Jak powiem, tak ma być, a jeśli komuś coś się nie podoba, to fora ze dwora. Tak stanowi prawo, moje prawo.
— Chodzi o zaufanie — rzekł, nareszcie przekonany. — Nikt by ci nie zaufał. Wszystko idzie gładko, bo każdy myśli, że osobowość habitatu kontynuuje politykę twojego ojca.
— Otóż to. Żaden miliarder tej miary co Parris Vasilkovsky, który siedemdziesiąt lat budował swoje imperium, nie ulokuje dorobku życia w społeczności, gdzie absolutną władzę sprawuje naiwna nastolatka. Wystarczy, że pomyśli o brewenach córki, a przecież ona jest ode mnie dużo starsza.
Joshua wyszczerzył zęby.
— Przyjąłem do wiadomości. — Przypomniał sobie o całej tej hecy z podglądaniem. To oczywiste: dzięki więzi afinicznej Ione mogła odbierać obrazy sensoryczne habitatu, oglądać każdego i o każdej porze. Lekki rumieniec wystąpił mu na policzki.
— A więc dlatego wciąż ładujesz pieniądze w te badania cywilizacji Laymilów: aby ludzie myśleli, że interes kręci się jak dawniej. Nie to, żebym się skarżył. Jezu! Ta ostatnia przebitka, siedem i pół miliona fuzjodolarów! — Uśmiech szybko znikł z jego twarzy, gdy rysy dziewczyny ściągnęły się w wyrazie dezaprobaty.
— Nie mogłeś bardziej rozminąć się z prawdą, Joshua. Uważam badanie cywilizacji Laymilów za najważniejszy cel mojego życia.
— Nie przesadzaj! Sam grzebię się od lat w Pierścieniu Ruin i wiem, że wiąże się z nim jakaś tajemnica. Dlaczego to zrobili?
Ale dzisiaj to już bez znaczenia, nie rozumiesz tego? Zespół badawczy nie musi aż tak bardzo przejmować się swoją rolą. Laymilowie byli ksenobiontami, na miłość boską! Kogo obchodzi ich rozwój psychiczny czy to, że spodobała im się jakaś zwariowana religia z kultem śmierci?
Ione westchnęła, kręcąc głową ze smutkiem.
— Niektórzy ludzie wolą sobie wmawiać, że nie ma problemu.
Cóż, trzeba się z tym pogodzić, ale naprawdę nie sądziłam, że jednym z nich będziesz ty.
— Jakiego niby problemu?
— Czasem tak to już bywa, że kiedy coś wielkiego, strasznego rzuca cień na człowieka, on woli po prostu zasłonić twarz ręką. Na planetach ludzie mieszkają w strefach wysokiej aktywności sejsmicznej lub na zboczach wulkanów, a mimo to nie widzą w tym nic zdrożnego, nie dostrzegają swojego szaleństwa. Przede wszystkim rozwaga, Joshua, ona jest najważniejsza. Jak sądzisz, czemu mój dziadek zrobił to, co zrobił?
— Nie mam pojęcia. Ludzie uważają to za drugą największą we wszechświecie tajemnicę.
— Nie, Joshua, to żadna tajemnica. Michael Saldana uruchomił program badań cywilizacji Laymilów, bo uważał to za swój obowiązek, nie tylko wobec królestwa, ale i całej ludzkości. Przewidział, że realizacja planu potrwa długie lata. Udał się z rodziną na wygnanie i ściągnął na siebie gniew Kościoła Chrześcijańskiego, byle tylko dopilnować rozwoju Tranąuilhty. Aby zawsze był ktoś, kto zrozumie wagę problemu, dysponując środkami na kontynuowanie badań. Owszem, mógł zlecić szukanie wyjaśnienia instytutom zajmującym się ksenobiotyką w Kulu. Tylko jak długo by go szukały? Do końca trwania jego rządów, to na pewno. I rządów Maurice’a. Może nawet rządów najstarszego syna Maunce’a.
Jemu jednak sen z oczu spędzał strach, że to nie wystarczy. Przecież stał przed kolosalnym wyzwaniem, tobie chyba nie muszę tego tłumaczyć. Nawet królowie Kulu nie mogliby uszczuplać w ten sposób budżetu dłużej niż przez dwieście, trzysta lat. Michael musiał oderwać się od rodzinnych korzeni i dotychczasowych zobowiązań, jeśli nie chciał dopuścić, ażeby naj ambitniejsze przedsięwzięcie w dziejach ludzkości, tracąc stopniowo na znaczeniu, na koniec nie upadło.
Joshua mierzył ją badawczym spojrzeniem, przypominając sobie dawny kurs dokształcający na temat więzi afinicznej i kultury eden i stów.
