— Nie wygłupiaj się! — prychnął.
— W takim razie jak to wytłumaczyć? Bo wierz mi, że twoje wyczyny nie uszły uwagi twych kompanów zbieraczy, i nie mam tu na myśli jedynie szanownych panów Neevesa i Sipiki.
— Sama powiedziałaś: jestem zadziwiającym szczęściarzem.
Zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa, gdybym teraz wrócił do Pierścienia, nie znalazłbym niczego wartościowego przez pięćdziesiąt lat.
Pogładziła palcem gładką skórę jego podbródka. Nie musiał się golić, ponieważ z zarostem twarzy, będącym jedną z niewygód w stanie nieważkości, również poradziły sobie genowe modyfikacje.
— Jestem pewna, że coś byś jednak znalazł.
Założył ręce na kark i uśmiechnął się łobuzersko.
— Już nigdy się tego nie dowiemy.
— Nie.
— I przez taką błahostkę nie mogłaś mi się oprzeć? Przez mój rentgen w oczach?
— Coś w tym stylu. Mógłby się przydać.
— Przydać? Jak to?
— Normalnie.
— Ejże, czego ty się po mnie spodziewasz?
— Że dasz mi dziecko.
Tym razem strach dłużej gościł w jego oczach.
— Co?! — Wyglądał wręcz na przerażonego.
— Że dasz mi dziecko. Szósty zmysł byłby wielce przydatną cechą u następnego Lorda Ruin.
— Nie mam żadnych zdolności parapsychicznych — stwierdził kategorycznie.
— To twoje zdanie. Ale nawet jeśli masz rację, stanowisz bardziej niż pożądanego dawcę materiału genetycznego dla dziecka.
A tymczasem na mnie ciąży ważny obowiązek zapewnienia habitatowi następcy.
— Uważaj, bo się rozczulę.
— Nie spadną na ciebie żadne ojcowskie powinności, jeśli to cię gryzie. Do końca moich dni zygota przeleży w kapsule zerowej. Dziecko zostanie wychowane przez Tranquillity i serwoszympansy.
— Miła przyszłość czeka tego dzieciaka.
Usiadła prosto, przeciągnęła się i przesunęła ręce w górę brzucha, aby objąć piersi. Był to chwyt zdecydowanie poniżej pasa, tym bardziej że on leżał nagi, przyciśnięty jej ciałem.
— A co? Uważasz, że czegoś mi brakuje? Wymień choć jedną moją niedoskonałość, Joshua.
— Jezu. — Poczerwieniał jak burak.
— A więc się zgadzasz? — Ione podniosła prawie pustą butelkę „Norfolskich Łez”. — Jeśli cię nie kręcę, to w wieżowcu świętej Anny mamy klinikę, gdzie przeprowadzają zabiegi zapłodnienia in vitro. — Zwilżyła kropelką trunku jeden sztywny sutek, potem zawiesiła butelkę nad drugim. — Wystarczy, że powiesz „nie”, Joshua. Możesz to zrobić? Powiedz „nie”. Powiedz, że masz już mnie dosyć. Śmiało.
Przylgnął wargami do jej lewej piersi, kłując ją boleśnie zębami, i zaczął ssać.
— I co powiesz? — zapytała Tranquillity kilka godzin później, kiedy Joshua wreszcie się nią nasycił. Spał, obmywany drżącymi, turkusowymi pręgami światła, które sączyło się przez okno. Wysoko nad wodą osiowa tuba świetlna napełniała sawannę habitatu jasnym, porannym blaskiem.
— A to, że pewnie coś ci odcięło dopływ krwi do mózgu, kiedy rosłaś w zewnętrznym organie łonowym. Widać, że uszkodzenia są nieodwracalne.
— Masz mu coś do zarzucenia?
— Łże jak najęty, żeruje na przyjaciołach, kradnie zawsze, gdy myśli, że nikt na niego nie patrzy, używa programów stymulujących zakazanych na większości planet w Konfederacji, nie okazuje szacunku dziewczętom, z którymi sypia, zeszłego roku próbował nawet wymigać się od obowiązków podatkowych, twierdząc, że można sobie odliczyć od podatku koszty naprawy statku.
— Znalazł jednak tyle artefaktów.
— To dziwna sprawa, przyznaję.
— Myślisz, że zaatakował Neevesa i Sipikę?
— Nie. Joshua przebywał poza obszarem Pierścienia, gdy zniknęli tamci zbieracze.
— Zatem musi mieć zdolności parapsychiczne.
— Nie umiem logicznie obalić tej hipotezy. Ale sam też jakoś nie mogę w to uwierzyć.
