Выбрать главу

Jednego z jastrzębi zniszczyła potworna eksplozja, a zwycięski czarny jastrząb przeciął obrzeże wzburzonej chmury odłamków i zniknął we wlocie tunelu czasoprzestrzennego.

— Kto to? — spytał Rhoecus.

— „Ericra”, ale widzieli zbliżającą się formację myśliwców.

„Ilex” zebrał wzorce osobowości.

Nawet teraz, uodporniony na tak wiele dziwactw życia, Meredith poczuł chłodny dreszcz, gdy odezwały się w nim dawne uprzedzenia. Dusze po śmierci opuszczały na zawsze ten świat. Tak głosiła chrześcijańska tradycja. Ich przeznaczeniem nie była egzystencja w ułomnych kopiach istot Bożych.

Człowiek może opuścić Królestwo, lecz ono nigdy nie opuści człowieka, skonstatował w duchu.

Pokój z wami, pomodlił się w milczeniu za zmarłych edenistów.

Gdziekolwiek jesteście.

Wracając do prozy życia, uświadomił sobie, że do dyspozycji zostało mu już tylko sześć jastrzębi.

— Osy bojowe zmierzają do „Gemala”, sir — zameldował Clark Lowie.

Przeciążenie na mostku szybko malało, gdy „Arikara” wchodziła na ustaloną orbitę. Szczęście w nieszczęściu, pomyślał admirał.

— Komandorze Kroeber, okręty eskadry mają zniszczyć wszystkie osy bojowe wystrzelone przez statki najemników. Kiedy sytuacja się trochę wyklaruje, sprawdzimy, kto po czyjej stoi stronie.

— Aye, aye, sir.

Dało się odczuć drżenie, gdy zostały odpalone myśliwce.

— Proszę wydać stanowczy rozkaz wszystkim okrętom floty najemnej, aby po zniszczeniu os bojowych zredukowały prędkość i nie wykonywały podejrzanych manewrów. W razie nieposłuszeństwa eskadra otworzy ogień.

— Aye, aye, sir.

Kiedy „Lady Makbet” zeszła na pułap stu kilometrów, Joshua schował wszystkie zespoły czujników z wyjątkiem pięciu. Tuż pod statkiem znajdowało się pocięte fiordami wybrzeże Wymana. Trzysta kilometrów wyżej dwie formacje myśliwców bezpilotowych ostrzeliwały się salwami pocisków kinetycznych i wiązkami promieniowania spójnego. Prędkość zbliżania się obu rojów, gdy starły się ze sobą, wynosiła przeszło siedemdziesiąt kilometrów na sekundę. Skrawek nieba rozgorzał białym, oślepiającym blaskiem eksplozji, przynosząc krótkotrwały świt arktycznym lądom, gdzie od miesiąca panowała noc.

Jedenaście podpocisków przebiło się przez kordon obronny i pomknęło w stronę „Lady Makbet” z planami zbrodni wpisanymi w krzemowe mózgi. Dwa były jednostrzałowymi generatorami promieniowania gamma. Goniąc statek kosmiczny przedzierający się karkołomnie przez górne warstwy atmosfery, wyzwoliły równocześnie całą energię zgromadzoną w matrycach elektronowych. Wytworzona wiązka promieniowania trwała przez ćwierć sekundy.

Wokół „Lady Makbet” wytworzył się jonowy płaszcz, od przedniego kadłuba rozbiegały się z hiperdźwiękową prędkością falujące kręgi pomarańczowej fluorescencji. Szybko jednak ginęły w rozżarzonych strumieniach helu, które wylatywały z dysz silników.

Przejście statku kosmicznego przez stratosferę wywoływało piekielny hałas. Gazy wylotowe ułożyły się w smugę o długości stu pięćdziesięciu kilometrów, będącą źródłem kolosalnych wyładowań elektrycznych, które smagały śnieżną krainę z siłą zdolną rozłupać lodowce aż do skalnego podłoża. Nad zamarzniętym kontynentem przelewały się bezkształtne zielonoczerwone zorze, rywalizujące rozmachem z czerwonymi chmurami nad dorzeczem Juliffe.

— Przebicie kadłuba! — krzyknął Warlow.

W umyśle Joshui pojawiły się, opisane czerwonymi symbolami, schematy pokazujące stan urządzeń pokładowych. Generatory sił wiążących molekuły kadłuba, już wcześniej zmagające się z energią jonowego płaszcza, nie zdołały zachować integralności struktury, gdy impulsy promieniowania gamma wgryzły się w krzem monolityczny.

Joshua przełączył się na komputer kontroli lotu. Jeden z silników termonuklearnych nie dawał spodziewanej siły ciągu.

