Chryste: młoda, ładna, bogata i inteligentna. Co wy na to?
Do wieczora Tranquillity zarejestrowało osiemdziesiąt cztery tysiące zaproszeń dla Ione. Oczekiwano jej na przyjęciach i obiadach, proszono o wygłoszenie mowy, wręczenie nagrody, a nawet o udział w posiedzeniach zarządu spółek międzygwiezdnych. Projektanci mody oferowali jej swoje kolekcje, organizacje dobroczynne błagały, aby objęła je swoim patronatem. Dotychczasowi znajomi traktowali Ione jak wcielenie mesjasza. Każdy starał się z nią zaprzyjaźnić. A Joshua… Joshua był w kiepskim humorze, ponieważ przez cały wieczór wolała przeglądać sprawozdania z niezwykłych reakcji mieszkańców Tranquillity, niż pójść z nim do łóżka.
Remont „Lady Makbet” miał potrwać jeszcze dwa tygodnie, to również nie dawało mu spokoju. W ciągu dwudziestu godzin zorganizowano siedemdziesiąt pięć lotów czarterowych mających rozwieźć po całej Konfederacji nagrania z wystąpienia Ione. Agencje prasowe toczyły z sobą zażartą wojnę na procenty oglądalności, pragnąc jak najszybciej i na możliwie wielu światach przekazać bombową wiadomość. Dowódcy statków kosmicznych przeklinali podpisane wcześniej kontrakty na przewóz zwyczajnych towarów, a niektórzy nawet je zrywali. Ci, co nie byli akurat związani żadną umową, żądali teraz astronomicznych sum, które wypłacano im bez szemrania.
Jak Konfederacja długa i szeroka, łowcy skandali brali na usta Ione, rozniecając na nowo żywe zainteresowanie odszczepieńczą gałęzią rodu Saldanów. Odgrzebano nawet z zapomnienia zamierzchłą tajemnicę Laymilów.
Handlarze robili nadzwyczajne kokosy na gadżetach i modzie w stylu Ione. Na jej podobieństwo dyrektorzy z błękitnej awangardy kształtowali nową serię kobiecych modeli — Zespoły grające mood fantasy komponowały o niej utwory. Nawet Jezzibella oświadczyła, że Ione jest milutka i kiedyś chętnie się z nią prześpi.
Agencje prasowe na światach książęcych Kulu poświęciły jej wystąpieniu raczej niewielką uwagę. Królewska rodzina nie cenzurowała co prawda środków masowego przekazu, lecz nie uważała pojawienia się nowego Lorda Ruin za sprawę wartą świętowania. Na czarnym rynku sensywizyjne nagrania z Ione osiągały jednak zawrotne ceny.
To właśnie dzięki tym zerwanym kontraktom dwa dni później Joshua podpisał swoją pierwszą w życiu umowę czarterową.
Roland Frampton był przedsiębiorcą i przyjacielem Barringtona Griera, od którego dowiedział się, że za dwa tygodnie „Lady Makbet” będzie gotowa do startu.
— Niech no tylko dorwę tego McDonalda, każę pociąć drania na przeszczepy — rzekł Roland ze złością. — „Corum Sister” nie dostanie już nigdy żadnego zamówienia po tej stronie Jowisza, moja w tym głowa.
Joshua popijał wodę mineralną i kiwał głową współczująco.
Urok baru Harkeya rozwiewał się za dnia, jakkolwiek w drapaczu gwiazd to określenie nabierało symbolicznego znaczenia. Pomimo to biorytmy mieszkańców habitatu warunkowała tuba świetlna, zatem organizm Joshui wiedział, że jest już późny ranek.
— Dawałem mu dobrze zarobić, nie darłem z niego skóry.
I latał dla mnie regularnie. A teraz zjawia się ta cholerna dziewczyna i wszyscy dostają obłędu.
— Hej! Ja się cieszę, że Saldana znowu rządzi tym całym interesem — zaprotestował Barrington Grier. — Jeśli jest choć w połowie tak dobra jak jej poprzednicy, to będzie nam się żyło jak w raju.
— Niby tak, w sumie nic do niej nie mam — poprawił się szybko Frampton. — Ale ludziom już zupełnie odbija. — Potrząsnął wymownie głową. — Słyszeliście, ile agencje prasowe dawały za lot na Avon?
— Jasne — odparł Joshua z szerokim uśmiechem. — Time Universe wysiało na Avon „Udata” z Meyerem.
