Выбрать главу

— Oto cały ty, Joshua. Wieczny optymista. Bo tylko optymista myślałby poważnie o lataniu twoim statkiem.

— „Lady Makbet” niczego nie potrzebuje — żachnął się Joshua. — Zapytaj Meyera, to ci powie, że lepszych przyrządów nigdzie nie dostaniesz.

Kelly zatrzepotała długimi, ciemnymi rzęsami w stronę Meyera.

— O tak, absolutnie — poświadczył.

— A ja nadal nie chcę, żebyś się stąd ruszał — rzekła półszeptem, całując Joshuę w policzek. — Twój ojciec też posługiwał się dobrymi przyrządami, a ponadto statek był młodszy. I proszę, jak skończył.

— To co innego. Gdyby nie „Lady Makbet”, tamte sieroty ze stacji szpitalnej nigdy by tu nie dotarły. Tato musiał zdecydować się na skok mimo bliskości gwiazdy neutronowej.

Meyer jęknął boleśnie i wysączył drinka.

* * *

Joshua stał akurat przy bufecie, kiedy podeszła do niego nieznajoma kobieta. Wcale jej nie zauważył, póki się nie odezwała: jego uwaga skierowana była gdzie indziej. Barmanka nazywała się Helen Vanham, miała dziewiętnaście lat i fartuszek wycięty głębiej, niż to się zwykle zdarzało u Harkeya. Z ochotą usługiwała Joshui CaWertowi, kapitanowi statku gwiezdnego. Powiedziała, że kończy pracę o drugiej nad ranem.

— Kapitan Calvert?

Odwrócił oczy od przyjemnego widoku piersi i ud. Jezu, jakże podobał mu się ten tytuł!

— We własnej osobie.

Kobieta była czarna, i to bardzo. Przypuszczał, że genetyczne modyfikacje w jej rodzinie należały do rzadkości, chociaż tak ciemny kolor skóry budził w nim podejrzenia. Była niższa od niego o jakieś dwie głowy, a jej krótkie włosy przyprószyła siwizna.

Na oko mogła mieć sześćdziesiąt lat i starzała się chyba naturalnie.

— Jestem doktor Alkad Mzu.

— Dobry wieczór, pani doktor.

— Rozumiem, że szykuje pan statek do wyjścia w kosmos?

— Zgadza się, „Lady Makbet”. Najlepszy niezależny transportowiec po tej stronie królestwa Kulu. Chciałaby go pani wyczarterować?

— Niewykluczone.

Joshua wolał na razie nie drążyć tematu. Raz jeszcze przyjrzał się niskiej kobiecie. Alkad Mzu ubrała się w kostium z szarego materiału, wokół szyi wywinęła wąski kołnierz żakietu. Sprawiała wrażenie niezwykle poważnej osoby, rysy jej twarzy zastygły w wyrazie zimnej obojętności. Na obrzeżach podświadomości Joshua usłyszał coś jakby dzwoneczek alarmowy.

Jesteś nadwrażliwy, zganił siebie w duchu. Czy ona musi od razu stanowić zagrożenie, skoro się nie uśmiecha? W Tranquillity nic nie grozi człowiekowi, taka już jest uroda tego miejsca.

— W dzisiejszych czasach można chyba nieźle zarobić w medycynie — zagaił.

— Uzyskałam doktorat z fizyki.

— Pomyliłem się, przykro mi. Ale w fizyce też można chyba nieźle zarobić.

— Różnie bywa. Wchodzę w skład zespołu badającego szczątki po Laymilach.

— Tak? W takim razie musiała pani o mnie słyszeć. To ja znalazłem te moduły elektroniczne.

— Owszem, słyszałam, chociaż kryształy pamięciowe to nie moja dziedzina. Zajmuję się przede wszystkim ich napędem termojądrowym.

— Naprawdę? Czego się pani napije?

Alkad Mzu zmrużyła oczy i wolno rozejrzała się po otoczeniu.

— No tak, to przecież bar, prawda? W takim razie napiję się białego wina, dziękuję.

Joshua skinął na Helen Vanham, by podała mu wino. Uraczyła go w zamian bardzo przyjacielskim uśmiechem.

— Czego właściwie miałby dotyczyć kontrakt? — zapytał.

— Muszę odwiedzić pewien układ planetarny.

Mocno podejrzane, pomyślał Joshua.

— Właśnie do tego najlepiej się nadaje „Lady Makbet”.

A który system planetarny ma pani na myśli?

— Garissę.

Joshua ściągnął brwi; zdawało mu się, że zna większość układów planetarnych. Skonsultował się z plikiem kosmologicznym nanosystemu. I wtedy na dobre opuścił go dobry humor.

— Garissa została porzucona trzydzieści lat temu.

Alkad Mzu wzięła od barmanki smukły kieliszek i skosztowała wina.

