Выбрать главу

Trzech asystentów licytatora ustawiło na stole nową bańkę, tym razem półtorametrowej wysokości, z koroną bladozłotych żeberek radiatorów, dzięki którym temperatura wewnątrz utrzymywała się zawsze poniżej temperatury zamarzania. Szkło zmatowiła delikatna warstewka pary. Ucichły raptownie wszelkie głosy.

Joshua popatrzył na stojącego obok podwyższenia Barringtona Griera, mężczyznę w średnim wieku z pełnymi, rumianymi policzkami i rudym wąsem. Miał na sobie stonowany niebieski garnitur, złożony z luźnych spodni i zapinanej pod szyją marynarki o rozszerzanych rękawach; na satynie wiły się spiralkami wąziutkie pomarańczowe pasemka. Mrugnął do Joshuy, pochwyciwszy jego spojrzenie.

— A teraz, panie i panowie, przechodzimy do ostatniego punktu dzisiejszego programu, pozycji 127 w katalogu. Mogę śmiało powiedzieć, że z czymś podobnym nie spotkałem się w całej mojej karierze. Oto elektroniczny moduł Laymilów, zachowany w lodzie od czasu kataklizmu. Zidentyfikowaliśmy wewnątrz dwa mikroprocesory oraz znaczną ilość pamięci krystalicznych w nienaruszonym stanie. Ten jeden cylinder zawiera pięciokrotnie więcej kryształów, niż znaleziono ich od chwili odkrycia Pierścienia Ruin. Możecie państwo sobie wyobrazić, jak wielkie bogactwo informacji ukrywa się w tej bańce. To niezaprzeczalnie największe znalezisko, odkąd przed stu laty wydobyto w całości pierwsze ciało Laymila. Uważam się za wyróżnionego, mogąc otworzyć tę licytację skromną sumą dwóch milionów fuzjodolarow.

Joshua obawiał się tego, co teraz mogło nastąpić, lecz nikt z tłumu nawet nie mruknął słowa sprzeciwu.

Cenę wywoławczą podbijano szybko i nerwowo, dokładając po pięćdziesiąt tysięcy fuzjodolarow. Znowu wzmogły się rozmowy. Obracały się głowy, licytanci próbowali zaglądać w oczy swoim przeciwnikom, aby wyczuć poziom ich determinacji.

Joshua zaczął zgrzytać zębami, gdy stawki przekroczyły cztery miliony. Dalej, nie kończcie. Cztery miliony trzysta tysięcy. Może znajdziecie odpowiedź, co się przydarzyło Laymilom. Cztery i pół.

Poznacie największy sekret, jaki fascynował naukę, odkąd złamaliśmy granicę prędkości światła. Cztery miliony osiemset tysięcy.

Będziecie sławni. Nie od mojego, ale od waszego imienia nazwą znalezisko. Dalej, łajdaki. Podbijajcie!

— Pięć milionów — oznajmił spokojnie licytator.

Joshua osunął się na oparcie krzesła, cichy jęk ulgi wydarł mu się z gardła. Gdy spojrzał w dół, zauważył, że ma spocone dłonie i zaciska pięści.

Udało się. Mogę rozpocząć naprawę „Lady Makbet”, skompletować załogę. Z Układu Solarnego trzeba będzie sprowadzić nowe węzły modelowania energii. Jeśli wynajmę czarnego jastrzębia, zajmie to jakiś miesiąc. Dziesięć tygodni i ruszę w kosmos własnym statkiem! Jezu!

Kiedy suma przekroczyła sześć milionów, powtórnie skupił uwagę na licytatorze. Przez moment sądził, że się przesłyszał, lecz nie, Barnngton Gner szczerzył doń zęby, jakby przepuszczał przez neuronowy nanosystem jakiś zwariowany program stymulacyjny Siedem milionów.

Joshua przeżywał sen na jawie. Teraz już mógł sobie pozwolić nie tylko na wymianę węzłów modelujących i niezbędne naprawy.

„Lady Makbet” otrzyma kompletne wyposażenie, najlepsze systemy bez względu na koszty, także nowe generatory termonuklearne, może nowy kosmolot — nie, jeszcze lepiej aeroplan jonowy z Kulu albo Nowej Kalifornii. O, tak!

— Siedem milionów czterysta pięćdziesiąt tysięcy po raz pierwszy. — Licytator rozglądał się z wyczekiwaniem, zaciskając pulchną dłoń na rękojeści młotka.

Bogaty. Jestem cholernie bogaty!

— Po raz drugi.

