Tymczasem drzwi wagonika zamknęły się i zaraz bezdźwięcznie szary cylinder pomknął do tunelu po magnetycznej szynie. Gdy znikał, powiew suchego powietrza szarpnął sarongiem Ione.
Dreszcz przebiegł Joshui po plecach.
— Gdzie my jesteśmy? — zapytał.
— W domu — odparła dziewczyna z promiennym uśmiechem.
Niezbadane głębie. Wciąż dręczył go niepokój.
Drzwi z błony mięśniowej rozsunęły się niczym kamienne zasłony i kiedy Joshua zajrzał do apartamentu, od razu poczuł się lepiej. W drapaczach gwiazd nie trzeba było wydawać specjalnych pieniędzy na luksusowy wystrój mieszkania; z biegiem czasu polip rozrastał się do kształtów dowolnych mebli, ale to…
Apartament był dwupoziomowy: szeroki, wydłużony westybul kończył się żelazną poręczą, która biegła naprzeciwko drzwi, albowiem za nią, cztery metry niżej, znajdowała się komnata mieszkalna. Poręcz rozdzielała się w środkowej części, gdzie wchodziło się na trzymetrowej długości górny podest schodów, rozwidlony dalej na dwie symetrycznie przeciwstawne pętle. Wszystkie ściany obłożono marmurem: w westybulu kremowym i zielonym, w komnacie mieszkalnej rubinowym i purpurowym (po bokach) oraz orzechowym i szafirowym (ściana pod schodami). Stopnie były śnieżnobiałe. Westybul obwiedziono w równych odstępach głębokimi niszami, przy których stały czarne, żłobkowane kolumny.
Jedna z owych nisz mieściła w sobie starożytny pomarańczowy skafander kosmiczny, opisany rosyjską grażdanką. Artystyczne, masywne meble wykonane z drewna tekowego i różanego błyszczały politurą, ciesząc oko cudownymi wklęsłymi rzeźbieniami, pociemniałymi z upływem lat. Stanowiły dzieło mistrzów snycerki sprzed wielu wieków. Gęsty, żywy dywan z mchu w brzoskwiniowym kolorze wyciszał każdy krok.
Joshua podszedł bez słowa do szczytu schodów, próbując ogarnąć spojrzeniem całe pomieszczenie. Przeciwległa ściana, długa na mniej więcej trzydzieści metrów i na dziesięć wysoka, była właściwie jednym wielkim oknem. Widział za nim dno morskie.
Południowy biegun Tranquillity, jak to miało miejsce we wszystkich habitatach edenistów, oblany był zewsząd zbiornikiem słonej wody. Dostosowany do rozmiarów habitatu, miał około ośmiu kilometrów szerokości, a pośrodku dwieście metrów głębokości.
Przypominał bardziej morze niż jezioro. Linię brzegową tworzyły piaszczyste zatoczki i wysokie klify, nad toń wyrastały gdzieniegdzie wysepki i małe atole.
Joshua doszedł do wniosku, że apartament położony jest u podnóża jednego z nadbrzeżnych urwisk. Przyglądał się połaciom piasku ginącym w ciemnoniebieskiej dali, na wpół zagrzebanym kamieniom obleganym przez skorupiaki, długim i rozkołysanym wstęgom czerwonych lub zielonych liści. Gdzieniegdzie przemykały ławice wielobarwnych rybek, upodobnionych do szlachetnych klejnotów w wylewających się z okna szerokich smugach światła. Joshua myślał nawet, że dostrzega, jak coś wielkiego i ciemnego przepływa tuż za granicą widoczności.
— Skąd masz to mieszkanie? — wyszeptał ze zdumieniem.
Nie otrzymał odpowiedzi.
Gdy się odwrócił, Ione stała za nim z przymkniętymi oczami i lekko przekrzywioną głową, jakby pogrążona w głębokiej kontemplacji. W końcu westchnęła przeciągle i z enigmatycznym uśmiechem uniosła powieki, ukazując ciemnoniebieskie źrenice.
— Zostało mi przydzielone przez Tranquillity — odparła zdawkowo.
— Nie wiedziałem, że można o takie poprosić. Poza tym te wszystkie meble…
Figlarny uśmiech prześliznął się po jej ustach. Znów go zachwyciła jej dziewczęca uroda. Pewnie z powodu tych włosów, pomyślał: wszystkie znane mu dziewczęta w Tranquillity nosiły długie, idealnie ułożone włosy, podczas gdy ona ostrzygła się krótko, przy czym nieporządna fryzura nadawała jej wygląd uroczego, niezwykle pociągającego kociaka.
