Выбрать главу

Przez kilka minut nic się nie działo. Aż nagle, z powolnością zachodzącego księżyca, wygląd chaty zaczął się odmieniać, odsłaniając nadzwyczaj prymitywną lepiankę. Drobne suche płatki, niby jesienne liście w podmuchach wiatru, posypały się z dachu i rozścieliły na trawie. Ze ścian odpadała ziemia. W ciągu dwudziestu minut budynek rozpuścił się jak kostka cukru w ciepłym deszczu.

* * *

Ujawnienie prawdziwej tożsamości Ione Saldany czy zdobycie dowodów na to, że Laton wciąż żyje, wydawało się teraz drobiazgiem, bo oto miała przed sobą niezrównany materiał na reportaż.

Jeśli się wykaże, Collins da jej dożywotnio jeden z dyrektorskich foteli. Zdobędzie szacunek i status gwiazdy w całej Konfederacji.

Kelly Tirrel była pierwszą w dziejach dziennikarką, która miała przeprowadzić wywiad z nieboszczykiem.

Jak na zmarłego, Shaun Wallace był dość sympatycznym człowiekiem. Zwrócony twarzą do Kelly, siedział na tylnej ławeczce jadącego przodem poduszkowca i nie przestawał głaskać Fentona.

Jalal kierował na niego karabin magnetyczny dużego kalibru. Na przedniej ławce, obok reportażystki, rozmowie przysłuchiwał się uważnie Reza, wtrącając sporadycznie jakąś uwagę.

W miarę jak posuwali się pośpiesznie w stronę sawanny, drzewa rosły wciąż rzadziej i rzadziej. Poprzez ażurowy deseń czarnych liści dostrzegało się coraz większe skrawki czerwonego nieba. Powłoka chmur także stawała się cieńsza, do tego jej integralność wyraźnie próbowały naruszyć dzikie powietrzne zawirowania. Co budziło zdziwienie, ponieważ przy ziemi nie dmuchał najlżejszy wiaterek.

Shaun Wallace uparcie twierdził, że żył w Irlandii Północnej w początkach XX wieku.

— Straszne to były czasy, zwłaszcza dla ludzi podzielających moje poglądy — rzekł cicho, lecz potrząsnął tylko głową i uśmiechnął się w zadumie, kiedy zapytała, co to za poglądy. — Taka dama jak ty wolałaby o tym nie słuchać. — Podobno zginął w połowie lat dwudziestych jako męczennik za sprawę, kolejna ofiara angielskiej zaborczości. Nie wyjawił, dlaczego żołnierze otworzyli ogień. Powiedział tylko, że obok niego poległo wielu innych.

— I co się stało potem? — zapytała dziennikarka.

— Potem… potem dobrał się do nas diabeł.

— Trafiłeś do piekła?

— Zacni księża uczyli mnie za życia, że piekło to takie szczególne miejsce. Ale w zaświatach żadnego miejsca nie ma. Ponuro tam, pusto i dokucza ból wykraczający poza ziemskie cierpienie.

Patrzymy tam tylko, jak śmiertelnicy marnują swoje życie. Żywimy się sobą wzajemnie.

— Wzajemnie? To nie byłeś sam?

— Były nas miliony. Jestem prostym chłopem z Ballymeny, nie dałbym rady ich zrachować.

— I mówisz, że widać nas z tamtej strony?

— Z zaświatów, a jakże. Niby przez zaparowaną szybę. Trzeba się wysilić, żeby dostrzec coś wyraźnie w świecie żywych. Przez cały czas się wysilasz. I tęsknisz tak wielką tęsknotą, dziewczyno, że masz wrażenie, jakby serce ci pękało. Widziałem cuda, widziałem potworności, lecz wszystko było poza moim zasięgiem.

— Jak wróciłeś?

— Otworzyło się przejście. Coś przedostało się do nas z tej strony. Tutaj, na tej mokrej, gorącej planecie. Nie wiem, co to za istota, ale na pewno żadne z ziemskich stworzeń. Później nic już nie mogło nas powstrzymać.

— Ten ksenobiont czy istota, jak ją nazywasz: ciągle tu jest, ciągle sprowadza dusze z zaświatów?

— Nie, pomogła tylko przejść pierwszej. Potem zniknęła, ale już było za późno: strumyk przerodził się w rwącą rzekę. Teraz sami sobie radzimy.

— Jak?

Shaun Wallace westchnął, skonsternowany. Milczał bardzo długo i Kelly zaczęła już wątpić, czy doczeka się odpowiedzi. Przestał nawet głaskać Fentona.

