiadłem na wyściełanym skórą krześle na wprost biurka Becketta, założyłem jedną nogę w eleganckich spodniach na drugą i rozsiadłem się wygodnie.

Nie spieszyłem się. Był wtorek jedenasta rano i przez cały dzień miałem tylko kupić nakręcany pociąg dla Jerry’ego i zabukować miejsce w samolocie do Australii.

Do gabinetu Becketta nie docierał żaden hałas. Pokój był kwadratowy i wysoki, łącznie z drzwiami i sufitem pomalowany na pogodny szarozielony kolor. Domyślałem się, że tutaj umeblowanie szło w parze z rangą, ale outsiderowi trudno było się zorientować, jakie wrażenie powinien wywierać duży, ale podniszczony dywan, wyraźnie prywatny abażur czy skórzane krzesła z miedzianymi okuciami. Żeby zwracać uwagę na takie rzeczy, trzeba było być kimś stąd.

Rozmyślałem nad pracą pułkownika Becketta. Odniosłem wrażenie, że jest na emeryturze, prawdopodobnie na pełnej rencie, wyglądał przecież na człowieka o słabym zdrowiu, i oto okazało się, że ma ciągle posadkę w Ministerstwie Obrony.

October powiedział mi, że w czasie wojny Beckett był czymś w rodzaju oficera zaopatrzeniowego, który nie przysyłał nigdy całego transportu lewych butów czy złej amunicji. Oficer zaopatrzeniowy. Mnie zaopatrzył w Sparking Pluga i materiał prowadzący do Adamsa i Humbera. Miał wystarczające wpływy w armii, by pospiesznie posadzić jedenastu uczniów szkoły oficerskiej do przekopywania się przez historię nieznanych koni wyścigowych. W co – zastanawiałem się – zaopatrywał major Beckett aktualnie, w normalnych okolicznościach?

Nagle przypomniałem sobie wypowiedź Octobra: „Myśleliśmy o tym, by podstawić stajennego”, nie powiedział „ja myślałem”, ale „myśleliśmy”. I w jakiś sposób byłem teraz zupełnie pewny, że to Beckett, a nie October podsunął ten plan. To także tiumaczyło, dlaczego October odczuł taką ulgę, kiedy Beckett zaaprobował mnie podczas pierwszego spotkania.

W czasie gdy oddawałem się takim spokojnym rozmyślaniom, obserwowałem dwa gołębie na parapecie okna i czekałem, by pożegnać się z człowiekiem, którego sztabowe przygotowania zapewniły sukces całemu pomysłowi.

Do pokoju zapukała i weszła ładna młoda kobieta niosąc tacę, na której stał dzbanek z kawą, dzbanuszek ze śmietanką, jasnozielona filiżanka i spodek. Uśmiechnąłem się, a ona zapytała, czy mam jeszcze jakieś życzenia; usłyszawszy, że nie mam, oddaliła się z gracją.

Coraz lepiej radziłem sobie lewą ręką. Nalałem do filiżanki kawy i piłem ją bez śmietanki, rozkoszując się błogim smakiem.

Migawki z ostatnich kilku dni przesuwały się leniwie w moich myślach.

Cztery noce i trzy dni w celi aresztu, spędzone na próbie pogodzenia się z faktem, że naprawdę zabiłem Adamsa. Dziwne, choć wielokrotnie myślałem, że mogę zostać zabity, ani razu nie przyszło mi do głowy, że sam mógłbym zabić. Na to, podobnie jak na wiele innych rzeczy, byłem całkowicie nieprzygotowany, jednak spowodowanie śmierci innego człowieka, choćby nie wiem jak na nią zasługiwał, wymagało jakiegoś dojścia do ładu z sobą.

Cztery noce i trzy dni stopniowego odkrywania, że nawet kolejne upodlenia dawały się wytrzymać, jeśli przyjmowało sieje spokojnie. Odczuwałem niemal wdzięczność dla rudego policjanta za jego rady.

Pierwszego ranka, po tym jak sędzia uznał, że mam zostać tu, gdzie jestem, przez siedem dni, przyszedł lekarz policyjny i kazał mi się rozebrać. Nie mogłem tego zrobić, więc musiał mi pomóc. Obojętnie przyglądał się dziełu Adamsa i Humbera, zadał mi kilka pytań, obejrzał prawą rękę, która była sinoczarna od nadgarstka aż powyżej łokcia. Mimo ochronnej warstwy, złożonej z dwóch swetrów i kurtki skórzanej, w miejscu, gdzie wylądowała noga krzesła, skóra była przecięta. Lekarz pomógł mi się ubrać i wyszedł. Nie pytałem go o opinię, sam nic mi nie powiedział.