Joshua zamknął oczy.

— Siedem milionów czterysta pięćdziesiąt tysięcy. Pytam po raz ostatni: czy ktoś da więcej?

Spadający młotek uderzył z hukiem pioruna. Dla Joshuy Calverta obwieszczał początek nowego życia. Już wkrótce miał zostać kapitanem własnego niezależnego statku.

Wtem rozbrzmiał głęboki dźwięk dzwonka. Joshua otworzył szybko oczy. Zaległa głucha cisza, wszyscy wpatrywali się w mały wszechkierunkowy projektor AV na pulpicie przed licytatorem, wąską kryształową kolumnę metrowej wysokości. Pod powierzchnią rozkwitały abstrakcyjne kolorowe prążki. Barrington uśmiechnął się od ucha do ucha, gdy ciepły męski głos wypełnił salę aukcyjną:

— Tranquillity rezerwuje sobie prawo ostatniego przebicia w przypadku pozycji 127 w katalogu.

— O, do jasnej cholery… — wyrwało się komuś siedzącemu na lewo od Joshuy. Zwycięskiemu licytantowi? Umknęło mu jakoś jego nazwisko.

Rozpętała się chaotyczna wrzawa. Barrington jak obłąkany unosił kciuk w jego stronę. Trzej asystenci zaczęli wynosić bańkę wraz z jej cenną — siedem i pół miliona! — zawartością do przyległego pomieszczenia.

Joshua czekał, aż sala się opróżni. Długo docierały doń zgiełkliwe odgłosy przepychających się i plotkujących ludzi, rozmawiających wyłącznie o przysługującym Tranquillity prawie ostatniego przebicia.

Joshui było wszystko jedno, jego zarobek zwiększył się po prostu o dodatkowe pięć procent. Układy elektroniczne trafią teraz w ręce zespołu badającego cywilizację Laymilów, gdzie zostaną poddane analizie przez najwybitniejszych w Konfederacji specjalistów w dziedzinie ksenobiotyki. Nawet się cieszył, że jego znalezisko posłuży tak szczytnej sprawie.

Gdy minęły pierwsze, najeżone trudnościami lata jego zesłania, Michael Saldana zaczął z mozołem ściągać naukowców i odbudowywać dawny zespól badawczy na podstawie nowej polityki ekonomicznej prowadzonej w Tranquillity i gwałtownie rosnących możliwości finansowych habitatu. Obecnie nad rozwiązaniem zagadki głowiło się siedem tysięcy specjalistów, włączając w to grupę ksenobiotycznych członków Konfederacji, których alternatywny punkt widzenia często pomagał ludziom wyjść ze ślepego zaułka, kiedy przychodziło im zgłębiać przeznaczenie co bardziej kuriozalnych artefaktów.

Po śmierci Michaela w roku 2513 Maurice odziedziczył z dumą tytuł Lorda Ruin, kontynuując dzieło ojca. Uważał, iż najważniejszym powodem istnienia Tranquillity jest poznawanie okoliczności, które doprowadziły do zagłady Laymilów. Patronował pracom z wielkim zaangażowaniem, aż i on zmarł przed dziewięcioma laty, w roku 2601.

Od tamtej chwili jednak program badawczy rozwijał się bez przeszkód. Zdaniem Tranquillity, spadkobierca Maurice’a, trzeci z rzędu Lord Ruin, trzymał się wytyczonego przez poprzedników kursu, lecz nie szukał popularności. Swego czasu krążyły różnorakie plotki, a to że osobowość habitatu przywłaszczyła sobie naczelną władzę, a to że królestwo Kulu próbuje odzyskać habitat, a to że edeniści planują wcielić go do swej kultury i wypędzić adamistów (dawniejsze pogłoski mówiły, jakoby Michael ukradł im jajo habitatu). Wszystkie te przypuszczenia okazały się błędne. Przecież osobowość zawsze zastępowała administrację cywilną i służby policyjne, wykorzystując serwitory do utrzymania porządku, nic więc w tym względzie nie mogło się zmienić. Nadal pobierano dwuprocentowe podatki, czarne jastrzębie nie przerywały lotów godowych, stwarzano warunki do inwestowania i tolerowano spekulacje finansowe. Któż by się przejmował, dopóki stan ten nie ulegał zmianie, jakie neurony sprawują władzę, ludzkie czy technobiotyczne?

Człapiąc w stronę wyjścia, Joshua poczuł nagle, jak czyjaś ręka spada twardo na jego ramię… przez co noga musiała udźwignąć większy ciężar.