Wybrali pieczonego kurczaka z sałatką i drugą butelkę wina.
— Kłopot w tym, że dokądkolwiek się udasz, wszędzie niebezpiecznie — rzekł Meyer po odejściu kelnerki. — Póki Siły Powietrzne go nie przyskrzynią, rynek handlu międzygwiezdnego będzie trochę rozchwiany. Stawki ubezpieczeń pójdą ostro do góry.
— No to rób za kuriera. Nie będziemy musieli cumować do żadnych stacji. Jest też inna możliwość: rozwozić towar między habitatami edenistów.
Przesuwał po stole kieliszek z winem, niezbyt zachwycony tym pomysłem.
— Mamy pogodzić się z porażką?
— Na coś trzeba się zdecydować.
Przymusił wargi do uśmiechu.
— Tylko nie wiem na co.
— Kapitan Meyer?
Uniósł wzrok. Przy stole stanęła niewysoka ciemnoskóra kobieta, ubrana w klasyczny szary kostium. Przy jej czarnej karnacji Cherri wydawała się biała. Wyglądała na osobę po sześćdziesiątce.
— Zgadza się.
— To pan jest właścicielem „Udata”?
— Tak. — Gdyby nie znajdowali się w Tranquillity, Meyer wziąłby ją za inspektora podatkowego.
— Jestem doktor Alkad Mzu — przedstawiła się. — Mogę się przysiąść na chwilkę? Chciałabym porozmawiać o interesach.
— Będzie mi miło.
Dał znak kelnerce, żeby przyniosła jeszcze jeden kieliszek, a potem wylał z butelki resztkę wina.
— Muszę wydostać się poza układ. Szukam transportu — powiedziała Alkad.
— Ma być tylko pani? Żadnego towaru?
— Dokładnie. Czy to panu przeszkadza?
— Nie, skąd. Ale wynajęcie „Udata” nie jest tanie. Nie przypominam sobie, żebyśmy kiedykolwiek mieli na pokładzie tylko jednego pasażera.
— Nie mieliśmy — potwierdził „Udat”.
Meyer z trudem zachował powagę.
— Dokąd się pani wybiera? Mogę od razu podać cenę.
— Do Nowej Kalifornii. — Napiła się wina, zerkając na niego znad brzegu kieliszka.
Kątem oka Meyer dostrzegł zdziwienie na twarzy Cherri. Trzy lub cztery razy w tygodniu odbywały się regularne loty z Tranquillity do układu Nowej Kalifornii, nie mówiąc już o dodatkowych lotach czarterowych. Nie odwołano jeszcze ani jednego połączenia w związku z zagrożeniem ze strony Latona. Alkad Mzu zaintrygowała Meyera.
Dobra, zobaczmy, jak bardzo jej zależy.
— Zapłaci pani przynajmniej trzysta tysięcy fuzjodolarów.
— A zatem mniej więcej tyle, ile się spodziewałam. Po dotarciu na miejsce może się zdarzyć, że zechcę przewieźć pewien ładunek do innego układu. Czy mogłabym prosić pana o zestawienie osiągów i zdolności przeładunkowych „Udata”?
— Ależ oczywiście. — Jego wątpliwości nie zostały rozwiane.
Chęć zabrania ładunku była wprawdzie wystarczającym powodem do wyczarterowania statku, dlaczego jednak nie chciała lecieć do Nowej Kalifornii zwykłymi liniami pasażerskimi i dopiero na miejscu wynająć statku kosmicznego? Przychodziło mu do głowy tylko jedno wytłumaczenie: potrzebowała koniecznie czarnego jastrzębia. A to nie wróżyło nic dobrego. — „Udat” podejmuje się jedynie lotów cywilnych. — Położył lekki nacisk na ostatnie słowo.
— Naturalnie.
— W takim razie zgoda. — Otworzył kanał łączności z jej neuronowym nanosystemem i przesłał datawizyjnie informacje o zdolnościach przeładunkowych czarnego jastrzębia.
— Jakiego rodzaju ładunek wchodzi w grę? — spytała Cherri.
— Odpowiadam na statku za sprawy załadunku i mogłabym coś doradzić.
— Sprzęt medyczny — odpowiedziała Alkad. — Mam tu kilka plików w mikrorozdzielczości. — Przesłała je Meyerowi.
Lista rozwinięta w jego umyśle przypominała powiększony trójwymiarowy model ścieżek układu scalonego, gdzie każdy węzeł miał swoją nazwę. Były ich tam ogromne ilości.