— A to dopiero! Kierujesz się intuicją?
— Gdy rzecz dotyczy ciebie, Ione, kieruję się uczuciami.
Dorastałaś wewnątrz mnie, a ja cię karmiłem. Twój los musi mnie obchodzić.
Uśmiechnęła się sennie w stronę sufitu.
— Tak czy inaczej, ja uważam, że on ma te zdolności. Wyróżnia się spośród innych, to pewne. Ma w sobie tyle ikry, nie spotkałam jeszcze nikogo z takim pędem do życia.
— Niczego podobnego nie zauważyłem.
— Bo to coś, czego ty zobaczyć nie możesz.
— Załóżmy, że istotnie ma ten tak zwany szósty zmysł. Skąd wiesz, że odziedziczy go twoje dziecko? Przecież żaden z rozpracowanych dotychczas genów nie odpowiada za intuicję.
— Magia przechodzi z pokolenia na pokolenie tak samo jak rude włosy czy zielone oczy.
— Nie prowadzimy dyskusji, w której mogą zwyciężyć moje racje, zgadza się?
— To prawda. Przykro mi.
— Niech i tak będzie. Czy mam cię umówić na wizytę w procesorze administracyjnym kliniki?
— Po co?
— Zapłodnienie in vitro, zapomniałaś?
— Nie, dziecko zostanie poczęte naturalnie. Dopiero później udam się do kliniki, żeby wyciągnęli zygotę i przygotowali ją do przechowania.
— Jest jakiś szczególny powód, żeby robić to w ten sposób?
In vitro to znacznie prostsze rozwiązanie.
— Możliwe, ale ten Joshua jest naprawdę świetny w łóżku.
Tak będzie o wiele zabawniej.
— Ech, ci ludzie!
9
Ciepły deszcz zaczął padać w Durringham w środę wczesnym rankiem i dotąd, choć było już czwartkowe południe, ani na moment się nie wypogodziło. Z obrazów satelitarnych wynikało, że nagromadzone nad oceanem chmury dadzą im jeszcze przynajmniej pięć godzin ulewy. Nawet mieszkańcy, przyzwyczajeni do zwyczajnych burz, poznikali z ulic. Brudna woda szumiała wokół kamiennych podpór dźwigających drewniane konstrukcje, przesączając się przez szpary w podłogach, a w północno — wschodniej części miasta kilkakrotnie obsunęła się ziemia. Miejska brygada techniczna (raptem osiem osób) wyraziła obawę, że lawiny błota mogą zepchnąć do Juliffe całe dystrykty Durringham.
Colin Rexrew, gubernator Lalonde, z właściwą sobie flegmą odbierał datawizyjny raport. Szczerze mówiąc, nie zmartwiłoby go specjalnie, gdyby nagle przestała istnieć połowa stolicy. Żałowałby, że nie więcej.
W wieku sześćdziesięciu lat dochrapał się drugiego pod względem rangi stanowiska w obranej przez siebie profesji. Urodzony w ziemskim Halo 0’Neilla, podjął pracę dla astroinżynieryjnego giganta Miconia Industrial, ukończywszy z wyróżnieniem studia na uniwersytecie, gdzie wybrał kierunek finansów i bankowości, a jako specjalizację — zarządzanie agenturalne, niezwykle zaawansowaną dziedzinę wiedzy o sposobach pomagania na wpół niezależnym ekspozyturom przedsiębiorstw, nawet tym oddalonym o setki lat świetlnych od Ziemi, w zachowaniu integralności z firmą macierzystą. Ze względu na rozrzucone po galaktyce filie korporacji co trzy lata przeskakiwał na kolejne zamieszkane układy słoneczne, stale powiększając swój ogromny bagaż doświadczeń i kwalifikacji, przy czym zawsze przedkładał pracę nad życie osobiste.
Korporacja Miconia Industrial posiadała dziesięć procent udziałów w Towarzystwie Rozwoju Lalonde, ustępując w tym względzie tylko dwóm inwestorom. Colina mianowano gubernatorem przed dwoma laty. Niech wytrzyma jeszcze osiem lat na tej placówce, a będzie miał prawo ubiegać się o fotel w zarządzie firmy. Wprawdzie kończył w tym roku sześćdziesiąt osiem lat, lecz dzięki pewnym genetycznym modyfikacjom u przodków spodziewał się dożyć jakichś stu dwudziestu. Dobiegając ledwie siedemdziesiątki, wejdzie na same szczyty. Gdy już sprawdzi się na posadzie gubernatora, jego członkostwo w zarządzie będzie wysoce prawdopodobne, jeśli wręcz nie przesądzone.