Выбрать главу

— Dobrze ci idzie?

— Może kiedyś będzie szło lepiej. Nauczyciel twierdzi, że mam wyczucie formy. Ale to pięcioletnie studia i nadal jeszcze poznajemy zasady malowania i rysunku. Za rok przejdziemy do technologii AV, a za dwa lata dojdzie synteza nastroju. Strasznie się to ślimaczy, ale bez podstaw ani rusz.

— Od jak dawna robisz u Harkeya?

— Dwa miesiące. Miła praca. Wy, ludzie z przemysłu kosmicznego, lubicie dawać napiwki i nie pchacie się z łapami jak te palanty z finansjery. Przez tydzień pracowałam w wieżowcu świętego Pelhama. Okropność!

— Spotkałaś kiedyś Ericka Thakrara? Siedział ze mną przy stoliku, taki pod trzydziestkę, w niebieskim kombinezonie.

— Jasne. Od dwóch tygodni wpada regularnie. Też nie skąpi na napiwki.

— Wiesz może, gdzie pracował?

— W dokach. Firma Lowndes, o ile się nie mylę. Zatrudnił się kilka dni po przylocie.

— Którym statkiem przyleciał?

— „Shah of Kai”.

Joshua otworzył kanał łączności z siecią telekomunikacyjną Tranquillity, prosząc datawizyjnie o dostęp do bazy danych w biurze Lloyda. „Shah of Kai” okazał się wycofanym ze służby we Flocie lekkim frachtowcem o napędzie termonuklearnym i maksymalnym przyspieszeniu 6 g, zarejestrowanym w pewnej spółce holdingowej z układu Nowej Kalifornii. Jedna z ładowni zawierała kapsuły zerowe dla oddziału piechoty, poza tym okręt dysponował laserowym systemem obrony zbliżeniowej. Jednostka bojowa osiedla asteroidalnego.

Mam cię, pomyślał Joshua.

— Widziałaś kogoś z załogi? — zapytał.

Helen pojawiła się w progu sypialni. Miała na sobie koszulkę z przezroczystego opalu z długimi rękawami i białe welurowe buty sięgające do połowy ud.

— Później ci powiem — odparła.

Joshua mimowolnie oblizał wargi.

— Mam plik ze świetnym pomieszczeniem, które pasuje do twojego stroju, gdybyś zechciała go wypróbować.

Postąpiła krok do przodu.

— Dawaj.

Uruchomił plik środowiskowy i nakazał nanosystemowi otworzyć kanał łączności z Helen. Nerwy wzrokowe zarejestrowały krótkotrwały rozbłysk. Skromnie urządzone mieszkanie ustąpiło miejsca jedwabnym ścianom cudownego, pustynnego namiotu.

W mosiężnych urnach przy wejściu rosły wysokie paprocie, długi stół bankietowy zastawiony był złotymi półmiskami i błyszczącymi od klejnotów pucharami, a egzotyczne wzorzyste draperie kołysały się wolno w podmuchach ciepłego, suchego wiatru, który hulał po szkarłatnej pustyni. Za plecami Helen znajdowała się zasłonięta część namiotu, choć lekko uchylone jedwabie ukazywały rąbek olbrzymiego łoża z purpurową pościelą i adamaszkowym baldachimem, wznoszącym się na słupkach z czerwonymi frędzlami niczym wschodzące słońce wycięte z materiału.

— Miło tu — przyznała Helen, rozglądając się pobieżnie.

— To tutaj Lawrence z Arabii przyjmował swoje nałożnice w osiemnastym wieku. Był szejkiem czy królem, który walczył z cesarstwem rzymskim. Stuprocentowo oryginalny zapis sensywizyjny ze staruszki Ziemi. Kapitan pewnego statku, mój przyjaciel, odwiedził muzeum i od niego to dostałem.

— Poważnie?

— Jasne. Ten Lawrence miał sto pięćdziesiąt żon, tak mówią.

— Rany. I wszystkim osobiście dogadzał?

— Pewnie, bo i musiał. Broniła ich przecież armia eunuchów.

Żaden inny człowiek nie mógł się do nich zbliżyć.

— Czy te czary zaraz się nie rozwieją?

— A chcesz się przekonać?

* * *

Umysł Ione ogarniał sypialnię Helen Vanham: światłoczułe komórki w nagich polipowych ścianach, podłodze i suficie dawały jej kompletną wizualizację pomieszczenia, tysiąckroć bardziej szczegółową od projekcji AV. Mogła poruszać się po sypialni, jakby tam rzeczywiście była… co też w pewnym sensie odpowiadało prawdzie.

