Выбрать главу

— Owszem — odezwał się habitat w jej myślach. — Ale musiałabyś wymyślić bardzo dobry powód.

— A gdyby groził mi los gorszy od śmierci?

— Wtedy tak.

— Daj jakiś przykład.

— O nie, tu ważne są twoje odczucia.

Uśmiechnięta, znów napiła się z butelki. Zadziwiający napój.

Czuła, jak przenika ją na wskroś ciepło. Poza tym obejmowała udami dolną część tułowia Joshui. Ta podstępna kombinacja rozbudzała w niej ochotę na miłość.

Spoglądał na nią podejrzliwie.

— Tranquillity twierdzi, że to mało prawdopodobne — oświadczyła.

— Aha. — Odebrał jej butelkę. — Ale ta ciągła świadomość, że przebywa się w pobliżu Pierścienia Ruin, to dla mnie trochę nienaturalna motywacja. Martwisz się, bo Tranquillity się martwi.

— To działa jak delikatna przestroga; podobnie krzyż przypomina nam, co wycierpiał Chrystus i dlaczego. W ten sposób nie brakuje mi wiary w sensowność prac zespołu badawczego.

Wiem, że musimy znaleźć przyczynę.

— Ale dlaczego? O co naprawdę chodziło twojemu ojcu i dziadkowi? Po co to wszystko robicie?

— Rzecz w tym, że Laymilowie byli zwyczajną rasą. — Zauważyła poruszenie Joshui. Zmarszczki pobruździły mu czoło pod zlepionymi kosmykami brązowych włosów. — No tak, mieli diametralnie odmienną strukturę chemiczną, trzy płcie i szkaradne ciała, lecz ich umysły działały na zasadach zbliżonych do tych, jakie nami kierują. To pozwala zrozumieć ich zachowanie. To sprawia, że jesteśmy do siebie tak niebezpiecznie podobni, tym bardziej że pod względem technologicznym mogli być od nas bardziej rozwinięci. I nam pewnego dnia może przyjść się zmierzyć z tym, czemu oni musieli stawić czoło. Jeśli dowiemy się, co to było, będziemy mogli się zabezpieczyć, a nawet obronić. Zakładając, że coś nas w porę ostrzeże. I to uświadomił sobie Michael, to mu się właśnie objawiło. Chyba już rozumiesz, że tak naprawdę nigdy nie zaniechał swoich obowiązków wobec Kulu. Nie miał po prostu innego wyboru, jeżeli pragnął zapewnić królestwu spokojną przyszłość, nawet tę najodleglejszą. Chwycił się dość niekonwencjonalnych sposobów, ale dzieło rozpoczął.

— Macie już jakieś sukcesy? Czy twój sławny zespół badaczy podejrzewa, co się wydarzyło?

— Niezupełnie. Czasem się boję, że jest już na to za późno, że zatarło się zbyt wiele śladów. Wiemy tak dużo o ich budowie fizycznej, ale prawie nic o kulturze. Dlatego też przechwyciliśmy twoje moduły elektroniczne. Taka ilość niezniszczonych danych może mieć przełomowe znaczenie. Nie trzeba nam wiele, po prostu wskazówki. Bo w grę wchodzą tylko dwie możliwości.

— To znaczy?

— Spotkali się z czymś, co ich do tego skłoniło. Naukowcy Laymilów odkryli jakieś fundamentalne prawo fizyki albo grupa kapłanów doznała przerażającego religijnego objawienia, związanego może z kultem śmierci, o którym wspomniałeś. Druga ewentualność jest o wiele gorsza: to oni zostali odkryci przez coś tak strasznego, że uznali zagładę całej rasy za racjonalne rozwiązanie, byle nie ulec przemocy. Jeśli coś ich rzeczywiście zaatakowało, to nadal gdzieś się czai i w każdej chwili może nam zagrozić.

— A ty w co wierzysz?

Opasała go nogami odrobinę ciaśniej: obecność Joshui dodawała jej teraz otuchy. Zawsze, kiedy głębiej się nad tym zastanawiała, posępne rozważania wydawały się kruszyć jej wolę. Ponieważ nawet dumni ze swych osiągnięć ludzie musieli przyznać, że Laymilowie byli bardzo rozwinięci i potężni…

