Выбрать главу

— Mój czas nadszedł — rzekł filozoficznie „Iasius”. Można było wyróżnić pewien cień ukontentowania w jego niemym głosie.

Gdyby jastrząb miał płuca, pomyślała Athene, pewnie teraz by westchnął.

— Wiem — odparła melancholijnie. W ciągu ostatnich tygodni stawało się to coraz bardziej oczywiste. Wszechpotężne niegdyś komórki modelowania energii teraz ostatnim wysiłkiem otwierały wlot tunelu czasoprzestrzennego. Podczas gdy pół wieku temu doświadczali uczucia, jakby jednym zręcznym manewrem mogli przemierzyć galaktykę, teraz oboje cieszyli się skrycie, jeżeli planowany skok na odległość piętnastu lat świetlnych przeniósł ich w miejsce oddalone o rok świetlny bliżej niż punkt o wyznaczonych współrzędnych. — Cholerni genetycy. Czy zrównanie życia jastrzębia i człowieka jest dla nich aż takie trudne?

— Może pewnego dnia sprawią, że statek będzie żył tak długo jak jego dowódca, choć dostrzegam pewną prawidłowość w losie, jaki nam przypadł. Ktoś przecież musi być matką dla naszych dzieci. Będziesz równie dobrą matką, jak byłaś kapitanem. Wiem to na pewno.

Niezachwiane przekonanie, jakie dało się wyczuć w tym mentalnym glosie, przywołało uśmiech na jej twarz. Lepkie rzęsy strząsnęły nieco wilgoci.

— Wychowywać dziesięć szkrabów w moim wieku. Kto to widział?

— Poradzisz sobie. Będzie im się dobrze wiodło. Jestem szczęśliwy.

— Kocham cię, „Iasiusie”. Gdybym mogła powtórnie przeżyć życie, nie zmieniłabym w nim ani jednej sekundy.

— A ja tak.

— Niby co? — zapytała zaskoczona.

— Przez jeden dzień chciałbym być człowiekiem. Zobaczyć, jak to jest.

— Możesz mi wierzyć, że zarówno przyjemności, jak i cierpienia są grubo przesadzone.

„lasius” zachichotał. Światłoczułe komórki sterczące z kadłuba statku na kształt pęcherzy zlokalizowały habitat Romulus; o jego masie powiedziały „Iasiusowi” delikatne zaburzenia w przestrzennym polu dystorsyjnym, generowanym przez komórki modelowania energii. Świadomość jastrzębia zarejestrowała zwartą konstrukcję habitatu, pokaźny pyłek umieszczony na zewnętrznej krawędzi pierścienia F. Pokaźny, lecz w środku wydrążony — technobiotyczny cylinder z polipa długości czterdziestu pięciu kilometrów i szerokości dziesięciu. Stanowił jedną z pierwszych baz dla jastrzębi, zawiązany wspólnym wysiłkiem stu rodzin jeszcze w roku 2225. Obecnie wokół Saturna krążyło sześćdziesiąt podobnych habitatów wraz z pomocniczymi stacjami przemysłowymi, których liczba stanowiła przekonywający dowód na to, jak ważną rolę w ekonomii edenistów pełniły technobiotyczne statki.

Jastrząb ożywił komórki modelowania, ogniskując energię w nieskończoności; miejsca geometryczne tak wybierał, aby przestrzeń poza kadłubem uległa dystorsji, lecz nie otworzył się wlot tunelu. Płynęli na fali dystorsyjnej w kierunku habitatu niczym pędzący do brzegu żeglarz, szybko przyspieszając do 3 g. Drobna manipulacja polem spowodowała pojawienie się wewnątrz statku siły skierowanej przeciwnie do siły ciężkości, dzięki czemu załodze mogło się wydawać, że przyspieszenie wynosi 1 g. Wygodna i bezproblemowa podróż, nie to, co w statkach adamistów z ich termojądrowymi napędami.

Athene wiedziała, że nigdy już nie będzie czuć się tak dobrze na pokładzie innego jastrzębia. Z „Iasiusem” mogła niemal namacalnie doświadczyć otaczającej ich nicości, kiedy mknęli przez próżnię; podobnych wrażeń doświadczał zapewne wioślarz na wiejskiej rzeczce, zanurzając dłoń w spokojnej wodzie. Pasażerowie nie mogli liczyć na takie doznania. Pasażerowie byli mięsem.

— Na co czekasz? — zwróciła się do statku. — Wołaj.

— W porządku.

Uśmiechnęła się, wyczuwając jego zapał.

I „Iasius” zawołał. Wykorzystał cały swój potencjał afiniczny, wydając okrzyk radości i smutku, którym objął sferyczną przestrzeń o promieniu trzydziestu jednostek astronomicznych. Witał się z przyjaciółmi.