— Nie została porzucona, kapitanie, tylko unicestwiona. Rząd omutański zgładził dziewięćdziesiąt pięć milionów ludzi. Po bombardowaniu Flota Konfederacji zdołała ewakuować pewną część, około siedmiuset tysięcy ocalałych. Wykorzystano frachtowce i statki kolonizacyjne. — Jej spojrzenie stało się mgliste. — Akcję ratunkową przerwano po miesiącu. Uznano ją za bezcelową.

Wszystkich, którzy przeżyli sam wybuch, dosięgnął opad radioaktywny, a także potop, fale tsunami i trzęsienia ziemi. Siedemset tysięcy spośród dziewięćdziesięciu pięciu milionów.

— Przykro mi, nie wiedziałem.

Wargi kobiety drżały wokół brzegu kieliszka.

— I nic dziwnego. Mówimy o odległej planetce, która umarła, zanim pan przyszedł na świat. Z politycznych racji, które już wtedy nikogo nie przekonywały. Dlaczego ktoś miałby o niej pamiętać?

Gdy barmanka przyniosła na tacce butelki szampana, Joshua przelał fuzjodolary z dysku płatniczego do barowego bloku rachunkowego. Na drugim końcu bufetu siedział mężczyzna o orientalnych rysach twarzy, ukradkiem obserwując doktor Mzu znad kufla z piwem. Joshua zmusił się, aby na niego nie patrzeć.

Uśmiechnął się do Helen Vanham i dodał hojny napiwek.

— Doktor Mzu, będę z panią szczery. Mogę polecieć do układu Garissy, lecz lądowanie, biorąc pod uwagę okoliczności, nie wchodzi w rachubę.

— Rozumiem, kapitanie. I doceniam pańską szczerość. Nie chcę tam lądować, chcę tylko odwiedzić to miejsce.

— Ee… Cóż, w porządku. Garissa to pani ojczyzna?

— Tak.

— Przykro mi.

— Już po raz trzeci słyszę to od pana.

— Cóż, zdarzają się takie chwile.

— Ile by mnie to kosztowało?

— Jedna pasażerka i lot w obie strony. Musiałaby pani wysupłać jakieś pięćset tysięcy fuzjodolarów. Wiem, że to fura pieniędzy, lecz zużycie paliwa wyniesie tyle samo bez względu na to, czy polecę z jedną osobą czy z pełną ładownią. A i załoga musi być w całym składzie, i wszystkim trzeba zapłacić.

— Wątpię, czy zdołam od razu zebrać pełną sumę. Moje uposażenie związane z pracą badawczą uważam za przyzwoite, ale nie jest ono aż tak wysokie. Zapewniam jednak, że po przybyciu na miejsce będę dysponować odpowiednimi funduszami. Czy to pana interesuje?

Joshua zacisnął palce na tacce, z trudem poskramiając ciekawość.

— Zapewne doszlibyśmy do jakiegoś porozumienia, lecz nie obędzie się bez stosownej zaliczki. Moje stawki nie są wcale wygórowane, niższych nigdzie pani nie znajdzie.

— Dziękuję, kapitanie. Czy mogłabym prosić o zestawienie parametrów pilotażowych pańskiego statku i jego zdolności przeładunkowych? Muszę wiedzieć, czy „Lady Makbet” jest w stanie spełnić moje dość specyficzne oczekiwania.

Jezu. Jeśli chce znać pojemność ładowni, co zamierza stamtąd sprowadzić? Cokolwiek to było, musiało przeleżeć w ukryciu przez trzydzieści lat.

Otworzyła kanał łączności, o czym go poinformował neuronowy nanosystem.

— Nie ma sprawy. — Przekazał jej datawizyjnie tabelę osiągów „Lady Makbet”.

— Będę w kontakcie, kapitanie. Dziękuję za wino.

— Cała przyjemność po mojej stronie.

Na drugim końcu barku Onku Noi, porucznik na służbie w Cesarskiej Flocie Oshanko, przydzielony do piątej sekcji wywiadu (Dział Rozpoznania Zagranicznego), dopił piwo i uregulował rachunek. Nanosystemowe programy filtrowania dźwięku pozwoliły mu wyodrębnić z gwaru i muzyki rozmowę, jaką Alkad Mzu odbyła z młodym, przystojnym kapitanem statku kosmicznego. Wstał teraz i otworzył kanał łączności z siecią telekomunikacyjną Tranquillity, prosząc o dostęp do komercjalnego podręcznego rdzenia pamięciowego kosmodromu. Plik z informacjami o „Lady Makbet” i Joshui Calvercie został przesłany datawizyjnie do neuronowego nanosystemu. Ledwie go zaczął przeglądać, wargi zadrżały mu z przejęcia. „Lady Makbet” była statkiem nieomalże wojennym, dysponującym napędem na antymaterię i wyrzutniami os bojowych, wyposażanym właśnie w najnowocześniejsze przyrządy. Zawahał się tylko na chwilę, aby mieć pewność, że wizualny profil Joshuy Calverta zostanie bez przeszkód przypisany do komórki pamięciowej nanosystemu, po czym wyszedł z baru Harkeya w ślad za doktor Mzu, trzymając się zawsze o pół minuty z tyłu.