Выбрать главу

– To prawda – rzekła Marit. – Nie mamy zwyczaju nikogo krępować.

– Nie, to niezupełnie o to chodzi – bąknął Vetle.

Nie opowiedział o małżeństwie, ale teraz chyba musi. Rumienił się mówiąc o bujnej dojrzałości Hanny i swoich dziecinnych jeszcze uczuciach. O jej kompletnym braku hamulców i manier. O tym, że kradła, kłamała, oszukiwała ludzi i o tym, że wychowanie jej wydawało mu się sprawą całkiem beznadziejną, ale że Hanna mimo wszystko jest osobą religijną i dlatego sądził, iż najlepiej będzie zostawić ją w klasztorze.

Rodzina nie bardzo wiedziała, jak się do tego odnieść. Vetle dostrzegał różne reakcje w poszczególnych twarzach. Zakłopotanie, troskę, a nawet skrywane rozbawienie.

– No, dobrze, ale absolutnie musisz dotrzymać słowa i pojechać do niej za trzy lata – oświadczył na koniec Sander Brink. – Takiej obietnicy nie wolno ci złamać.

– I gdyby wtedy ona tego chciała, przywieziesz ją do domu – zdecydował Christoffer. – A tym całym małżeństwem nie musisz się teraz przejmować. W Norwegii czternastolatek nie może zawrzeć związku małżeńskiego bez zgody rodziców. W świetle naszego prawa nie jesteś żonaty. Ale dziewczyna z pewnością tęskni do kogoś, komu na niej zależy. Jest, biedaczka, niewiarygodnie samotna.

– Tak. I gdyby mi się tak nie narzucała, to ja mimo wszelkich zastrzeżeń zabrałbym ją ze sobą.

– No, no – roześmiała się Benedikte. – Ja na przykład znałam pewnego chłopca, który absolutnie nie poddawał się żadnym zabiegom wychowawczym, dopóki nie wyjechał z domu… Uparty, nieodpowiedzialny i…

– Ja się zmieniłem – zaprotestował Vetle pospiesznie.

– Oczywiście. I to na lepsze – potwierdził Henning.

– Po prostu trudno cię poznać – westchnęła Marit z miłością. – Ale witamy najserdeczniej tego nowego synka w domu.

Wszyscy uśmiechali się do niego ciepło.

– Wiesz, Vetle… – zmienił temat Andre. – Powinieneś był dokładniej wypytać Wędrowca o wiele spraw.

– Tak, chyba postąpiłeś zbyt lekkomyślnie – przyznała Benedikte. – Miałeś przecież rzadką okazję dowiedzenia się czegoś więcej o czasach Tengela Złego.

Vetle zamyślił się na chwilę.

– Nie można pytać Wędrowca o sprawy, o których on zdecydowanie mówić nie chce – rzekł z wolna.

– A skąd wiedziałeś, że on nie chce mówić? – zapytał Christoffer.

– Pojęcia nie mam, skąd. Po prostu wiedziałem. On jednak obiecał, że wszystko zostanie kiedyś ujawnione, prawdopodobnie jeszcze za mojego życia.

– Za mojego już jednak nie – westchnął Henning przygnębiony. – O, dałbym wiele za to, żeby wiedzieć!

– Chyba wszyscy byśmy wiele za to dali – zgodziła się Benedikte.

– Wszystko zależy od tego, czy ów naprawdę wybrany, ten, który przyjdzie w następnym po mnie pokoleniu, będzie wystarczająco silny, by podjąć zwycięską walkę z Tengelem Złym – przypomniał Vetle.

– Tak – potwierdził Andre, jeszcze wystarczająco młody, by mieć nadzieję, że doczeka tych czasów. – Zobaczymy, jak to będzie.

Vetle był szczęśliwy, że wrócił do domu. Ale daleko na południu Europy, w pewnym francuskim klasztorze, w gotyckim, strzeliście sklepionym oknie, stała czternastoletnia dziewczyna i patrzyła na drogę, na której jakiś czas temu zniknął jej ukochany. Była niemal chora z tęsknoty.

Nigdy przedtem nie wierzyła, że serce może pęknąć z bólu, ale teraz wiedziała, że to jest możliwe. Nie rozumiała tylko, dlaczego jej serce jeszcze nie pękło.

ROZDZIAŁ XIV

Ósmy sierpnia 1918 roku zyskał nazwę „czarnego dnia w armii niemieckiej”. Pod Amiens we Francji wojskom sprzymierzonych udało się zmusić jedną niemiecką dywizję do ucieczki. Za pierwszą poszły następne. Siedem dywizji uległo rozbiciu i to był początek końca pierwszej wojny światowej.