— Świetnie — powiedział z niejaką konsternacją. — Później to przejrzymy. — A raczej uruchomimy w programie analizującym, pomyślał.
— Dziękuję. Odległość do Nowej Kalifornii wyniesie w przybliżeniu dwieście lat świetlnych, na tej podstawie i po zapoznaniu się z masą i wymogami transportowymi ładunku będzie pan mógł określić dokładną cenę. Porównam ją z cenami u innych kapitanów.
— Ciężko nas będzie przebić — stwierdził lekkim tonem.
— Czy są jakieś konkretne przyczyny, dla których mielibyśmy nie wiedzieć, dokąd polecimy? — zapytała Cherri.
— Jestem z przyjaciółmi na wczesnym etapie planowania misji. Wolałabym na razie niczego więcej nie zdradzać. Zapewniam jednak, że przed opuszczeniem Tranquillity poznacie dokładny cel podróży. — Alkad wstała. — Dziękuję, że zechciał pan poświęcić mi chwilkę czasu, kapitanie. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. I proszę przesłać mi datawizyjnie dokładną kwotę.
— Ledwo zamoczyła usta w winie — zauważyła Cherri po odejściu Alkad Mzu.
— Rzeczywiście — odparł Meyer w zadumie.
Pięć osób odchodziło od baru, przy czym żadna nie przypominała pracownika stacji przemysłowej. Kupcy? Nie, wyglądali na niezbyt zamożnych.
— Zgłaszamy się formalnie do przetargu?
— Dobre pytanie.
— Chętnie bym odwiedził Nową Kalifornię — rzekł „Udat” z nadzieją.
— Przecież już tam byłeś. Chcesz się po prostu przelecieć.
— Pewnie. Straszne tu nudy na półce. — „Udat” przesłał obraz gwiazd widzianych z półki cumowniczej w Tranquillity, jak krążyły wciąż i wciąż po tych samych torach. Skraj dysku kosmodromu zaczął szarzeć, potem pękać i łamać się ze starości.
Meyer uśmiechnął się wesoło.
— Ależ ty masz wyobraźnię. Postaram się o jakiś czarter.
Obiecuję.
— Wspaniale!
— Dobrze byłoby dowiedzieć się czegoś o tej kobiecie — powiedział na głos. — Widać, że coś ukrywa.
— Co ty powiesz? — zakpiła Cherri z przechyloną na bok głową. — I ty zauważyłeś?
Wokół Ione zmaterializował się apartament, kiedy przestała patrzeć na scenę w barze. Augustine maszerował z determinacją po stole w stronę resztek sałatki, pokonując dobrych pięćdziesiąt centymetrów na minutę. W tym czasie Alkad Mzu czekała na windę w holu na trzydziestym pierwszym piętrze wieżowca świętej Marty. Nad nią, na poziomie parku, kręciło się już siedmioro agentów wywiadu zaalarmowanych przez kolegów z baru Harkeya. Dwoje z nich, agentka z Nowej Brytanii i zastępca szefa jednostki z Kulu, uparcie unikało kontaktu wzrokowego. Doprawdy, dziwne. W ciągu ostatnich trzech tygodni większość czasu po pracy spędzali ze sobą w łóżku, gdzie kochali się do utraty zmysłów.
— Na kursie historii poznałam pewien incydent z dwudziestego wieku — powiedziała Ione. — Otóż pracownicy amerykańskiego CIA próbowali pozbyć się przywódcy jednego z reżimów komunistycznych na Karaibach, dając mu wybuchowe cygaro.
— I co? — zapytało uprzejmie Tranquillity.
— Sześćset lat postępu, a człowiek nic się nie zmienił.
— Mam go powiadomić, że Alkad Mzu nie otrzyma wizy wyjazdowej?
— Uczciwiej byłoby dać mu do zrozumienia, że jeśli zabierze Mzu na pokład, zestrzelę „Udata” bez najmniejszych oporów. Ale nie, wstrzymamy się z tym na razie. Z iloma kapitanami już się kontaktowała?
— Z sześćdziesięcioma trzema w ciągu ostatnich dwudziestu miesięcy.
— I każda rozmowa przebiegała tak samo… — Padało pytanie o cenę, która obejmowała przelot czarterowy do innego układu planetarnego i zabranie stamtąd jakiegoś ładunku. Przy tym za każdym razem pojawiała się nazwa innego systemu gwiezdnego. I tylko Joshua usłyszał o Garissie. Ione wolała nie dociekać znaczenia tego faktu. Musiał to być czysty zbieg okoliczności.