Выбрать главу

– Twoja matka cię kocha – ciągnął Dan. – Chce, żebyś żyła. Dlatego trzyma cię z całej siły.

Żałosny dźwięk wyrwany z gardła Laury świadczył, że wreszcie zrozumiała całą okropną prawdę.

Z przodu sali zmięte kotary drgnęły i uniosły się lekko, niezdecydowanie, jakby próbowały znowu rozłożyć się w groźne skrzydła, lecz po kilku sekundach opadły na bezkształtny stos.

Earl podniósł się na nogi. Stanął za Danem. Badając wzrokiem salę, zapytał:

– To była sama Melanie? Dan przytaknął.

Szlochając z bólu, żalu i strachu, Laura kołysała córkę w objęciach.

Powietrze wciąż było przenikliwie zimne.

Coś dotknęło Dana niewidzialnymi lodowymi rękami i popchnęło go do tyłu, ale niezbyt mocno.

– Nie możesz się zabić. Nie pozwolimy ci się zabić – powiedział do niewidocznego astralnego ciała. – Kochamy cię, Melanie. Nigdy nie miałaś szansy, a my chcemy dać ci szansę.

Cisza.

Earl zaczął coś mówić, a potem kilka rzędów za nimi psychogeist przemknął wzdłuż szeregu foteli trzaskając siedzeniami, i kotary uniosły się tym razem, drzwi awaryjne znowu zaczęły otwierać się i zamykać z hukiem, deszcz dźwiękochłonnych płytek runął z sufitu i rozległo się cienkie zawodzenie, które musiało być astralnym głosem, ponieważ dochodziło zewsząd i wypełniło salę dźwiękiem o takim natężeniu, że Earl i Dan zakryli uszy rękami.

Dan zobaczył, że Laura się krzywi, ale nie wypuściła córki, żeby zasłonić uszy. Wciąż trzymała ją w miłosnym uścisku, tuliła ją mocno, obejmowała.

Hałas wzrósł nie do wytrzymania i Dan pomyślał, że źle ocenił dziewczynkę, że Melanie zwali im dach na głowy i zabije ich wszystkich, żeby popełnić samobójstwo. Lecz nagle kakofonia ucichła i wirujące przedmioty runęły z powrotem na podłogę, i drzwi przestały trzaskać.

Ostatnia sufitowa płytka sfrunęła na dół, uderzyła w rząd siedzeń przed nimi, przekoziołkowała dwukrotnie i znieruchomiała.

Znowu spokój.

Znowu cisza.

Przez ponad minutę czekali z lękiem – a potem zrobiło się ciepło.

Z tyłu sali jakiś człowiek, który wyglądał na kierownika, zapytał:

– Co tu się stało, do cholery?

Bileter stojący obok kierownika, który widocznie widział początek zniszczeń, próbował to wyjaśnić, ale bez powodzenia.

Dan dostrzegł ruch w budce operatora i zobaczył, że jakiś człowiek wygląda przez jeden z otworów. Miał zdumioną minę.

Laura wreszcie oderwała się od Melanie, a Dan i Earl przykucnęli obok.

Dziewczynka miała otwarte oczy, ale nie patrzyła na nikogo. Jej spojrzenie pozostało puste. Lecz oczy straciły ten nawiedzony wyraz, jaki miały wcześniej. Melanie jeszcze nie dostrzegała niczego na tym świecie, ale przynajmniej przestała szukać schronienia w kryjówce swojego umysłu. Stanęła teraz na granicy pomiędzy fantazją a rzeczywistością, pomiędzy wewnętrzną ciemnością a światem światła, w którym kiedyś przyjdzie jej żyć.

– Jeśli samobójcze skłonności minęły… w co wierzę… to najgorsze za nami – oświadczył Dan. – Myślę, że z czasem ona całkowicie przyjdzie do siebie. Ale to będzie wymagało mnóstwo miłości i cierpliwości.

– Mam dosyć jednego i drugiego – zapewniła Laura.

– Pomożemy – obiecał Earl.

– Tak – przyświadczył Dan. – Pomożemy.

Melanie czekały teraz lata terapii i istniało ryzyko, że pozostanie autystyczna. Lecz Dan miał przeczucie, że na dobre zamknęła drzwi do grudnia, że już nigdy nie pozwoli im się otworzyć! A jeśli pozostaną zamknięte, jeśli Melanie potrafi zapomnieć, jak sieje otwiera, może w końcu zapomni o cierpieniu, przemocy i śmierci, które wydarzyły się za tymi drzwiami.

Zapomnienie to początek uzdrowienia.

Zrozumiał, że sam powinien nauczyć się tej lekcji. Lekcji zapominania. Musiał zapomnieć o bólu wywołanym przez własne klęski. Delmar, Carrie, Cindy Lakey. Wezbrała w nim rozpaczliwa, dziecinna nadzieja. Gdyby tylko zdołał wreszcie zostawić za sobą te ponure wspomnienia i zamknąć własne drzwi, może dziewczynka również zamknie swoje; może jego determinacja w powracaniu do życia przyspieszy jej wyzdrowienie.

Postanowił potargować się z Bogiem: Słuchaj no, Panie, obiecuję, że zostawię przeszłość za sobą, przestanę zadręczać się rozmyślaniami o krwi, śmierci i morderstwach, poświęcę więcej czasu na życie i docenianie błogosławieństw, którymi mnie obdarzyłeś, okażę więcej wdzięczności za to, co mi dałeś, a w zamian, Boże, chcę od ciebie tylko, żeby Melanie całkiem wyzdrowiała. Proszę. Umowa stoi?

Laura spojrzała na niego, kołysząc córkę w objęciach.

– Wydajesz się taki… skupiony. Co się stało? O czym myślisz?

Nawet wysmarowana brudem, zakrwawiona i rozczochrana, była piękna.

– Zapomnienie to początek uzdrowienia – powiedział Dan.

– O tym myślałeś? – Tak.

– I to wszystko?

– Wystarczy – powiedział. – Wystarczy.

Dean R. Koontz

***