Jak w przypadku każdego jastrzębia, żywiołem „Iasiusa” były kosmiczne otchłanie; z trudnością manewrował w zasięgu silnego pola grawitacyjnego. Miał kształty dwuwypukłej soczewki: sto dziesięć metrów średnicy i pośrodku trzydzieści metrów grubości. Ciemnogranatowy kadłub zbudowany był z twardego polipa; w próżni warstwa zewnętrzna stopniowo wyparowywała, zastępowana na bieżąco nowymi komórkami z kariokinetycznej warstwy wewnętrznej, gdzie zachodził podział komórek. Dwadzieścia procent masy statku stanowiły wyspecjalizowane organy: zespół pęcherzy pokarmowych, pompy sercowe obsługujące rozległą sieć naczyń włoskowatych, komórki neuronowe — a wszystko to starannie umieszczone w cylindrycznej komorze pośrodku ciała. Pozostałe osiemdziesiąt procent organizmu jastrzębia tworzyły gęste plastry komórek modelowania energii, zdolne wygenerować przestrzenne pole dystorsyjne wykorzystywane w obu sposobach pokonywania odległości. Właśnie owe komórki podlegały najszybszemu obumieraniu. Podobnie jak ludzkie neurony, nie potrafiły się w pełni zregenerować, co determinowało długość życia statku.

Wiek jastrzębi rzadko przekraczał sto dziesięć lat.

Zarówno górna, jak i dolna powierzchnia kadłuba miała szerokie, umiejscowione w połowie między środkiem a krawędzią statku koliste wgłębienie, gdzie wbudowano urządzenia mechaniczne. Dolne wgłębienie wyposażone było głównie w konstrukcje kratowe dla zabezpieczenia ładunku; w sieci składanych tytanowych prętów widniały gdzieniegdzie szczelnie zamknięte moduły systemów pomocniczych. Pomieszczenia załogi rozlokowano we wgłębieniu górnej powierzchni kadłuba; srebrzystobiały toroid wypełniały kajuty wypoczynkowe, kabiny, niewielki hangar dla aeroplanu, generatory termonuklearne, zbiorniki paliwowe, urządzenia regulacji składu powietrza. Wszystko, co niezbędne dla ludzi.

Athene po raz ostatni spacerowała głównym korytarzem toroidu. W towarzystwie obecnego męża Sinona spełniała swoją świętą powinność, zapoczątkowując wzrost dzieci mających w przyszłości kapitanować na statkach następnego pokolenia. Zygot było dziesięć: gamety Athene zapłodnione plemnikami trzech mężów i dwóch niezapomnianych kochanków. Od momentu poczęcia zarodki przebywały w kapsule zerowej, chronione przed entropią, czekając na ten właśnie dzień.

Sinon dał nasienie tylko dla jednego dziecka. Gdy jednak szedł obok Athene, nie czuł wcale żalu. Wywodził się z pierwszych stu rodzin, więc kilku jego przodków było kapitanami, podobnie jak dwójka przyrodniego rodzeństwa. To, że jedno z jego własnych dzieci dostąpiło tego przywileju, w zupełności mu wystarczało.

Gładkie, bladozielone ściany korytarza o sześciokątnym przekroju lśniły od wewnątrz. Athene i Sinon kroczyli na czele milczącej procesji, którą tworzyła siedmioosobowa załoga. Ciszę mącił jedynie szum powietrza nawiewanego z góry przez kratki. Dotarli wreszcie do tego fragmentu korytarza, gdzie kompozytowy pas dolnej płaszczyzny ściany łączył się bezszwowo z kadłubem, odsłaniając owalny skrawek granatowego polipa. Athene przystanęła naprzeciwko.

— Nadaję temu jaju imię „Oenone” — oznajmił „Iasius”.

Polip wybrzuszał się w środku, pęczniejąca powłoka stawała się cieńsza i przezroczysta. Pod spodem ukazała się świeża czerwona tkanka, zwieńczenie łodygi o grubości ludzkiej nogi, która wnikała do samego rdzenia statku. Nabrzmiały wierzchołek pękł i na posadzkę korytarza wyciekła gęsta, żelowa maź. Mięsień zwierający na czubku czerwonej łodygi rozszerzył się, zaskakująco podobny do otwartych bezzębnych ust. Ciemna wewnętrzna rura pulsowała wolno.

Athene uniosła kulisty, bladoróżowy technobiotyczny sustentator o średnicy pięciu centymetrów, utrzymujący wewnątrz stałą temperaturę. Zgodnie z danymi wskaźników kapsuły zerowej, przechowywana w niej zygota wykazywała cechy żeńskie. Ojcem był właśnie Sinon. Pochyliła się i wepchnęła ją delikatnie do otworu.