– Już myślałam, że nigdy o to nie zapytasz – wyszeptała. Zatrzymali się na krawędzi świetlistej wieczności, napawając się oczekiwaniem aktu, równie podniecającym jak sam akt.
– No to chodź tu i zaczynamy – rzekł krótko. Spotkali się wpół drogi, serce przy sercu, usta przy ustach, mężczyzna i kobieta, związani od lat uczuciem, którego przeciwności losu nie zdołały zniszczyć. Niecierpliwe języki zetknęły się, imitując to, co miało się rozegrać za chwilę. Rye pochylił się nad nią, wdychając z jej odzieży zapach woskownicy.
On pachniał świeżo wyprasowanym lnem i drewnem, w którym pracował, przez wiele lat.
Laura wsunęła rękę między rozpięty frak a ciasną kamizelkę, rozpostarła palce na jedwabnej tkaninie, która napięła się na plecach Rye'a, gdy pochylił się, żeby ją objąć.
Długi czas oczekiwania minął. Nie musieli się już krępować ani trzymać rąk przy sobie. Rye objął jej wzniesioną pierś, ona powiodła dłonią po ciepłym zgrubieniu na jego podbrzuszu.
Rye jęknął namiętnie, Laura także, lecz jej głos utonął w pocałunku, stłumiony przez język, który głaskał śliskie wnętrze jej ust. Ręce obojga zaczęły się poruszać; narastała w nich rozkosz.
Dłoń Rye'a znalazła się na dłoni Laury, wzmagając jej nacisk.
– Nie mogłem się doczekać, kiedy mnie popieścisz – jego dłoń przesunęła się w dół po żółtej spódnicy – a ja ciebie.
Jego dotyk rozpalił ogień w żyłach Laury i sprawił, że tak prosta rzecz, jak oddychanie, przychodziła jej z największym trudem.
– Myślałem, że ta kolacja nigdy się nie skończy – rzekł, wtulając usta w jej szyję.
– Ciągle chciałam cię pytać, która godzina. Oczy tak niebieskie jak wody Atlantyku uśmiechnęły się do niej.
– Odpowiednia, żeby zrzucić wreszcie tę kieckę, pani Dalton.
– I ten frak, panie Dalton.
– Rzeczywiście. – Rye podrapał się po bokobrodzie. – Zrobiło mi się w nim trochę niewygodnie.
Odwrócił się do niej tyłem i zdjął frak. Rzuciła go na ławkę. Rye wyjął z kieszonki zegarek, odłożył go delikatnie, ona zaś niecierpliwie rozpięła mu guziki i zsunęła kamizelkę z ramion.
Sięgała właśnie do guzików koszuli, gdy stanowczo złapał ją za ręce.
– Po co ten pośpiech, kochanie? Nie nadążam za tobą. Powoli podniósł do ust najpierw jej lewą dłoń, potem prawą.
W jego oczach błysnęła niecierpliwość, która zadawała kłam słowom. Lekko powiódł językiem po wrażliwej skórze wewnątrz jej przedramion, gdzie błękitne żyły zdawały się napinać pod dotknięciem. Potem zaczął rozpinać rząd guziczków z przodu sukni, sięgający od szyi do wysokości bioder. Zsunął jej suknię z ramion. Oparła się o halki i tam pozostała, podczas gdy Rye delikatnie pocierał czubki uszu Laury, po czym powiódł palcami wzdłuż jej szyi do ramion, ściągając przy okazji ramiączka koszuli z kuszących krągłości.
Laura przymknęła oczy i wstrzymała oddech. Lekkie jak piórka muśnięcia przeszywały płonącymi strzałami jej ciało, zdawały się rozlewać w niej ciepłe pożądanie.
Zadrżała i otworzyła oczy. Rye patrzył na nią, doskonale widząc, co dzieje się ze świeżo poślubioną małżonką, gdy jego palce kreślą niewidzialny deseń na jej szyi, na ciepłej, miękkiej piersi, zatrzymując się w wycięciu koszuli. Laura jednym szarpnięciem rozwiązała wstążkę i koszula miękko spłynęła jej do pasa. Sięgnęła po jego dłonie i nakryła nimi piersi, lgnąc do niego z silą, która nie była w stanie ukoić bolesnego niepokoju ciała.
– Marzyłam o tym codziennie od sierpnia zeszłego roku – wyszeptała, odchylając głowę w tył. – Pocałuj mnie, miły, proszę.