— Rozmawiasz z nim, nie zaprzeczaj. Z dziadkiem. Przekazał swoje wspomnienia osobowości habitatu, a one trafiły do ciebie, zanim jeszcze wyszłaś z egzołona. Dlatego wygadujesz te brednie.
On cię zaraził, Ione.
Przez chwilę dziewczyna wydawała się urażona, lecz zdołała przywołać na usta żałosny uśmiech.
— I znowu pudło, Joshua. Ani Michael, ani Maurice nie przekazał swych wspomnień w chwili śmierci. Saldanowie to przecież przykładni chrześcijanie, moi krewni w Kulu rządzą ponoć mocą boskiego prawa, zapomniałeś?
— Michael Saldana został wyklęty.
— Nie przez papieża w Rzymie, ale przez biskupa z Nova Kongu. Przeważyły względy polityczne. Sąd w Kulu bez skrupułów wymierzył karę. Rozwijając Tranquillity, Michael wstrząsnął rodem aż po sam jego trzon, a przecież nic dotąd nie mąciło ohydnej idylli. Głównym filarem władzy Saldanów jest ten prosty fakt, że nikt ich nie może przekupić ani namówić do zdrady, opływają bowiem w bogactwa i liczne przywileje. Nie schodzą choćby na krok z obranego kursu, oddani wyłącznie służbie, gdyż każda ich materialna zachcianka jest natychmiast spełniana. Nie pozostaje im nic innego, tylko rządzić. I muszę przyznać, że wywiązują się z tego wyśmienicie: Kulu to królestwo bogate, silne, niezależne, mogące się pochwalić najwyższym wskaźnikiem socjoekonomicznym poza społecznością edenistów. Zawdzięcza to Saldanom i ich stuletnim programom badawczo — rozwojowym. W Kulu ludzie trzymający ster władzy rozumieją, że interes narodu jest rzeczą zasadniczą. A to rzadki przypadek, wręcz unikatowy. Za to są otaczani czcią; niektórzy bogowie otrzymują mniej uwielbienia od Saldanów. A mimo to Michael przypisywał pewnemu intelektualnemu problemowi tak wielką wagę, że cała reszta przestała go interesować. Nic dziwnego, że strach ogarnął rodzinę, no i wielki gniew. Okazało się bowiem możliwe sprowadzenie potężnego Saldany na złą drogę i odwrócenie jego uwagi od codziennych spraw królestwa. Dlatego właśnie biskup zrobił to, co mu kazano. Mimo to mój dziadek do śmierci wytrwał w chrześcijaństwie. Jak i ja wytrwam.
— No cóż. — Joshua wychylił się w stronę sterty ubrań, z której wygrzebał małą, gruszkowatą butelkę „Norfolskich Łez”. Pociągnął spory haust. — Lepiej zacznij się wczuwać w swoją rolę, Ione.
— Wiem. A teraz przemnóż sobie w wyobraźni swoją reakcję przez trzy miliony. Wybuchłyby zamieszki.
Joshua podał jej butelkę. Gdy Ione przechyliła ją lekko nad ustami, kilka kropel cennego, importowanego trunku spłynęło po jej wargach. Kiedy odrzuciła do tyłu głowę, podziwiał sposób, w jaki jej skóra naprężyła się w okolicach brzucha, a piersi wypięły. Pogłaskał delikatnie zarysowane żebra, badając niewinnie jej ciało. Otrząsał się już z początkowego zdumienia niczym z sennej fantazji. Pragnął dowodu, że Ione wciąż jest tą samą napaloną nastolatką, która tak go podkręciła na przyjęciu.
— A więc jeśli nie jest to prenatalna indoktrynacja ideologiczna, co cię przekonało, że cały ten program warto kontynuować? — zapytał.
Ione opuściła butelkę, zbierając myśli. Joshua miał rozliczne wady, między innymi bywał denerwująco cyniczny.
— Zwyczajna bliskość Pierścienia. Jak już wspomniałam, łączy mnie więź afiniczna z Tranquillity. Widzę wszystko to, co widzą technobiotyczne sensory. Pierścień Ruin zawsze na wyciągnięcie ręki, tuż pod nami. Siedemdziesiąt tysięcy habitatów niewiele różniących się od Tranquillity rozsypało się w proch. I było to samobójstwo, Joshua. Zespół badawczy podejrzewa, że żywe komórki habitatów Laymiłów dostały swego rodzaju spazmów, wskutek czego pękła zewnętrzna powłoka z krzemu. Musiały otrzymać wyraźny rozkaz, może nawet zostały przymuszone. Wątpię, czy Tranquillity zgodziłoby się na coś podobnego, gdybym po prostu grzecznie poprosiła.