Выбрать главу

Może jednak stracić palec, zanim to się stanie.

Albo ucho.

Zadrżał, ale przypomniał sobie, że najważniejsze, to ujść z tego z życiem.

Vanessa chętnie zapłaci okup, prawda?

W zarządzie Pomeroy Industries zasiadają jego dzieci. One także na pewno nie będą żałować pieniędzy.

Czy nie pomagał zawsze swoim żonom i dzieciom, a nawet wnukom? Płacił za aparaty ortodontyczne, szkoły, wakacje… za wszystko, czego potrzebowali.

A jednak…

Nie licz na nich, Pomeroy.

Nieraz już byłeś w opałach i zawsze mogłeś liczyć tylko na jedną osobę.

Na siebie.

Tak, miał i wrogów, wielu z nich to jego krewni. Kłamcy, chciwi oszuści, gotowi w każdej chwili wbić mu nóż w plecy. W ich żyłach płynęła jego krew.

Do tego dochodzą kochanki, większość wystawił do wiatru… Partnerzy w interesach, którzy udają, że go lubią tylko przez wzgląd na jego majątek…

Czy to któryś z tych sukinsynów go wystawił?

Ogarnęła go zimna furia. Teraz jest związany i bezbronny, ale to nie potrwa długo.

Ktokolwiek siedzi za kierownicą jaguara, dostanie za swoje. Kretyn nie przeszukał mu nawet kieszeni, nie wie, że Charles ma w kieszeni nóż. I użyje go, gdy tylko nadarzy się sposobność.

Od wielu lat nikogo nie zabił, ale był pewny, że potrafi wyeliminować faceta. Tym razem, wybierając ofiarę, porywacz popełnił poważny błąd.

Rozdział 14

Charles Pomeroy zaginął – powiedziała Lynn Zaroster, kiedy następnego popołudnia Montoya wszedł do małej policyjnej kuchni.

– Ten milioner?

– Multimilioner, jeśli wierzyć magazynowi „Forbes”.

– Czytasz takie rzeczy? – Montoya nalał kawę do papierowego kubka.

– Mój chłopak to czyta – przyznała Lynn.

– Zaraz, zaraz, czy on przypadkiem nie mieszka w Cambrai?

– Tak, ale z dala od centrum. Chyba gdzieś na skraju mokradeł.

Montoi nagle zaschło w ustach. Pamiętał, jak przejeżdżał obok rezydencji Pomeroya.

– Niedaleko Abby Chastain.

– Naprawdę? – Lynn wrzuciła mokrą torebkę herbaty do kosza na śmieci.

– Tak. Są sąsiadami.

– To dość dziwne, nie sądzisz?

– Owszem. – Montoi wcale się to nie podobało. – Co się z nim stało?

– Nie mam pojęcia. Wpadłam w toalecie na Verę z wydziału zaginięć i to ona powiedziała mi, że jego żony nie było przez parę dni w mieście, a kiedy wróciła do domu, jego tam nie było. Łóżko było posłane, a on chyba nigdy sam tego nie robi. Taki leń. W każdym razie pokojówka i ogrodnik nie mogli dostać się do domu, automatyczny zamek w bramie się zaciął czy coś w tym rodzaju. Facet z firmy, która ich chroni, twierdzi, że ktoś musiał zmienić kod. Pani Pomeroy zadzwoniła do męża na komórkę, ale nie odebrał. Zaczęła się martwić. Wtedy zadzwoniła do niej sekretarka Asy i powiedziała, że Charles nie pojawił się na bardzo ważnym spotkaniu. Żona obdzwoniła wszystkich członków rodziny, przyjaciół i znajomych, ale nikt nie ma pojęcia, gdzie on może być. W końcu zadzwoniła na policję… Nie minęły jeszcze dwadzieścia cztery godziny, ale nie wygląda to dobrze.

– Gdzie go widziano po raz ostatni?

Zaroster upiła łyk herbaty i pokręciła głową.

– Już mówiłam, że nic nie wiem. Na razie to tylko plotki. I nie nasza sprawa.

Na razie, pomyślał Montoya. Pomeroy mieszkał niepokojąco blisko Abby Chastain. Jej mąż został zamordowany, a niecały tydzień później zaginął jej najbliższy sąsiad.

– A tak przy okazji – dodała Zaroster. – Dzwoniłam do mojego wujka z College’u Wszystkich Świętych.

– Tak? I czego się dowiedziałaś? – spytał Brinkman, wchodząc do kuchni. Wylał resztę kawy do swojego kubka.