— Są jakieś fizyczne uszkodzenia? — Trwogą napawała go myśl o igłach rozgrzanych gazów atmosferycznych, wżynających się przy tej prędkości w delikatne moduły i zbiorniki statku. Neuronowy nanosystem wstrzyknął do krwiobiegu porcję adrenaliny.

— Żadnych, tylko zakłócenia elektryczne. Ale siadło kilka ważnych podzespołów. Generator numer dwa słabnie, mam wycieki w kapsułach kriogenicznych.

— Kompensuj, jak możesz, żebyśmy tylko byli na chodzie. Za dwadzieścia sekund wyjdziemy z atmosfery.

Sara przekazywała szczegółową listę instrukcji do komputera pokładowego: zamykała rozmaite rury i zbiorniki, izolowała nie działające podzespoły, przetaczała odparowane chłodziwo z uszkodzonego generatora do zapasowego pojemnika spustowego. Pomagał jej Warlow, sprawdzając obwody zasilające.

— Trzy węzły wysiadły, Joshua — zameldował Dahybi.

— Obejdziemy się bez nich. — Sprowadził statek na pułap sześćdziesięciu kilometrów.

Ścigało ich dziewięć samosterujących pocisków kinetycznych.

Zostały zaprojektowane, jak Joshua powiedział, do działań w otwartej przestrzeni kosmicznej: składały się z zespołu czujników, zbiorników z paliwem i napędu rakietowego. Nie miały zewnętrznego opływowego pancerza, który byłby w próżni zbytecznym dodatkiem. Ich zadanie polegało na kolizji z przeciwnikiem: masa i prędkość, posłuszne zasadom dynamiki Newtona, zapewniały skuteczność takiego ataku. Teraz jednak pociski leciały w mezosferze, ośrodku dla nich zupełnie obcym i zabójczym. Gęstniejące gazy jonizowały się wokół kanciastych głowic czujników, wzdłuż korpusów pocisków błyskały długie, fioletowożółte języki ognia. Czujniki spłonęły w ciągu kilku sekund, wystawiając elektroniczne układy sterowania na atak rozżarzonych cząsteczek. Oślepione, kalekie pociski kinetyczne zmagające się z tarciem i wysoką temperaturą eksplodowały spektakulamie w wielobarwnym rozbłysku dwadzieścia kilometrów nad „Lady Makbet”.

Na planie sytuacyjnym wyświetlanym na mostku „Ankary” ich wektory lotu zniknęły niemal jednocześnie.

— Sprytna sztuczka — stwierdził z uznaniem Meredith. Trzeba było mieć nerwy z żelaza, żeby pilotować w ten sposób statek kosmiczny, pomyślał. Nerwy z żelaza i szaloną pewność siebie. Ciekawe, czy starczyłoby mi odwagi.

— Uwaga, manewr uniku — ostrzegł komandor Kroeber.

Meredith nie miał czasu zastanawiać się dłużej nad niespotykanymi ekscesami Joshui Calverta. Na mostku okrętu flagowego znów pojawiło się dokuczliwe przeciążenie. Z wyrzutni wystrzeliła trzecia formacja os bojowych.

„Lady Makbet” opuściła mezosferę, pozbywając się niebezpiecznej otuliny naładowanych cząsteczek. Z tyłu pola lodowe Wymana połyskiwały w niespotykanym deszczu efemerycznego światła. Zespoły wojskowych czujników wychynęły na krótkich wysięgnikach ze schowków w kadłubie, by rozejrzeć się złocistymi soczewkami skanerów optycznych.

— Chryste, dziękuję, żeśmy z tego wyszli! — Joshua zredukował siłę ciągu i już po chwili przyspieszenie statku stało się całkiem znośne, spadło poniżej 3 g. Oddalali się od planety po możliwie stromym torze. W promieniu czterech tysięcy kilometrów nie było żadnych os bojowych. — A nie mówiłem? — zapiał radośnie.

— Zdumiewające. — Ashly nie krył podziwu.

Na fotelu obok Joshui Melvyn pomimo przeciążenia kiwał głową w niemym zachwycie.

— Dzięki, Joshua — rzekła Sara ciepłym głosem.

— Cała przyjemność po mojej stronie. A teraz proszę o informacje o uszkodzeniach. Dahybi, możemy skoczyć?

— Daj trochę czasu programom diagnostycznym. Ale myślę, że nawet jeśli uda nam się skoczyć, to chyba tylko gdzieś blisko. Promieniowanie gamma rozwaliło doszczętnie trzy węzły. Trzeba przeliczyć model energetyczny. Najlepiej byłoby zająć się najpierw wymianą tych węzłów.