— W ten sam sposób, w jaki zawsze próbowali to robić czciciele diabła — odparł z ociąganiem. — Za pomocą pogańskich, barbarzyńskich rytuałów. Niech Bóg mnie broni, abym kiedykolwiek przyłożył do czegoś takiego rękę, dość już w życiu nagrzeszyłem.

Ale to jedyny sposób.

— Co to za sposób?

— Łamiemy wolę żyjących. Sprawiamy, że chcą być opętani.

Opętanie kończy męczarnię. Choć mamy dużą moc, możemy uchylić tylko małą furtkę prowadzącą w zaświaty, pokazać zagubionym duszom drogę powrotu. Ktoś tu jednak musi na nie czekać. Człowiek wyraża zgodę na odstąpienie ciała.

— Więc torturujecie go, aż ulegnie — mruknął beznamiętnie Reza.

— W samej rzeczy, tak jest… Tak, nie inaczej… Zważcie tylko, że mnie się to wcale nie podoba.

— To znaczy, że Molvi wciąż jest w tobie? Żyje?

— Owszem, lecz jego duszę zamknąłem w ciemnym, ustronnym miejscu. Nie wiem, czy coś takiego można jeszcze nazwać życiem.

— A ta moc, o której wspomniałeś? — drążyła temat Kelly. — Na czym właściwie polega?

— Sam dobrze nie wiem. Dla mnie to jakaś magia. Ale nie taka jak u czarownicy, z zaklęciami i magicznymi wywarami. To straszniejsza magia, bo jest do twojej dyspozycji, kiedy o niej pomyślisz.

Jakże łatwo ją przywołać. Nie powinna być rozdawana ludziom jak popadnie. Potem trudno się oprzeć pokusom.

— To dzięki niej powstają białe ognie? — zapytał Reza. — Dzięki tej mocy?

— Tak, to prawda.

— Jaki jest ich zasięg?

— To trudno rzec tak od razu. Jak strzelamy w grupie, to ogień dalej niesie. Im więcej w strzelającym wściekłości, tym lepszy skutek. Ty, zawsze taki opanowany, nie postrzelałbyś na większe odległości.

Reza prychnął i odwrócił się na ławce.

— Czy mógłbyś mi teraz zademonstrować próbkę swoich umiejętności? — poprosiła Kelly. — Zapiszę to i pokażę ludziom, aby uwierzyli, że mówisz prawdę.

— Nigdy jeszcze nie spotkałem dziewczyny z gazety. Powiedziałaś, że jesteś z gazety, hę?

— Pracuję nad czymś, co jest odpowiednikiem gazety w późniejszych wiekach. — Przejrzała hasła zgromadzone w nanosystemowych plikach historycznych. — Przypomina to sprzęt projekcyjny Pathego i system Movietone w kinie, ale dochodzi jeszcze kolor i inne wrażenia zmysłowe. A teraz poproszę o tę demonstrację.

— Osobiście wolę, jak dziewczyna nosi dłuższe włosy.

Kelly przejechała dłonią po głowie z poczuciem winy. Musiała przyciąć włosy na długość paru milimetrów, aby włożyć pancerny hełm powłokowy.

— Normalnie zapuszczam je do ramion — powiedziała z żalem.

Shaun Wallace puścił do niej oczko z szelmowską miną, po czym przechylił się nad nadburciem i zgarnął ze śnieżnej lilii długonogiego owada. Przytrzymał go w otwartej dłoni; długie szarobrązowe ciało o kształcie wałka i okrągła głowa ze szczękami zaopatrzonymi w odrażające kleszcze. Owad drżał, lecz nie ruszał się z miejsca, jakby przylepił się do skóry. Shaun przykrył go drugą ręką i powoli roztarł na miazgę. Kelly przyglądała się temu bez zmrużenia powieki.

Kiedy rozchylił dłonie, między nimi ukazał się książę motyli o wielkich skrzydłach z deseniem turkusowych, topazowych i srebrnych wzorków; kolory opierały się wszechobecnej czerwonej poświacie, błyszczały własnym światłem. Motyl dwukrotnie złożył i rozłożył skrzydła, a następnie wzbił się w powietrze, natychmiast odepchnięty potężnym strumieniem zasmigłowym poduszkowca.

— Widzisz? Jesteśmy zdolni nie tylko do niszczenia — skonstatował Shaun Wallace.

Kelly straciła z oczu przepiękną zjawę.