Выбрать главу

– Odejdź!

– Dlaczego? Już cię kiedyś miałem.

– William, do diabła…

Chwycił ją za włosy i szarpnął. Krzyknęła, ale natychmiast się opanowała. Zawsze lubiła udawać twardą. Pora to zmienić. Pora wreszcie się zabawić na koszt Harpera.

– Dociera do ciebie?

– Ja… nie…

– Nie, oczywiście. Wiesz, jak na taką mądralę nie masz pojęcia o swojej rodzime. Tak, tak. Możesz się wściekać, możesz uważać, że jesteś ode mnie lepsza. Ale to nieprawda. Jesteś tylko bardziej naiwna. Ja się poznałem na twoim ojcu w pięć minut, a ty po dwudziestu latach dalej jesteś ciemna. To kto jest mądry?

Brutalnie szarpnął ją za włosy. Tym razem nie zdołała powstrzymać bolesnego syku. To mu się spodobało.

– Twój kochany tatuś myśli, że ma mnie w garści. Wydaje mu się, że będę mu ciągle pomagał w tych lipnych operacjach i nie połapię się, co się dzieje. Aha, o tym też nie wiedziałaś, co? – Niedbale wskazał lufą pokój za swoimi plecami. – Widzisz? To wszystko za brudne pieniądze. Twój tatuś może i jest najlepszym kardiochirurgiem w Bostonie, ale nie umie się obchodzić z pieniędzmi. Grzęźnie coraz głębiej. Myślisz, że zacznie się ograniczać, że narzuci rodzinie oszczędne życie? O, nie, nie on. On sobie wymyślił, że będzie krajać niewinnych staruszków i zakładać im rozruszniki. Nikomu się nie dzieje krzywda, jak mówi. Towarzystwa ubezpieczeniowe mogą sobie na to pozwolić. Jak ci się to podoba? Klasa, co? Fajnego masz tatę, nie?

Usta jej zadrżały. Spojrzała mu prosto w oczy i odezwała się tym zimnym głosem, którego tak nie znosił:

– Nie wiem, o czym mówisz.

Uderzył ją w twarz. Nie jęknęła, czym sprawiła mu zawód, ale przynajmniej zauważył, że pękła jej warga. Pojawiły się kropelki krwi. Warga zaczęła puchnąć.

– Więc pożegnaj się z tatusiem, bo nie zamierzam znosić więcej niespodzianek. „Dostajesz to, na co zasługujesz”. Gówno prawda. Zauważyłem tego agenta w szpitalu. Wiem, co kombinuje i z pewnością nie pozwolę mu się wrobić.

– Boże! Dostałeś list!

– List? – Zmarszczył brwi z rozdrażnieniem. – Nie dostałem żadnego listu. Ktoś mi zostawił wiadomość, napisaną krwią na lustrze. Kto by pomyślał, że twojego starego stać na takie rzeczy?

Pokręciła głową.

– Jaki ty masz związek z Russellem Lee Holmesem? Znałeś Meagan?

– Co? – Nie rozumiał i nie chciał rozumieć. Przycisnął ją do ściany. – Chcesz znać prawdę? Proszę bardzo, ty mała idiotko. Twój ojciec jest oszustem. Woli kroić zdrowych ludzi niż przyznać się do bankructwa. Twoja matka jest pijaczką i nie potrafi zaspokoić własnego męża. A twój brat to zboczek. I, do kompletu, twój ojciec chrzestny to zwykły bandyta w ładnych ciuchach. Jak ci się podoba ten śliczny obrazek? Dwaj przestępcy, pijaczka i pedał. A ty? Ty jesteś durna. Durna jak cholera, idiotka, która od dwudziestu lat daje się oszukiwać. Jak ci się to podoba?

Uśmiechnął się z satysfakcją. Melanie uniosła głowę, jakby chciała z nim walczyć. Jednak w jej oczach widać było zwątpienie i jakby błaganie, żeby cofnął to, co powiedział. Jeszcze czego!

Odstąpił o krok i od niechcenia uderzył ją w twarz.

– Jak śmiałaś mnie rzucić, ty suko!

– Jak śmiesz mnie tak traktować! – krzyknęła i usiłowała go kopnąć. Bez trudu zablokował cios. Chwycił jej nadgarstek i ścisnął.

– Daj mi szyfr do sejfu. Potrzebne mi dokumenty Harpera.

– Nie znam szyfru.

Puścił jej rękę i uderzył ją kolbą pistoletu. Uderzyła głową o ścianę i osunęła się na podłogę, na wpół przytomna.

– Larry Digger…

– Co? Dawaj szyfr!

– Czy ojciec… zastrzelił Diggera?

William pokręcił głową.

