Skinęła głową i, ku swemu przerażeniu, wybuchnęła płaczem.
David przyniósł dużą pizzę pepperoni i dwie sałatki od „Papy Gino” na rogu. Wrócił w niespełna pięć minut. Usiedli przy stole, wyłonionym spod sterty gazet.
Melanie jakby się skurczyła. Jej drobna sylwetka ginęła w jego starych czarnych spodniach od dresu i czerwonym podkoszulku.
Atak płaczu najwyraźniej ją zawstydził. A jego przeraził jak diabli. David nie wiedział, co się robi z płaczącą kobietą. Cholera, nie wiedział nawet, gdzie podziać oczy. Czuł się kompletnie bezsilny, i to od chwili, gdy przywiózł Melanie do swojego mieszkania i zdał sobie sprawę, że nie pamięta, kiedy ostatnio spotkał się tu z jakąś kobietą. Dawno temu… kiedy jeszcze mógł spać przez całą noc bez ataków bólu. Żaden mężczyzna nie chce się dzielić z kobietą takim doświadczeniem.
Przez dziesięć minut jedli w zupełnym milczeniu.
Przerwała je Melanie.
– Dobrze. Zaczynaj.
David niespiesznie przełknął kęs pizzy.
– Pytaj. Odpowiem, jeśli będę mógł.
– A, świetnie, od razu widać, że będziemy rozmawiać szczerze. Wyszczerzył zęby.
– Jestem z FBI. Wszyscy wiedzą, że umiemy porozumiewać się jasno i prosto.
Zacisnęła usta z dezaprobatą.
– Naprawdę jesteś z FBI?
– Tak.
– Naprawdę masz artretyzm? Zacisnął szczęki.
– Tak.
To ją zaciekawiło.
– Im to nie przeszkadza?
– Wywiązuję się z obowiązków.
– Ale są przecież egzaminy…
– Zdałem.
– Czy inni agenci nie boją się współpracy z kimś, kto…
– Lubię myśleć, że moja olśniewająca osobowość liczy się dla nich bardziej.
Przewróciła oczami.
– Więc czym się zajmujesz?
– Eleganckimi przestępstwami.
– Czyli oszustwami finansowymi, bankowymi, praniem brudnych pieniędzy?
– Mniej więcej. Sam urok.
– Rozumiem. – Spojrzała na niego chłodno. Wydało mu się, że widzi w jej oczach instynkt mordercy. – A ta historia, że byłeś policjantem i dostałeś artretyzmu… to bajeczka, żeby zyskać moje współczucie i łatwiej mną manipulować?
– Musiałem cię skłonić, żebyś pozwoliła sobie pomóc…
– Dlaczego nie powiedziałeś prawdy? Czy w FBI tego nie wolno?
– Owszem. Właśnie o to chodzi. Pochyliła się ku niemu.
– A ten detektyw Chenney? Też jest z FBI?
– Tak.
– A to przedstawienie w moim pokoju? Zbieranie dowodów, pytania, na które musiałam odpowiadać…
– Dowody są w laboratorium, informacje w aktach. To prawdziwe dochodzenie. Chcę ci pomóc.
Omal nie roześmiała się mu prosto w twarz.
– Więc powiedz, co robiłeś w moim domu. Wykrztuś to wreszcie.
Ugryzł kawałek pizzy. Sięgnął po kubek.
– Prowadzę śledztwo w sprawie doktora Williama Sheffielda – oznajmił. Miał nadzieję, że Melanie nie jest już lojalna wobec człowieka, który ją zdradził. – Kłopoty z hazardem sprawiły, że zaciągnął pożyczki z bardzo wątpliwych źródeł i obudził nasze zainteresowanie.
Przyjrzała mu się podejrzliwie.
– Więc dlaczego przyczepiliście się do mnie?
– Bo coś cię z nim łączyło. Nie wiedziałem, jak wyglądają wasze stosunki. Potem wyszłaś z domu z facetem z zupełnie innej bajki.
– Myślałeś, że mu oddaję długi za Williama? Daj spokój. Nie podałabym mu szklanki wody na pustyni.
– Oczywiście.
Wyprostowała się. Uznał, że pierwszą rundę zakończył zwycięstwem, bo gniew zniknął z jej twarzy. Była zdezorientowana, niespokojna, ale już nie wściekła.
– Skoro śledziłeś Williama, dlaczego wplątałeś się w moją sprawę?
– Sądzę, że twoje życie jest w niebezpieczeństwie.
– Sądzę, że masz rację. Ale dlaczego?
