Выбрать главу

– Mmm… – Złapał ją za kostki i przyciągnął je do swoich bioder, głaszcząc jej nogi przez szorstkie wełniane pończochy. – I masz zamiar trzymać mnie o suchym pysku aż do marca?

– Właśnie – odparła najspokojniejszym tonem, na jaki się mogła zdobyć.

W oczach Rye'a zamigotał złośliwy ognik.

– Czy ma pani coś przeciwko temu, że wypróbuję pani silną wolę, szanowna pani Morgan?

– Próbuj – odparła. – I tak nici z tego, dopóki nie będziemy małżeństwem. – Splotła palce na jego karku, siedząc w tej wyuzdanej pozie z beztroską, jakiej Rye nie wyobrażał sobie u żadnej innej kobiety.

– Wiesz, że nigdy nie zmusiłbym cię do czegoś wbrew twojej woli. – Ciepłe dłonie Rye'a wpełzły pod jej kolanami i powędrowały w dół, ściągając po drodze pończochy. Rye dwoma palcami ucisnął jej piętę.

– Wiem. – Wzdłuż nóg Laury biegły rozkoszne dreszcze. Rye jak zwykle był wspaniałym kochankiem, pomysłowym i nieodgadnionym. Potrafił za każdym razem poruszyć jej zmysły czymś nowym, tak jak w tej chwili. – Och, Rye, też chciałabym więcej… ale nie mogę. Nie zrobię tego, dopóki Dan ostatecznie nie przestanie nas dzielić.

Rye przekrzywił głowę i odchylił ją na oparcie fotela.

– Powiedz mi w takim razie, po co mnie zaprosiłaś. Jego dłonie ujęły biodra Laury pod halką i pchnęły je nieco w tył, aż poczuła, że jego twardy członek styka się z najczulszym punktem jej kobiecości.

Przymknęła oczy, oddychając głośno, poddając mu się tak, jak się spodziewał.

– Kiełbasa! – powiedziała nagle.

– Ależ częstuj się. Nie czujesz, że się gotuje?

– Rye, jesteś obrzydliwy – uśmiechnęła się.

– Przecież lubisz takich. Chodź tu. – Z całkowitym brakiem poszanowania dla jej odzieży pociągnął ją do siebie, wsuwając jej język do ust. Jego ciało uniosło się zapraszająco, ona w odpowiedzi przycisnęła się do niego. Ręce Rye'a krążyły po jej plecach, pieszcząc je przez szorstkie płótno, potem zsunęły się na krągłe pośladki, a Laura nachyliła się nad nim, całując go z zapamiętaniem, od którego puls huczał jej w skroniach.

Kiedy pożądanie stało się torturą, oderwali się od siebie i odezwali równocześnie:

– Lauro, chodź do łóżka…

– Rye, musimy przestać… – odepchnęła go lekko. Ich oczy były tak blisko, że niemal ocierały się rzęsami.

– Mówisz poważnie? – spytał. – Naprawdę odsuwasz mnie od łoża do czasu, gdy znów będziesz legalną panią Dalton?

– Przecież od początku próbuję ci to powiedzieć.

– Dlaczego?

– Częściowo z powodu tego, co stało się ostatnim razem, kiedy się kochaliśmy, częściowo zaś…

– Masz na myśli śmierć Zacha? Skinęła głową. Twarz Rye'a pociemniała z gniewu.

– Lauro, to śmieszne!

– Może dla ciebie, ale…

– Przestań dzielić włos na czworo! – przerwał jej. – Co za różnica, skoro i tak mamy na to ochotę! Szukasz usprawiedliwienia i tyle.

Zażenowana, ponieważ trafił w dziesiątkę, natychmiast zeskoczyła mu z kolan i obciągnęła spódnicę, rumieniąc się po korzonki włosów.

– Śmiesz mnie oskarżać, kiedy staram się być uczciwa?

– Uczciwa! Ha! – gniewnie wyprostował się w fotelu.

– Tak, uczciwa! Przyrzekliśmy nie robić tego przez wzgląd na Dana!

– Dopóki był w tym domu!

– Nie, dopóki wciąż prawnie jest moim mężem. Jak to wygodnie teraz o tym zapomnieć!

– Doprowadziłaś mnie do stanu… ślepej kiszki, która lada moment pęknie. Wszystko mnie boli, do diabła!