Rolę łóżka pełnił zwyczajny dmuchany materac na podłodze, Helen leżała na wznak, na niej zaś siedział Joshua, pomału i metodycznie rozrywając jej haleczkę.

— Interesujące — zauważyła Ione.

— Skoro tak twierdzisz — odparło chłodno Tranquillity.

Za jego plecami Helen machała długimi nogami w pończochach. Chichotała i piszczała, w miarę jak on zdzierał z niej kolejne paski bielizny.

— Nie chodzi mi wcale o seks, chociaż tak się podniecił, że pewnego dnia sama chyba włożę na siebie coś w tym stylu.

Myślałam o tym, jak zareagował na widok Ericka Thakrara.

— Znowu dały o sobie znać jego rzekome zdolności parapsychiczne?

— W ciągu tygodnia dwunastu chętnych ubiegało się o stanowisko inżyniera pokładowego statku. Wszyscy posiadali wymagane uprawnienia. Ale gdy tylko Erick poprosił go o pracę, zaraz nabrał podejrzeń. Nadal uważasz, że to ślepy traf?

— Przyznaję, że działania Joshui wskazują na pewien stopień pozazmysłowego postrzegania.

— Nareszcie! Dziękuję.

— Czy to oznacza, że decydujesz się na tę ekstrakcję zygoty?

— Tak. Chyba że masz jakieś obiekcje.

— Nigdy bym się nie sprzeciwiał przyjęciu twojego dziecka, ktokolwiek byłby jego ojcem. To będzie przecież także nasze dziecko.

— A ja go nigdy nie poznam — stwierdziła ze smutkiem.

— Nigdy tak naprawdę. Zobaczę tylko kilka pierwszych lat jego dzieciństwa, podobnie jak krótko widziałam swego ojca.

Czasami myślę, że nasza tradycja jest zbyt okrutna.

— Będę go kochał. I opowiadał mu o tobie, kiedy tylko zapyta.

— Dziękuję. Zresztą nie zapominajmy o innych dzieciach.

Te poznam.

— Z Joshuą?

— Możliwe.

— Co zamierzasz w związku z jego spotkaniem z doktor Mzu?

Ione westchnęła z irytacją. Obraz sypialni Helen uległ rozmyciu. Rozejrzała się po gabinecie wypełnionym meblami z ciemnego drewna — kilkusetletnimi antykami, które sprowadził z Kulu jej dziadek. Cała otaczająca Ione rzeczywistość, przesiąknięta na wskroś historią, przypominała jej o rodowej spuściźnie i ciążących na nią obowiązkach. Było to uciążliwe brzemię, którego długo unikała, a które już wkrótce musiała udźwignąć.

— Nic mu nie powiem, a przynajmniej na razie. Joshua jest siódmym kapitanem, do którego zwróciła się doktor Mzu w ciągu ostatnich pięciu miesięcy. Ona po prostu sieje zamęt, żeby sprawdzić, jak zareagujemy.

— Ci wszyscy agenci wywiadu dostaną przy niej nerwicy.

— Wiem. Po części to moja wina. Nie wiedzą, co się stanie, jeżeli spróbuje uciec. Nie istnieje Lord Ruin, do którego mogliby się zwrócić, pamiętają jedynie obietnicę mojego ojca.

— Wciąż obowiązującą?

— Oczywiście, że tak. Nigdy nie dam jej zgody na opuszczenie habitatu. Jeśli kiedykolwiek zaryzykuje ucieczkę, sierżanci mają ją powstrzymać. A jeśli wsiądzie na statek, będziesz musiał użyć broni strategicznej.

— Nawet jeśli tym statkiem okaże się „Lady Makbet”?

— Joshua nie będzie próbował jej stąd wywieźć, zwłaszcza że go o to poproszę.

— A jeśli jednak spróbuje?

Ione zacisnęła palce na małym srebrnym krzyżyku zawieszonym pod szyją.

— Strzelaj bez wahania.

— Przykro mi. Wyczuwam twoją boleść.

— To czysto teoretyczne rozważanie. On tego nie zrobi.

Ufam Joshui. Nie kieruje nim żądza pieniędzy. Mógł już opowiedzieć ludziom o moim istnieniu. Ta reporterka, Kelly Tirrel, dałaby fortunę za tak sensacyjną wiadomość.

— Wątpię też, żeby przyjął ofertę doktor Mzu.

— I dobrze. Ale to mi daje dużo do myślenia. Ludzie potrzebują jakiegoś zapewnienia, że za twoimi uprawnieniami stoi rzeczywista osoba. Jak sądzisz, czy jestem już na tyle dojrzała, aby pokazać się publicznie?