Выбрать главу

Sprawdził numery. Dom Stokesów był czwarty. Oświetlony jak choinka na Boże Narodzenie. Przy drzwiach dwaj portierzy w czerwonych liberiach, sztywni jak dwie zapałki. W pobliżu zatrzymał się mercedes, z którego wysiadła jakaś kobieta. Całe jej pulchne ciało skrzyło się od fioletowych cekinów i brylantów. Mąż, równie przysadzisty, dreptał u jej boku. W smokingu był łudząco podobny do pingwina. Oddali kluczyki do samochodu portierowi i zniknęli za masywnymi drzwiami z orzechowego drewna.

Digger spojrzał smętnie na swój stary trencz i pomięte spodnie.

Wpuszczą go, a jakże.

Poszedł do parku, usiadł na starej ławeczce z kutego żelaza pod gałęziami ogromnego klonu i oddał się obserwacji domu Stokesów.

Jako reporter opisywał Russella Lee Holmesa aż do jego ostatnich chwil, poznał więc wszystkie rodziny zamordowanych dzieci. Widział ich, kiedy szaleli z bólu i potem, gdy szok i przerażenie minęły, a pozostała tylko rozpacz. Ojcowie mieli w zapadłych oczach błysk nienawiści. Mówiąc o Russellu Lee zaciskali pięści i kopali i tak już zniszczone meble. Z kolei matki otaczały obsesyjną troską dzieci, które im pozostały, i nieufnie spoglądały na wszystkich mężczyzn, nie wyłączając własnych mężów. Kiedy zapadł wyrok śmierci na Russella Lee, większość tych rodzin się rozpadła.

Ale nie Stokesowie. Od samego początku różnili się od innych i od samego początku inne rodziny nie znosiły ich za to. Poza Meagan wszystkie ofiary Russella Lee pochodziły z biednych dzielnic. Stokesowie zajmowali wielką posiadłość w jednej z nowych, bogatych dzielnic Houston. Inni rodzice byli zmęczeni i zagonieni. Ich dzieci nosiły podarte ubrania, miały krzywe zęby i były brudne.

Stokesowie żyli w zupełnie odmiennym świecie. Silny i szlachetny mąż – lekarz, smukła i szykowna żona, niegdyś królowa piękności, i dwójka złotych dzieci. Lśniące jasne włosy, bielutkie zęby, różane policzki.

Aż się prosili, żeby spotkało ich coś złego, a kiedy już spotkało…

Digger musiał spuścić wzrok. Nadal czuł wstyd i zażenowanie.

Błękitne, przejrzyste oczy Patricii Stokes, tak łagodne, gdy mówiła o swojej córce, usiłując ją opisać i błagając, by ktoś ją odnalazł… i wyraz jej twarzy, gdy ciało Meagan zostało zidentyfikowane. Te błękitne oczy nabrały tak martwego wyrazu, że po raz pierwszy w życiu Larry Digger byłby gotów oddać swój artykuł… co tam, oddałby duszę, by zwrócić tej pięknej kobiecie jej dziecko.

Tuż po egzekucji, zanim jeszcze Patricia otrząsnęła się z szoku, Digger poszedł za nią do hotelowego baru. Jej mąż się tu nie zjawił. Podobno pracował. Plotka głosiła, że od czasu śmierci córki doktor Harper Stokes myślał tylko o pracy. Ubzdurało mu się, że ratując życie innym zasłuży na to, by Bóg oddał mu córkę. Bogacze mają źle w głowie.

A więc padło na czternastoletniego Briana, który pojechał z matką do Teksasu. Poszedł nawet z nią do baru, z taką miną, jakby to wszystko należało do niego. Barman usiłował protestować, ale mały rzucił mu jedno spojrzenie. Mówiło: niech nikt ze mną nie zaczyna po tym, co widziałem. Barman od razu się zamknął.

Jezu, od kiedy to dzieci obserwują egzekucje?

Mniej więcej wtedy Digger nabrał przekonania, że Stokesowie wcale nie są tacy wspaniali. Pod tą wypielęgnowaną maską coś się kryło. Coś mrocznego. Brzydkiego. Przez wiele lat nie mógł się otrząsnąć z tego wrażenia.

No i minęło dwadzieścia lat. Stokesowie mieli drugą córkę, która zdołała dożyć dorosłego wieku. Ale demony nie chciały usnąć, bo ktoś zadzwonił do Larry’ego Diggera i zaprosił go do zabawy.

Ktoś nadal uważał, że Stokesowie nie dostali tego, na co zasługiwali.

Digger wzdrygnął się mimo woli.