Jego głowa nachyliła się, a wargi objęły białą półkulę piersi, unosząc ją, aż różowy czubek trafił wprost do ust. Rye possał go i delikatnie zacisnął na nim zęby. Laura jęknęła, chwyciła go za ramiona, odchylając się w tył. Kiedy rozkosz zaczęła graniczyć z bólem, rzuciła się w przód. Sutek wymknął się z ust Rye'a.
Rye jęknął, złapał ją za biodra i wcisnął twarz w jej pachnące ciało, znów zachłannie chwytając pierś, podczas gdy jego dłoń odnalazła guzik w talii i zdarła z niej wszystko – koszulę, pantalony, halki i sukienkę – tworząc biało – żółty stos u jej kostek.
– Usiądź. Zdejmę ci buty. Opadła miękko na stertę odzieży. Rye ukląkł przed nią i szybko rozluźnił sznurówki, zsunął but i pończochę.
– Druga – rozkazał niecierpliwie. Laura przesunęła pieszczotliwie bosą stopą po jego twardym udzie.
– Czy masz pojęcie, jak strasznie tego chciałam, kiedy trzymałeś mnie wtedy na fotelu?
Zaskoczony, podniósł głowę.
– Tego dnia, kiedy wyrzuciłaś mnie z domu?
– Tak – powiedziała i dodała zmysłowym szeptem: – Wieczorem w łóżku musiałam zaspokoić się sama.
Szczęka mu opadła, na oszołomionej twarzy odmalowało się niedowierzanie. But głucho stuknął o podłogę.
– Po pięciu latach wciąż mnie zaskakujesz – rzekł. Przewróciła się na bok i oparła na łokciu.
– Nie mów mi, że wielokrotnie nie robiłeś tego samego podczas rejsu – powiedziała, sięgając do guzików rozporka.
Rye uczynił to równocześnie, szczerząc do niej zęby.
– Nie zaprzeczę. Ale za każdym razem myślałem o tobie – niecierpliwym ruchem zdarł z siebie koszulę. – Nie sądzę, byś w przyszłości musiała się często do tego uciekać – jego uśmiech stał się jeszcze bardziej wyzywający.
– Och, mam nadzieję, że nie.
Rye klapnął na podłogę obok niej i zaczął ściągać buty. Jeden stawił mu opór. Rye zaklął pod nosem, ciągnąc z całej siły. Laura zaś podniosła się na kolana, złapała oba końce wciąż zwisającego mu z szyi krawata, przyciągnęła go do siebie i powiodła językiem wzdłuż jego brwi.
– Przeklęty but… – sapnął z wysiłkiem Rye, lecz w tej samej chwili but zsunął się z nogi. Rye chwycił za drugi. Pieściła jego twarz czubkiem wilgotnego języka, potem przygryzła jego górną wargę.
– Może ci pomóc? – mruknęła, skubiąc zębami bokobrody. Koniec języka wśliznął mu się do ucha.
Rye wydał zduszony okrzyk i przygniótł ją do szorstkiej podłogi, nie ściągając nawet do końca spodni. Pod nimi tłoki maszyny rytmicznie poruszały się w cylindrach, wprawiając w drżenie drewniany kadłub statku.
Biodra Rye'a zaczęły się poruszać w takt owej mechanicznej litanii, którą oboje słyszeli i wyraźnie czuli jej echo w swych ciałach.
Dostosowując się do rytmu maszyn Laura uniosła nogę, zahaczyła nią o pasek spodni i pociągnęła w dół, pieszcząc równocześnie stopą odsłaniane stopniowo udo. Sięgnął ręką do tyłu, żeby jej pomóc. Palce nóg Laury poruszały się w zagłębieniach pod jego kolanami.
Uwolniwszy się ze spodni, Rye wsparł się łokciami o podłogę i ujął jej głowę w kolebkę obu dłoni, pokrywając jej twarz tysiącem pocałunków.
– Kocham cię, Lauro… przez te wszystkie lata… kocham cię… – jego biodra wpasowały się w jej ciało.
Laura objęła go za szyję i przyciągnęła do siebie.
– Rye… zawsze byłeś tylko ty… Kocham cię… Rye… – Jej wilgotne wargi zamknęły mu powieki, złożyły hołd policzkom i znów odnalazły najdroższe usta, poznając ich zapach, ich ciepło, ich słodycz zanim jeszcze zamknęły się one na jej wargach.
Rye uniósł się.
Ciało Laury wygięło się w łuk.
Wycelował.
Ona rozwarła się przed nim.
Utonął w niej.
Poddała mu się bez reszty.