– Zacząłem badać sprawę Russella Lee Holmesa. Z czystej ciekawości złożyłem także zamówienie na akta Meagan Stokes. Nie dostałem jeszcze wszystkich dokumentów, ale z samych artykułów w gazetach wynika, że bardzo wiele pytań pozostało bez odpowiedzi. Na przykład, czy wiedziałaś, że Russell Lee nigdy nie został skazany za zamordowanie Meagan Stokes?
– Co?
– Przyznał się tylko do sześciu morderstw pierwszego stopnia. Policja nigdy nie oskarżyła go o siódme, ponieważ nie istniały żadne fizyczne dowody, łączące go z tą zbrodnią. Twój brat ma rację: ten konik, strzęp materiału… Wtedy ich nie znaleziono. Więc skąd pochodzą? Kto przechowuje przez dwadzieścia pięć lat zabawkę zamordowanego dziecka?
Jej oczy stały się wielkie i okrągłe.
– Myślisz, że mordercą Meagan Stokes jest ktoś inny?
– Może tak, może nie. – Wzruszył ramionami. Dźgnięcie bólu zmusiło go do przygarbienia się. – W sprawie Meagan była mowa o żądaniu okupu. A przecież w przypadku pozostałych ofiar Russell Lee nie chciał żadnych pieniędzy. To do niego nie pasuje. W jaki sposób analfabeta może napisać taki list? Już tylko to świadczy, że to nie on, a przynajmniej że ktoś mu pomagał. Miał jakiegoś wspólnika. Może jakiegoś znajomego rodziny Stokesów, który dobrze znał jej rozkład dnia.
– Myślisz, że ktoś z mojej rodziny pomógł mu porwać i zamordować Meagan?
– Myślę, że dwadzieścia pięć lat temu wydarzyła się zbrodnia, której nie popełnił Russell Lee.
Przez chwilę wyglądała tak, jakby chciała go uderzyć. Potem chyba się przestraszyła. Wzięła kubek z napojem i pociągnęła długi łyk. Ręce wyraźnie się jej trzęsły.
David wstał i sprzątnął pudełko po pizzy. Kiedy wrócił, Melanie już się opanowała. Była blada, ale uniosła głowę, a oczy błyszczały jej uporem.
– W takim razie, agencie, proszę mi przedstawić swoją teorię. Chciałabym wiedzieć, co się tu dzieje.
Proszę bardzo, to mógł jej powiedzieć.
– Dwadzieścia pięć lat temu coś się stało z Meagan Stokes. I był w to wplątany nie tylko Russell Lee Holmes. To dlatego policja nigdy nie znalazła dowodów rzeczowych. To dlatego zabawka i strzęp sukienki Meagan znalazły się w twoim pokoju. A w to, co się wydarzyło, była wplątana twoja rodzina i przyjaciele. Trzymają to w tajemnicy od dwudziestu pięciu lat. Wysłali Russella Lee Holmesa na krzesło elektryczne i żyli sobie spokojnie dalej. Ale teraz pojawił się ktoś nowy. Ktoś, kto nagle pomieszał im szyki. Zadzwonił do Larry’ego Diggera z wiadomością, że wreszcie może znaleźć dziecko Russella Lee Holmesa. Ułożył ołtarzyk w twoim pokoju, sugerując ci, że zajęłaś miejsce Meagan. I wysyła listy.
– Jakie listy?
Zawahał się. Zupełnie zapomniał, że Melanie o tym nie wie.
– Twój ojciec… dostał pewien list.
– Kiedy?
– Na przyjęciu. Kiedy miałaś migrenę. Podsłuchałem jego rozmowę z Jamiem O’Donnellem. Twój ojciec powiedział, że ktoś mu zostawił wiadomość w samochodzie. Zawierała to samo, co usłyszał Digger: „Dostajesz to, na co zasługujesz”.
Melanie przyglądała się mu z powątpiewaniem.
– Twój ojciec wiedział także, że Larry Digger przyjechał do miasta – ciągnął David. – Wspomniał o tym O’Donnellowi, który odparł, że jakaś Annie dostaje głuche telefony. Jak ci się wydaje, co to za Annie?
– Ann Margaret? Myślisz, że chodzi o Ann Margaret?
– Jest z Teksasu, jak oni wszyscy. Więc już wiemy, że twój ojciec coś wie, O’Donnell coś wie i Ann Margaret też. Kto jeszcze pochodzi z Teksasu i wspominał coś o liście?
William – szepnęła.
– Sama widzisz. Zostaje twój brat i matka. Brat na widok ołtarza był tak samo wstrząśnięty, jak ty. Ale twoja matka… Nie zachowuje się inaczej niż zwykle?