Wzruszył ramionami. Jeszcze przez chwilę zastanawiał się nad tą drugą córką. Usiłował zgadnąć, jak wygląda i czy znalazła szczęście w nowym domu. Doszedł do wniosku, że ma to gdzieś.

To była jego szansa i nie zamierzał jej zmarnować. Zebrał informacje. Wiedział wszystko co trzeba. I umiał wykorzystać okazję.

Szykuj się, Melanie Stokes, pomyślał beznamiętnie.

Nadchodzę.

2

O wpół do dziesiątej w salonie Stokesów roiło się od gości, migoczących od klejnotów. Kelnerzy w białych frakach manewrowali pomiędzy eleganckim tłumem, roznosili szampana na srebrnych tacach, skwierczące krewetki z czosnkiem i wędliny z dziczyzny. Kryształowe żyrandole Baccarata siały tęczowe blaski, rzucały zajączki na zawiłe sploty fryzur i wyłaniały z mroku przystojnych mężczyzn, flirtujących z pięknymi paniami.

Melanie zbiegła po schodach, machając wesoło ręką do Weberów, Braskampów i Ruddych. Wymieniła ukłony z Chadwickami i Baumgartnerami. Prawnicy, dziekani, ordynatorzy, rekiny finansjery, bankierzy, kilku polityków. W Bostonie było mnóstwo bogaczy, z rodowodem i bez, a Melanie bez skrupułów zaprosiła wszystkich. Każdy gość przyniósł cenną książkę, a jeśli ktoś zamierzał się licytować, tym lepiej. Jeśli chodzi o zbieranie datków, Melanie była bezlitosna.

Uśmiechnęła się do ojca. Stał przy drzwiach, wspaniały, w ulubionym fraku z atłasowymi wyłogami. Zbliżający się do sześćdziesiątki błękitnooki, złotowłosy Harper wydawał się u szczytu formy. Zaharowywał się na śmierć, codziennie biegał, traktując ćwiczenia z prawdziwym nabożeństwem, i z zapałem grywał w golfa. Co więcej, „Boston” niedawno nazwał go najlepszym kardiochirurgiem w mieście – od dawna zasłużony zaszczyt. Dziś wydawał się wyjątkowo szczęśliwy. Melanie nie widziała go takim od wielu miesięcy.

Ruszyła na poszukiwanie matki. Na przyjęciach zawsze czuła się swobodnie, stąd praca, jaką sobie wybrała. Krążenie w tłumie plotkujących ludzi sprawiało jej przyjemność. Piekło wyobrażała sobie jako uwięzienie w zimnym, nieprzytulnym i lodowato białym pokoju. Na szczęście dzięki pracy, rodzinie i ochotniczym zajęciom w Czerwonym Krzyżu nieczęsto groziła jej samotność.

Wreszcie dostrzegła matkę i zaczęła się ku niej przedzierać.

Patricia Stokes stała w kącie, tuż obok srebrnego wózka z napojami. Gawędziła z młodym kelnerem – nieomylna oznaka zdenerwowania. Wysoka, urodziwa blondynka, która w wieku osiemnastu lat podbiła serca większości mężczyzn w Teksasie, z wiekiem stała się jeszcze piękniejsza. A w chwilach przerażenia lub niepewności miała zwyczaj chronić się w towarzystwie mężczyzn, nieodmiennie darzących ją zachwytem.

– Melanie! – Twarz matki rozjaśniła się w jednej chwili. – Tutaj, kochanie! Właśnie rozmawiałam z dostawcą. Soki już są na miejscu.

– Córka jest do pani bardzo podobna! – zauważył kelner.

– Oczywiście – rzuciła lekko Patricia. Melanie przewróciła oczami. Przypominała matkę tak samo, jak kaczeniec jest podobny do herbacianej róży.

– Gnębisz obsługę? – spytała.

– Zdecydowanie. Charlie właśnie nalewał mi drinka. Sok pomarańczowy. Czysty. Pomyślałam, że dam wszystkim temat do plotek. Będą się zastanawiać: dolała wódki czy nie? Wiesz, że uwielbiam być w centrum uwagi?

Melanie uścisnęła dłoń matki.

– Świetnie sobie radzisz.

Patricia uśmiechnęła się blado. Wiedziała, że ludzie nadal plotkują. „Jej pierwsza córka została zamordowana! Miała cztery latka i ten bydlak odciął jej głowę. Straszne, prawda? Wyobrażasz sobie?” A ostatnio do stałego repertuaru doszło jeszcze jedno: „Jej syn niedawno oznajmił, że jest gejem. Wiesz, że zawsze był, hmm… dziwny. A ona… ona znowu zaczęła pić. Zgadza się. Ledwie wyszła z odwyku i masz!”