Przez większą część tych czterech nocy i dni po prostu czekałem, godzina za godziną, w milczeniu. Myśląc o Adamsie, żywym i umarłym. Niepokojąc się o Humbera. Myśląc o tym, jak inaczej mogłem rozwiązać sprawę. Oswajając się z myślą, że jednak mogę nie wyjść bez procesu… a nawet w ogóle nie wyjść. Czekając aż przestaną mnie boleć potłuczenia i nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji na betonie. Licząc ilość cegieł od podłogi do sufitu i mnożąc ją przez długość ścian (minus drzwi i okno). Myśląc o mojej stadninie, o moich siostrach, o braciszku i reszcie mojego życia.

W poniedziałek rano rozległo się znane mi już brzęczenie otwieranych z klucza drzwi, ale kiedy się otworzyły, nie stanął w nich jak zazwyczaj policjant w mundurze, ale October.

Stałem oparty o ścianę. Nie widziałem Octobra przez trzy miesiące. Przyglądał mi się przez dłuższą chwilę i najwyraźniej mój bardzo obszarpany wygląd był dla niego szokiem.

– Daniel – powiedział. Jego głos był niski i gruby.

Nie odczuwałem potrzeby współczucia. Wsadziłem lewy kciuk do kieszeni, przybrałem postawę wyprostowaną i wyszczerzyłem zęby.

– Witaj, Edward.

Twarz Octobra rozjaśniła się, roześmiał się.

– Widzę, że jesteś cholernie twardy – powiedział. No cóż… może lepiej nie wyprowadzać go z błędu.

– Czy mógłbyś użyć swoich wpływów i załatwić mi kąpiel?

– Możesz mieć wszystko, co chcesz, jak tylko stąd wyjdziesz.

– Wyjdę? Na dobre?

– Na dobre – skinął głową. – Umarzają sprawę. Nie zdołałem ukryć ulgi.

October uśmiechnął się sardonicznie:

– Uważają, że szkoda pieniędzy na twój proces. Możesz być pewien całkowitego uniewinnienia. Usprawiedliwione zabójstwo, całkiem legalne.

– Nie przypuszczałem, że mi wierzą.

– Wszystko sprawdzili. To, co powiedziałeś im we czwartek, jest teraz wersją oficjalną.

– Czy Humber…?

– Wczoraj odzyskał przytomność, zdaje się. Ale podobno nie może jeszcze odpowiadać na pytania. Czy policja nie powiedziała ci, że nie grozi mu niebezpieczeństwo?

Potrząsnąłem głową.

– Oni tu nie są bardzo rozmowni. A jak Elinor?

– Już dobrze. Jest tylko trochę osłabiona.

– Przykro mi, że została w to wciągnięta. To moja wina.

– Ależ, chłopie, to wyłącznie jej wina – zaprotestował. – Daniel… chodzi o Patty… i to, co ci powiedziałem.

– Do licha – przerwałem mu. – To było tak dawno. Czy kiedy mówiłeś o wyjściu, to miałeś na myśli teraz, w tej chwili?

– Jak najbardziej.

– To nie tkwijmy tu dłużej. Jeśli nie masz nic przeciwko temu. October rozejrzał się po celi i drgnął. Napotkawszy mój wzrok rzekł przepraszająco:

– Nie przewidywałem takich rzeczy.

– Ani ja – uśmiechnąłem się blado.

Pojechaliśmy do Londynu, najpierw samochodem do Newcastle, a dalej pociągiem. Ze względu na to, że zatrzymano nas dłużej w komisariacie przy omawianiu szczegółów dotyczących mojego stawienia się na urzędowe dochodzenie przyczyny zgonu Adamsa, wszelkie ablucje pociągnęłyby za sobą spóźnienie się na pociąg ekspresowy Flying Scotchman, w którym October zarezerwował miejsca. Pojechałem więc tak, jak stałem.

Do wagonu restauracyjnego October wszedł pierwszy, ale kiedy miałem usiąść naprzeciwko niego, kelner złapał mnie za łokcie.

– Hej, ty – krzyknął ostro – zmiataj. Tylko dla pasażerów pierwszej klasy.

– Mam bilet pierwszej klasy – powiedziałem cicho.