Frustracja Laury, narastająca w ciągu ubiegłych dziewięciu miesięcy, eksplodowała. Laura nie zdawała sobie sprawy, iż napięcie, w jakim żyli, zarówno emocjonalne, jak i seksualne, w naturalny sposób szuka sobie ujścia. Jej złość znalazła ujście w krzyku:

– Och, ty… ty napalony… – szukała odpowiednio miażdżącego słowa – capie! – Trzęsącym się palcem wskazała drzwi. – Dana nie ma ledwie przez pół dnia, a pan Dalton już puka do drzwi, gotów zająć jego miejsce! Nigdy nie wpadło ci do łba, że może chciałabym trochę pobyć sama, nie oglądać ani tego chłopa, który naciska mnie, żebym z nim została, ani drugiego, który zmusza mnie do odejścia. Wyrywacie mnie sobie jak jakąś nagrodę z jarmarcznej strzelnicy. Zresztą kto cię prosił, żebyś tu przychodził? Siedziałam sobie rada jak cielę na łące, ale ty oczywiście musiałeś tu wtargnąć i… i… uff! – Awantura sprawiła jej taką przyjemność, że posunęła się jeszcze o krok dalej i chwyciła go za przód swetra. – Zjeżdżaj z mojego krzesła! Było mi w nim dobrze, dopóki byłam sama, więc zabieraj manatki i wynoś się stąd!

Rye zerwał się na nogi. Stali niemal nos w nos.

– Napalony cap?

– Stary i śmierdzący!

– Jakoś dotąd ci to nie przeszkadzało! A przyszedłem ci pomóc w domowej orce, ty niewdzięczna, zdradliwa wiedźmo!

Podparta pod boki, Laura rzeczywiście wyglądała jak wiedźma.

– Zdradliwa? I kto to mówi? Cap, który zadawał się z tą wydrą Hussey w czasie, gdy ja byłam nieosiągalna!

– Nie zadawałem się z DeLaine Hussey – Rye wykrzywił się szyderczo.

– Spodziewasz się, że w to uwierzę? Mężczyzna z takim pociągiem do bab? – Laura podniosła poduszkę i wyrżnęła w nią pięścią.

– Teraz żałuję! Była całkiem chętna! Laura gapiła się na niego z otwartymi ustami.

– A więc rzeczywiście zadałeś się z nią! Niech cię diabli porwą, Rye'u Daltonie! – rzuciła w niego poduszką.

Rye uchylił się, ale zbyt późno. Złapał poduszkę i przeszedł do ataku. Trafił Laurę w bok głowy, zmuszając ją do cofnięcia się o krok.

– Prawie nie dotknąłem tej kobiety i teraz widzę, jaki byłem głupi! Chciałem być honorowy przez wzgląd na ciebie, i co z tego mam? Ostrzysz sobie na mnie ten niewyparzony jęzor! – Pchnął ją poduszką w pierś i pochylił się, żeby podnieść czapkę.

Laura odzyskała równowagę na czas, by dopaść jego kurtki, zanim on to zrobił. Zamiast podać, rzuciła mu ją w twarz.

– Z takim jęzorem zapewne nie przyjmą mnie w Michigan! Rye znieruchomiał.

– Czy to znaczy, że nie chcesz jechać!

– Dobrze by ci zrobiło, gdybym nie pojechała! Włożył kurtkę.

– Rób, co chcesz. Daj mi znać, kiedy się zdecydujesz – rzekł, ruszając do drzwi. – W międzyczasie znajdź sobie kogoś innego, kto będzie ci nosił wodę i rąbał drewno. Mam dość roboty. Nie muszę tracić czasu tutaj, gdzie jestem niemile widziany.

Drzwi zatrzasnęły się za nim.

Laura przez minutę stała jak wryta, zastanawiając się, co się właściwie stało. Potem niczym dziecko wystawiła język w stronę drzwi. W chwilę później upadła na kolana i ukryła twarz w poduszce, wciąż pieniąc się z gniewu. Nie rozumiesz, co przeszłam, ty głupcze! – syczała. – Nie masz zielonego pojęcia, czego mi potrzeba!

Zawyła przez zęby i huknęła pięścią w poduszkę z oczyszczającą furią, która podziałała na nią jak balsam.

Ale nawet przez chwilę nie miała wątpliwości, że za dziewięć tygodni opuści wyspę wraz z Ryem.

Rye popędził do domu klnąc na głos i obrzucając Laurę epitetami, których w gruncie rzeczy nie traktował poważnie. Pomstował na wszystkie kobiety, a na nią w szczególności. Słusznie urażony w swej męskiej dumie, paradoksalnie czuł się trochę lepiej. Kopiąc bryły śniegu na drodze wzywał Wszechmogącego na świadka, że Laura Dalton już nigdy nie zazna jego pieszczot, choćby go błagała do końca życia – a w każdym razie dopóki zostanie w nim choć iskra męskiego wigoru. Nim doszedł do bednarni, wiedział już, że nie dotrzyma żadnej z tych obietnic i że po ślubie Laura przekona się, na co go stać!