– Nie, nie! To Jamie go zabił. To Jamie jest mordercą!
– Jamie nas chronił! Zrobił wszystko, żebym była bezpieczna. Zasłonił mnie własnym ciałem, kiedy do mnie strzeliłeś. Na miłość boską, był twoim przyjacielem, a ty go zabiłeś!
– Uwiódł mi żonę!
– A ty uwiodłeś połowę pielęgniarek w szpitalu! Jak śmiesz!
– Do diabła, nic nie rozumiesz! – W głosie Harpera odezwały się przenikliwe nutki histerii. David zrozumiał, że za chwilę rozpęta się piekło.
Wymierzył prosto w jego czoło i właśnie wtedy Patricia Stokes stanęła przed mężem.
– Nie skrzywdzisz mojej córki!
– Patricio, nie! – krzyknął David.
Teraz ruszyła także Ann Margaret. Harper wymierzył broń w żonę, krzycząc, żeby zeszła mu z drogi, bo ją także zabije. Jak mogła go tak skrzywdzić, wołał, przecież ją kochał, i dlaczego się tak upierała, dlaczego nie mogła się pogodzić ze stratą córki O’Donnella? Bo ciągle go kochała, oto dlaczego. Zawsze bardziej kochała tego O’Donnella.
David rozpaczliwie usiłował zapanować nad sytuacją. Patricia wrzasnęła, że to nieprawda, zawsze bardziej kochała Harpera, tylko on tego nie widział, bo zaślepiała go duma. A ona była taka pewna, że kiedyś wreszcie będą szczęśliwi! Co się stało z ich marzeniami? Jak mógł ich doprowadzić do takiego stanu? Jak mógł grozić własnej córce, zamordować przyjaciela?
Potem usłyszał Melanie. Jej płacz. Ona pierwsza zauważyła, że Harper już nie myśli, że zaraz zastrzeli żonę, a David go nie powstrzyma. Wyciągnęła coś zza marynarki Jamiego. Broń. Melanie miała broń.
– Ann Margaret, padnij! – ryknął David. W tej samej chwili Harper odwrócił się i dostrzegł nowe zagrożenie. Rzucił się ku Melanie. Do diabła, Patricia ciągle stała Davidowi na drodze. Nie mógł strzelać!
Harper wrzasnął. Twarz mu się wykrzywiła, w oczach błysnęło coś obcego i strasznego. Melanie wstała i stanęła przed nim, spokojna, gniewna.
– Melanie, nie! Patricio, odsuń się! Padnij!
Brian Stokes stanął za plecami ojca. Uniósł masywną gałąź i uderzył nią z rozmachem w głowę Harpera.
Harper osunął się na ziemię. David rzucił się ku niemu, w biegu wyciągając kajdanki. Zatrzasnął je na rękach Harpera. Ann Margaret i Patricia stały jak skamieniałe, blade i oszołomione.
Brian patrzył na nich szeroko otwartymi oczami. Ciągle ściskał gałąź. Posiniaczona, opuchnięta twarz nadawała mu upiorny wygląd. Odnalazł wzrokiem siostrę.
– Meagan? – szepnął. – Och, Meagan…
– Brian! – załkała i rzuciła mu się w ramiona. Patricia podbiegła do nich, objęła swoje dzieci, przytuliła je do siebie. Nareszcie razem. Wszyscy zaczęli płakać.
David i Ann Margaret stali z boku. Nad lasem zapadła cisza. Po paru minutach rozległ się śpiew ptaków, jakby nic się nie wydarzyło.
Po dwudziestu minutach, gdy przyjechała policja, Patricia nadal płakała w objęciach Briana. Ale Melanie była już w ramionach Davida. Teraz to on tulił ją do siebie i delikatnie gładził po włosach.
Epilog
W dniu pogrzebu Jamiego O’Donnella padał deszcz. Minęło wiele tygodni, zanim lekarz sądowy pozwolił na zabranie jego ciała. Patricia znalazła katolickiego księdza, który odprawił nabożeństwo. Ann Margaret wiedziała, że Jamie chciał być skremowany. Brian i Melanie wybrali miejsce rozrzucenia jego prochów – Newport Cliff Walk. Zabierał ich tam wiele razy twierdząc, że uwielbia szum fal, rozbijających się o nabrzeże. Ten szum przypominał mu Irlandię.
Teraz Melanie, Ann Margaret, Patricia, Brian i Nate stali w milczeniu przed księdzem. Melanie nie rozumiała ani jednego słowa. Ostatnio mało ją obchodziła nadzieja, chwała i sprawiedliwość. Miała dość słów. Za łatwo je wypowiedzieć, za łatwo w nie uwierzyć.
Patrzyła w mroczną, gniewną wodę, kotłującą się u jej stóp. To dziwne, pomyślała, ale Harper powinien tu być. Ten pogrzeb to także jego sprawa. A choć się do tego nie przyznawał, podejrzewała, że on także odczuł stratę Jamiego O’Donnella i także go opłakiwał.