– Wujek powiedział mi, że w college’u jest trochę Gotów. Nic wielkiego, to po prostu dzieciaki, które noszą czarne ubrania, wysokie buty i używają czarnej szminki. To wszystko.

Brinkman prychnął.

– Niektórzy z nich traktują to trochę poważniej.

– Na przykład panna O, jak sądzę – powiedział Brinkman.

– Może. Plotkuje się o tym, oczywiście. Czarna magia, wampiry, picie krwi tak dalej. Jak to w szkole.

Montoya parsknął śmiechem.

– A nie mówiłem? – Brinkman powąchał kawę nieufnie. – Jeszcze trochę, a dowiemy się, że składają w ofierze dziewice. Ale teraz, kiedy Mary LaBelle nie żyje, nie będą w stanie znaleźć żadnej dziewicy. Pewnie była ostatnia w tym college’u.

– Mógłbyś się zdziwić – mruknęła Zaroster zirytowana.

– Jasne. – Brinkman upił kolejny łyk i skrzywił się, jakby to był sok z cytryny. – Ohyda.

– To zaparz sobie świeżej – poradziła mu Lynn. Chciała jeszcze coś dodać, ale zadzwoniła jej komórka. Odebrała i wyszła szybko z kuchni z kubkiem herbaty w ręce.

Montoya wrócił do biurka. Myślał o Charlesie Pomeroyu. Czy to możliwe, by zaginięcie multimilionera miało jakiś związek z morderstwem Giermana i Courtney LaBelle? Wydawało się to mało prawdopodobne. A może jednak? Z drugiej strony fakt, że facet nie pojawił się w pracy i nie spał w swoim łóżku, nie oznacza jeszcze, że ktoś go załatwił. Co z tego, że jego rezydencja znajduje się w pobliżu domu Abby Chastain? To pewnie tylko zbieg okoliczności. Nic poza tym.

Ale czytając e-maile i odsłuchując wiadomości pozostawione na automatycznej sekretarce, odczuwał dziwny niepokój. W końcu podniósł słuchawkę telefonu i zadzwonił do wydziału zaginięć. Nie zaszkodzi, jeśli dowie się więcej na temat Asy Pomeroya.

Na wszelki wypadek.

– …a pogrzeb będzie o jedenastej – mówił Lex, brat Nicka. – Pomyślałem, że będziesz chciała wiedzieć. U Świętego Michała. Nie będzie trumny. Nick chciał zostać skremowany. O Boże, nie mogę uwierzyć, że rozmawiamy o takich rzeczach. To wszystko jeszcze tak naprawdę do mnie nie dociera.

– Wiem.

– No to… może się tam spotkamy.

– Tak – odparła Abby. – Dziękuję za wiadomość. – Wyłączyła telefon komórkowy i westchnęła. Myśl o pogrzebie była przygnębiająca. Będzie musiała spotkać się z ludźmi, którzy znali Nicka, i patrzeć na ich smutek. Będzie musiała porozmawiać z jego rodzicami.

– Niewesoło – powiedziała do Hershey, wkładając telefon do kieszeni.

Całe popołudnie pracowała w swoim studiu, nie zrobiła sobie nawet przerwy na lunch. Teraz było już po ósmej, burczało jej w brzuchu, bolały ją plecy. Przeciągnęła się i potarła dłonią kark, czując, że zaczyna ją boleć głowa. Miała tylko nadzieję, że w zamrażalniku jest cokolwiek, co mogłaby podgrzać w mikrofalówce. Zastanawiała się właśnie, na co miałaby ochotę, kiedy Hershey, która leżała w kącie na kocyku, zerwała się nagle i cicho warcząc, podeszła na sztywnych łapach do drzwi.

– Co znowu? – mruknęła Abby.

Pies był niespokojny całe popołudnie, co chwilę chciał wychodzić i szczekał na wiewiórki kryjące się w gałęziach magnolii za domem.

Hershey opuściła głowę, a sierść na jej karku uniosła się nieco. Stała bez ruchu, wpatrując się w drzwi.

– Daj spokój, Hersh – powiedziała Abby, nie odrywając wzroku od ekranu komputera, na którym widniały zdjęcia ze ślubu Shipmanów. Usuwała właśnie fotografie, na których panna młoda miała kwaśny wyraz twarzy albo panu młodemu przekrzywił się krawat.

Hershey znowu warknęła.

– Przestań!

Pies zjeżył się jeszcze bardziej. Tym razem zawarczał niemal niedosłyszalnie, ale Abby i tak nie mogła już skupić się ma pracy. Poddała się.