— Rzecz w tym, Joshua, że siedzę po uszy w gównie — rzekł Roland Frampton. — Moi klienci pieklą się, że nie dostaną na czas nanonicznych suplementów. W Tranquillity żyje mnóstwo dzianych staruszków, przemysł medyczny przynosi tu krociowe zyski.
— Na pewno się jakoś dogadamy.
— Wykładam karty na stół, Joshua. Zapłacę ci za lot trzysta pięćdziesiąt tysięcy fuzjodolarów i dorzucę siedemdziesiąt tysięcy premii, jeśli zdołasz je tu sprowadzić do pięciu tygodni, licząc od dzisiaj. Później mogę ci zaproponować długoterminowy kontrakt, loty na Rosenheim regularnie co sześć miesięcy. Nie ma co wybrzydzać.
Joshua zerknął na Melvina Ducharme’a, który mieszał leniwie kawę. Podczas remontu statku nauczył się polegać na swoim specu od silników, dobiegającym pięćdziesiątki mężczyźnie z bogatym, przeszło dwudziestoletnim doświadczeniem w lotach międzygwiezdnych. Śniady inżynier potaknął lekko głową.
— Niech będzie — zgodził się Joshua. — Ale znasz moje warunki, Roland. „Lady Makbet” nie wyjdzie z doku, póki nie uznam, że wszystko zostało należycie zmontowane. Nie będę niczego popędzać i nie pozwolę na żadną fuszerkę dla jakiejś tam premii.
Roland Frampton patrzył żałosnym wzrokiem.
— Oczywiście, Joshua, doskonale cię rozumiem.
Uścisnęli sobie dłonie i przeszli do szczegółów.
Po dwudziestu minutach nadeszła Kelly Tirrel; rzuciła torbę na dywan i usiadła z przesadnym westchnieniem. Przywoławszy kelnerkę, zamówiła kawę, po czym musnęła ustami policzek Joshuy.
— Podpisałeś kontrakt? — zapytała.
— Właśnie nad tym pracujemy. — Rozejrzał się szybko po barze, lecz nigdzie nie zauważył Helen Vanham.
— To masz się z czego cieszyć. Boże, co za dzień! Mój wydawca miota się jak w ukropie.
— Wystąpienie Ione wszystkich zaskoczyło, co? — zapytał Barrington Grier.
— I to jak — przyznała Kelly. — Od piętnastu godzin z rzędu pracuję nad historią królewskiej rodziny. Składamy na wieczór program dokumentalny. Ci Saldanowie to bardzo dziwne typy.
— Ty przedstawisz materiał? — spytał Joshua.
— Skądże. Tę fuchę dostała Kirstie McShane. Dziwka. No, wiecie, sypia z redaktorem działu aktualności. Ja pewnie skończę jako reporterka w dziale mody czy coś w tym stylu. Gdybyśmy chociaż dostali wcześniej cynk, mogłabym się przygotować, znaleźć jakieś dojście.
— Nawet Ione nie wiedziała, kiedy dokładnie to nastąpi — odparł.
— Dopiero od dwóch tygodni myślała poważnie o publicznym wystąpieniu.
W złowieszczej ciszy głowa Kelly obróciła się wolno w stronę Joshui.
— Co?
— Ee… — Miał wrażenie, jakby znalazł się raptem w stanie nieważkości.
— Ty ją znałeś? Wiedziałeś, kim jest?
— Czyja wiem, może trochę… Owszem, wspominała coś o tym.
Kelly porwała się na równe nogi, omal nie przewracając krzesła.
— Wspomniała?! Joshua, ty gnoju! Od trzech lat nie było w Konfederacji takiej sensacji jak sprawa Ione Saldany, a ty wiedziałeś i nic mi nie mówiłeś? O ty samolubny, arogancki, perfidny ksenojebco! Spałam z tobą, zależało mi… — Zazgrzytała zębami i chwyciła torbę. — Nic to dla ciebie nie znaczyło?
— Oczywiście, że znaczyło. Było mi z tobą… — zażądał od nanosystemu dostępu do słownika synonimów — …przeuroczo.
— Ty draniu! — Postąpiła dwa kroki w stronę drzwi i odwróciła się gwałtownie. — W łóżku też miałam z ciebie gówniany pożytek! — wykrzyknęła.
Każdy w barze Harkeya gapił się na niego. Na wielu twarzach pojawiły się uśmiechy. Przymknął na chwilę oczy i westchnął z rezygnacją.
— Ech, te kobiety. — Okręcił się na krześle i zwrócił do Rolanda Framptona. — A w sprawie wysokości ubezpieczenia…