Doktor Harper Stokes siedział w więzieniu. Stany Teksas i Massachusetts oraz FBI walczyły między sobą o niego, spierając się, czyja sprawa jest ważniejsza. Na razie przewaga leżała po stronie federalnych. Dom Stokesów na Beacon Street trząsł się w posadach. Zamrożono konta bankowe, przetrząsano wszystkie dokumenty. Melanie, jej matka i brat tak często byli wzywani na przesłuchania, że recepcjonista w FBI zaczął ich poznawać.
Równie wiele czasu Melanie spędzała z detektywem Jaksem. Opisywała mu swoje ostatnie, fatalne spotkanie z Williamem. Na razie nie postawiono jej żadnych zarzutów. Adwokat twierdził, że wybroczyny na jej twarzy oraz fakt, iż broń należała do Williama, niezbicie świadczą o jej działaniu w obronie własnej. Najprawdopodobniej sąd nie zechce marnować czasu na jej sprawę. Chociaż tyle.
A zatem nie przejdzie przez życie z piętnem morderczyni. Ale jednak zabiła. Nie wiedziała, czy to znaczy, że jest morderczynią, ale ostatnio nie wiedziała już niczego.
Pewnego dnia, dokładnie dwa tygodnie po śmierci Jamiego, obudziła się zlana zimnym potem. Znowu śniła się jej szopa i pobyt w Londynie. Ale tym razem Jamie mówił, że nie zniesie jej ani chwili dłużej. Nie chce być jej ojcem. Jest brzydka, nienawidzi jej i chce ją oddać.
Pobiegła w popłochu do więzienia, gdzie trzymano Harpera, i zażądała spotkania. Musiała to wiedzieć, musiała go spytać. Czy Jamie naprawdę ją kochał? Czy Harper jej to powie? Ciągle nie pamiętała wielu rzeczy, a chciała usłyszeć, że obaj ją kochali, że Harper nigdy nie chciał jej skrzywdzić, nawet ten płatny morderca to nieporozumienie. Kochał ją, Jamie także, tylko wszystko się pomieszało. Dwaj mężczyźni i zazdrość, jeden mężczyzna i chciwość. Zawinili inni, nie ona.
Ale Harper nie zgodził się na widzenie. Od aresztowania nie chciał się spotykać z nikim, nawet z żoną.
Wróciła do samochodu jak we śnie. Ruszyła, nie zastanawiając się nad niczym.
I ku własnemu zdziwieniu znalazła się pod drzwiami mieszkania Davida.
Od czasu przybycia policji, jeszcze w Teksasie, ani przez chwilę nie byli sami. On znowu stal się agentem specjalnym, prowadzącym dochodzenie w sprawie przeciwko Harperowi Stokesowi. Oczywiście agenci nie mogli wchodzić w bliskie związki ze świadkami. Melanie to rozumiała. Agenci musieli być posłuszni regulaminowi, a David na ogół go przestrzegał. Dlatego był tak różny od jej dwóch ojców.
Ale tamtej nocy posłała to wszystko do diabła. Załomotała do jego drzwi, a kiedy otworzył, rzuciła mu się w ramiona. Nie odepchnął jej. Wyraz jego twarzy powiedział wszystko – tęsknota, pragnienie bliskości, pewność, że to w Teksasie było prawdziwe, że to nie epizod. Kochali się w korytarzu, tuż pod drzwiami. Potem w kuchni, a kiedy wreszcie dotarli do sypialni, zaczęli od nowa.
Minęło kilka godzin. Melanie wstała, ubrała się i wyszła bez słowa, tak jak przyszła. David nić zadzwonił do niej. Uznała, że dopóki toczy się śledztwo, nie wolno mu nawet tego.
Odczekała pięć dni i pojawiła się znowu. I jeszcze raz za trzy dni. Nigdy nie rozmawiali, jakby zdawali sobie sprawę, że postępują nie fair. Ale ich ręce, wargi i ciała mówiły wszystko, spragnione, rozgorączkowane, nieprzytomne. Melanie wierzyła im bardziej niż czemukolwiek, co miało miejsce w jej życiu.
Matka i Ann Margaret starały się jej pomóc. Przeważnie siadywały we trójkę na patio. Ann Margaret i Patricia opowiadały jej o życiu w Teksasie.
Podczas tych sesji dowiedziała się wiele o Jamiem. Ze kochał jej matkę, ale nigdy nie zdołał jej całkowicie odebrać Harperowi. Że kochał Ann Margaret, ale w destrukcyjny sposób. Że wydawał się kochać Melanie, choć nawet ta miłość była dziwna i tragiczna.
Jamie wyznaczył Melanie na swoją spadkobierczynię. Na koncie w szwajcarskim banku czekały na nią miliony dolarów. Ona i matka miały do końca życia nie zaznać biedy. Ann Margaret dostała dożywotnią rentę.