— Osobiście uważam, że zmierzyli się z wrogiem zewnętrznym. Przemawiają za tym tajemnicze początki cywilizacji Laymilów, która nie rozkwitła z pewnością na tej planecie czy gdziekolwiek w naszym układzie słonecznym. Nie przybyli tu też z żadnej pobliskiej gwiazdy. A z badań nad szczątkami statków kosmicznych jasno wynika, że nie posiadali naszej technologii ZTT, musieli więc podróżować w wielopokoleniowych arkach międzygwiezdnych. Ale takie statki nadają się jedynie do kolonizacji najbliższych układów planetarnych, położonych w promieniu piętnastu, dwudziestu lat świetlnych. Kto by zresztą przemierzał kosmos, żeby budować zwyczajne habitaty? Po co opuszczać rodzimy układ, jeśli nie ma się większych ambicji? Nie, ja myślę, że Laymilowie przebyli długą drogę w rzeczywistej przestrzeni z bardzo ważnego powodu. Oni uciekali. Tak samo jak Tyratakowie, którzy porzucili macierzystą planetę, kiedy ich gwiazda zaczęła się przeistaczać w rozdętego czerwonego olbrzyma.

— I tak nie uszli przed boginią zemsty.

— Na to wygląda.

— Znaleziono kiedykolwiek fragment arki gwiezdnej?

— Nie. Jeśli Laymilowie przybyli do Mirczuska statkiem poruszającym się z prędkością podświetlną, musiało to się zdarzyć około siedmiu, ośmiu tysięcy lat temu. Przy założeniu, że dotarło tu nawet dziesięć statków transportowych, musiało upłynąć przynajmniej trzy tysiące lat, zanim populacja Laymilów zasiedliła siedemdziesiąt tysięcy habitatów. Wyniki badań mówią, że rozmnażali się wolniej od ludzi. Taka arka transportowa byłaby bardzo stara w chwili dotarcia do Mirczuska. Prawdopodobnie została porzucona. Jeśli w momencie katastrofy wisiała na tej samej orbicie co habitaty, wtórne kolizje rozbiły ją na kawałki.

— Szkoda.

Gdy pochyliła się, żeby go pocałować, ręce Joshuy zacisnęły się przyjemnie wokół jej talii. Przymglone, sine obrazy, wykradzione z komórek sensytywnych Tranquillity, zmysłowe okrzyki, podsłuchane dzięki więzi afinicznej — wszystko to stało się teraz jej udziałem. Joshuabył najbardziej żywiołowym kochankiem, jakiego znała. Delikatny i zaborczy — iście wybuchowa mieszanka.

Gdyby jeszcze nie działał jak bezduszny automat. Fakt, że straciła nad sobą wszelką kontrolę, sprawiał mu trochę za dużo przyjemności. Ale taki już był Joshua, człowiek nienawykły się dzielić.

A zniechęcało go do tego życie, jakie wiódł: łatwy, przygodny seks, na który mógł liczyć u dziewcząt pokroju Dominique, oraz fałszywe poczucie niezależności, które dawały mu wyprawy do Pierścienia. Joshua nie ufał ludziom.

— Jeszcze tylko ja — powiedział. Czuła na policzku jego gorący oddech. — Dlaczego mnie wybrałaś, Ione?

— Bo nie jesteś całkiem normalny.

— Co?

Prysnął intymny nastrój. Ione siliła się na uśmiech.

— Ile cennych znalezisk przywiozłeś w tym roku, Joshua?

— Szło mi dosyć dobrze — odparł wymijająco.

— Szło ci fenomenalnie, Joshua. Łącznie z modułami elektronicznymi znalazłeś dziewięć artefaktów, co przyniosło ci piękną sumkę przeszło ośmiu milionów fuzjodolarów. Odkąd przed stu osiemdziesięciu laty zawiązano Tranquillity, żaden zbieracz nie dorobił się takiej fortuny w jednym roku. Właściwie to nikt tyle nigdy nie zarobił. Sprawdzałam. W 2532 roku pewna kobieta zgarnęła sześćset tysięcy fuzjodolarów za znalezienie nienaruszonego ciała Laymila, lecz zaraz po tym wycofała się z interesu. Albo jesteś wyjątkowym szczęściarzem, Joshua, albo… — Zawiesiła głos, nie kończąc frapującej kwestii.

— Albo co? — zapytał śmiertelnie poważnym tonem.

— Myślę, że masz zdolności parapsychiczne.

Przelotny wyraz zaskoczenia utwierdził ją w przekonaniu, że utrafiła w sedno. Później kazała Tranquillity odtwarzać ten moment niezliczoną ilość razy; komórki receptorów wzrokowych, rozmieszczone w ścianach z mchu i marmuru, zapewniały idealnie ostre zbliżenie płaszczyzn i konturów, które tworzyły jego twarz.

Przez ułamek sekundy po tym, jak mu odpowiedziała, Joshua wyglądał na gniewnego i wystraszonego. Oczywiście, momentalnie nad sobą zapanował, udając śmiech.