— Powiedziałam ci przecież, że odziedziczyłam spadek.
— Zgoda, ale to…
— Podoba ci się?
— Aż się boję. Mam wrażenie, jakbym zbierał artefakty w zakazanym miejscu.
— Chodź. — Wyciągnęła rękę.
Uchwycił lekko jej palce.
— Dokąd teraz?
— Tam, gdzie weźmiesz to, po co tu przyszedłeś.
— Czyli co?
Obdarzyła go szerokim uśmiechem i odciągnęła od schodów w stronę bocznej ściany westybulu. W jednej z nisz rozsunęły się błony mięśniowe.
— Mnie — powiedziała.
Była to okrągła sypialnia z półkolistym, wydłużonym oknem z widokiem na morze oraz polipowym sufitem zasłoniętym przez szkarłatne tapisene. Na samym środku pokoju wydłubano w posadzce oczko pełne przezroczystej galarety, nakryte cienką elastyczną powłoką i wyłożone po brzegach jedwabnymi poduszeczkami. Tuż przy nim stanęła Ione. Pocałowali się. Tuląc ją w ramionach, czuł, jak dziewczyna drży z lekka. Żar ogarniał powoli jego ciało.
— Wiesz, dlaczego ciebie wybrałam? — zapytała.
— Nie. — Całował ją po szyi, wodząc rękami po bluzce w stronę piersi.
— Obserwowałam cię — wyszeptała Ione.
— Co? — Joshua przestał pieścić jej piersi i spojrzał na nią z wyrazem konsternacji.
— Ciebie i te wszystkie piękne, bogate dziewczyny. Jesteś niezrównanym kochankiem, Joshua. Wiedziałeś o tym?
— Tak. Dzięki. — Jezu. Gapiła się na mnie? Kiedy? Przedwczorajsza noc miała dość dziki przebieg, ale nie pamiętał, żeby ktoś do nich dołączył. Chociaż, znając Dominique, było to wysoce prawdopodobne. Cholera, musiałem być nieźle nabuzowany.
Ione pociągnęła za tasiemkę i rozpięła jego marynarkę.
— Masz zwyczaj czekać, aż dziewczyna osiągnie orgazm.
Chcesz, żeby czuła się naprawdę dobrze. Sprawiasz, że tak się czuje. — Pocałowała go w mostek, muskając językiem krawędzie mięśni piersiowych. — To bardzo rzadkie, bardzo śmiałe.
Jej zachowanie i słowa działały na niego niczym jakiś diabelny program stymulujący, który wszystkimi włóknami nerwowymi rozsyła iskrowe fantomy ognia, szturmuje pachwiny i przyspiesza bicie serca. Dyszał ciężko, czując równocześnie, jak jego członek uzyskuje niebywałą twardość.
Niecierpliwie rozpiął bluzeczkę Ione i zsunął ją zręcznie z jej ramion. Piersi miała uniesione i ładnie zaokrąglone, z dużymi otoczkami tylko troszkę ciemniejszymi od smagłej skóry. Przywarł ustami do sutka, przesuwając dłonie po gładkich konturach jej brzucha, gdy ona ze świstem łapała oddech. Czuł na karku palce Ione, natarczywe i wpijające się w ciało. Wykrzyknęła jego imię w ekstazie.
Kiedy runęli spleceni na łóżko, galaretowata substancja zatrzęsła się gwałtownie. Kołysali się na wzburzonych falach, którym dodawały wigoru ich gorączkowe ruchy.
Wejście w nią było czystą doskonałością. Miała rozkosznie wrażliwe ciało, a przy tym silne i sprężyste. Musiał skorzystać z neuronowego nanosystemu, jeśli chciał zachować kontrolę nad swoimi reakcjami. Jego tajna broń. W ten sposób mógł przeczekać dramatyczne, błagalne okrzyki dziewczyny. Czekać, gdy ona prężyła się pod nim i wiła zmysłowo. Czekać i prowokować, i przedłużać… Dopiero gdy zaczęły ją wyginać orgazmowe konwulsje i okrzyk najwyższego uniesienia wydarł się z jej piersi, Joshua odwołał sztuczne ograniczenia, aby i jego ciało mogło się oddać obłędnej rozkoszy. Napawał się zdumioną, pełną niedowierzania miną dziewczyny, wtryskując w nią nasienie w długim, triumfalnym spełnieniu.