– Nie wiem, o czym mówisz. Harper jest złodziejem, nie mordercą. Dawaj ten szyfr.

– Co się stało z Meagan? – wymamrotała. – Co oni jej zrobili?

– Pieprzyć Meagan. Daj szyfr, bo cię zabiję.

Owinął sobie wokół ręki jej długie włosy i podniósł ją szarpnięciem na nogi.

I nagle wszystko zaczęło się dziać samo.

Słodka Melanie wbiła mu łokieć w brzuch. Powietrze uszło z niego ze świstem. Uderzyła całą dłonią w mostek, nastąpiła z rozmachem na nogę. Odskoczył z przekleństwem i wycelował w nią pistolet.

– Ty dziwko! Zabiję! Rozwalę ci łeb!

– Przestań! – Chwyciła jego dłoń i zaczęła się z nim szarpać.

Pistolet wypalił sam. Zamarli w pół ruchu na środku rozbebeszonego gabinetu. William miał szeroko otwarte, zdumione oczy. Melanie patrzyła na niego z równym zdumieniem. Powoli osunął się na podłogę.

Dopiero teraz zauważyła krew na jego brzuchu. I na jej rękach, na dokumentach, na podłodze. Jak Larry Digger, pomyślała.

– Mi Dios! – jęknął jakiś głos.

Melanie odwróciła się i ujrzała Marię z torbą zakupów.

– Ja nie chciałam…

Maria odwróciła się i uciekła. Melanie zdała sobie sprawę, że nadal trzyma broń, a jej ręce ociekają krwią.

Chciała tylko mieć rodzinę. Ludzi, którzy by ją kochali. Którzy by przy niej byli. Chciała mieć dom.

Kłamstwa i krew. Kłamstwa i krew.

Jej ciało ruszyło się jakby bez własnej woli.

Chwyciła torebkę. Wybiegła z domu i wypadła na ulicę. Nie przestawała uciekać.

25

Pager Davida rozdzwonił się niespodziewanie, przerywając Lairmore’owi mieszanie z błotem swoich podwładnych.

– Muszę oddzwonić – oznajmił David spokojnie i wyszedł z sali konferencyjnej. Lairmore coś wymamrotał, ale kto by się nim przejmował.

Nie znał numeru, który się wyświetlił, ale po tamtej stronie podniesiono słuchawkę po pierwszym sygnale. W tle słychać było warkot samochodów i szum głosów.

– Tu Riggs – powiedział.

Chwila ciszy i już wiedział, że to ona.

– Melanie?

– Okłamałeś mnie.

– Melanie, gdzie jesteś?

– Powiedziałeś, że nie prowadzisz śledztwa w sprawie mojej rodziny. Powiedziałeś, że chodzi ci o Williama. I pewnie nie masz sobie nic do zarzucenia. Wykonujesz tylko to, co do ciebie należy.

– Melanie, posłuchaj. Chcę ci pomóc…

– Akurat. Jak śmiesz mnie tak okłamywać! Po tym wszystkim…

– Melanie…

– Dla twojej wiadomości, strzeliłam przypadkowo. William chciał mnie zabić. Możesz to powiedzieć mojej rodzinie, choć ich to pewnie nie obchodzi. Nie wiem, co ich obchodzi. Pewnie miałeś rację, pewnie jednak ich nie znam.

– Melanie, powiedz mi, gdzie jesteś. Będę tam za dwie minuty.

– Nie. Koniec gier. Koniec manipulacji. Od samego początku pozwalałam innym mnie wykorzystywać. Teraz z tym koniec. Do widzenia.

Trzask słuchawki. David zaklął okropnie, zwracając na siebie uwagę wszystkich. Z sali konferencyjnej wyłonił się Lairmore, a za nim Chenney.

– Riggs!

David chwycił płaszcz.

– Dzwońcie do detektywa Jaksa. Rozmawiałem z Melanie Stokes. Twierdzi, że zastrzeliła Williama Sheffielda.

W domu Stokesów nagle zrobiło się bardzo gwarno. Przed drzwiami wejściowymi stały dwie karetki i trzy samochody policyjne. Błyskały koguty, kręcili się policjanci. Pojawiły się także dwie furgonetki telewizyjne.

Między dziennikarzami kręcili się sąsiedzi i turyści, którzy zaczęli robić zdjęcia. Ruch na czteropasmówce został zahamowany.

David Riggs zatrzymał samochód o przecznicę dalej i resztę drogi przebył biegiem. Chenney sapał tuż za nim. Usiłowali dzwonić do Melanie – bez skutku. Udało im się dodzwonić do detektywa Jaksa, który przyznał, że rzeczywiście była jakaś strzelanina i wydział zabójstw ma parę pytań do przyjaciół z FBI.