Vetle z lękiem obserwował przebieg zdarzeń wojennych w ciągu ostatnich dwóch lat. Dręczyły go wyrzuty sumienia z powodu Hanny, która znajdowała się przecież w samym centrum objętych walkami terenów i to on ją tam porzucił!

W ciągu tych dwu lat zdążył przeżyć kilka młodzieńczych miłostek i zaczął pojmować, że dziewczęta mają do spełnienia szczególną misję. Kiedy jednak wspomniał o tym Andremu, został całkiem po prostu zwymyślany. Andre ożenił się z Mali, bojowniczką o prawa kobiet, i przejął wiele jej poglądów. Nazwał Vetlego typowym wyrazicielem męskiego egoizmu, kazał mu się wstydzić, mówił, że ktoś, kto pochodzi z Ludzi Lodu, powinien mieć więcej w głowie. Przecież zrozumienie innych było zawsze naczelną zasadą tej rodziny, tolerancja, współczucie…

Słowa Andrego piekły nieprzyjemnie. Vetle przecież nie myślał nic złego, ale od tej pory zaczął jakoś inaczej wspominać Hannę. Nie żeby jego uczucia da niej uległy gruntownej zmianie, nic takiego, po prostu lepiej ją rozumiał. Kiedy się spotkali, ona była o tyle od niego dojrzalsza, on nie miał jeszcze pojęcia o tych mrocznych siłach, które czają się w ciele mężczyzny.

Hanna była dzieckiem natury, nic więc dziwnego, że skoro się w nim zakochała, ta chciała go zdobyć.

Jak źle się z nią obszedł! Jak mało wyrozumiałości jej okazał! Zamknął ją w klasztorze. Dla jej dobra? O, nie, dla własnej wygody! Żeby się jej pozbyć!

– Mamo, ja muszę jechać do Francji – oświadczył któregoś dnia po Nowym Roku 1919.

Marit zbladła.

– Ja… nie wiem, czy tam już można dojechać.

Dawniej Vetle często się złościł na nieporadność matki i na jej brak zdolności. Nie zauważał natomiast, jak bardzo Marit się stara nauczyć wszystkiego, czego nie mogła się nauczyć jako dziecko. Nie zwracał uwagi na to, że rozwija się ona z każdym niemal dniem. Wciąż jeszcze było w niej wiele niepewności i gdy trzeba było podjąć jakąś decyzję, natychmiast biegła do Christoffera, by go zapytać o zdanie.

Po powrocie do domu ze swojej pełnej niebezpieczeństw wyprawy syn innymi oczyma, z większym uczuciem, patrzył na matkę. Pamiętał, aby właśnie ją pierwszą pytać o radę, by wiedziała, że mu na niej zależy, że ona się liczy. Że teraz przestraszyły ją plany syna, było oczywiste. Oboje zatem poszli do Christoffera, a on natychmiast nawiązał kontakty z instytucjami, które mogły udzielić informacji w sprawie połączeń w Europie, zwłaszcza z Francją.

Vetle musiał czekać do marca. Wprawdzie umówił się z Hanną, że przyjedzie po nią w rocznicę rozstania, a to przypadało dopiero jesienią, ale wiedział, że po długotrwałej wojnie w Europie panuje głód. Zwłaszcza w Niemczech. O sytuacji we Francji nie wiedział właściwie nic, ale tym bardziej nie chciał czekać.

Czy Hanna w dalszym ciągu jest w klasztorze? Albo jeszcze gorzej: Czy klasztor jeszcze jest?

Wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju ani w dzień, ani w nocy, tymczasem przygotowanie dokumentów trwało miesiącami.

Owe miłosne przygody, które przeżył ostatnio, wygasły same z siebie. Tak to bywa w tym wieku.

Coraz częściej Vetle myślał o Hannie.

Był za nią odpowiedzialny i sprzeniewierzył się temu obowiązkowi. Musi naprawić błąd.

Jeśli dziewczyna nie zechce przyjechać z nim do Norwegii, to nie szkodzi. Jej sprawa, czy zechce zostać we Francji, czy wrócić do hiszpańskich Cyganów, czy też złożyć śluby zakonne. Jego sprawą jest zatroszczyć się, by jej niczego nie brakowało i żeby była szczęśliwa.

Gdyby zdecydowała się przyjechać do Norwegii, zostanie tu serdecznie przyjęta. Ojciec Vetlego, Christoffer, obiecał pomóc jej w zdobyciu zawodu pielęgniarki, gdyby jej się taka praca podobała. W żadnym razie nie będzie cierpiała niedostatku.

Oczywiście małżeństwo nie wchodziło w rachubę, to należało do przeszłości.

Vetle nie musiał jechać sam. Mieli mu towarzyszyć Andre i Mali oraz ich sześcioletni synek Rikard. Ciekawi byli, jak wygląda Europa po długotrwałej wojnie, a poza tym Andre chciał znowu wypróbować samochód.