Выбрать главу

Dziwna rzecz, dumał. Przywlekliśmy na pokład chodzącą atomówkę, która przeobraziła się w beczące warzywo. Coś go uwolniło od tej sekwestracji. Ale co?

Komandosi z hałasem opuścili przedział, rechocząc i dowcipkując. Byli zadowoleni, że mimo wszystko nie okazali się potrzebni. Ralph długo jeszcze trzymał się wspornika, zawieszony między dwoma pomostami. Przypatrywał się w zadumie kapsule zerowej.

* * *

Trzy godziny po tym, jak alarm został złagodzony do stopnia szóstego, życie na Guyanie znów toczyło się zwykłym trybem. Cywile zatrudnieni w zajętej przez wojsko komorze mogli powrócić do swoich stanowisk. W pozostałych dwóch komorach odwołano ograniczenia w ruchu i komunikacji. Statki kosmiczne otrzymywały pozwolenie na wejście i wyjście z doku, chociaż na kosmodromie, gdzie cumował „Ekwan”, wolno było zatrzymywać się tylko okrętom wojennym.

Trzy i pół godziny po tym, jak żołnierze dostarczyli do izolatki bezwładne ciało Geralda Skibbowa, kapitan Farrah Montgomery wkroczyła do niewielkiego biura Time Universe i oddała fleks od Graeme’a Nicholsona.

* * *

Minęła godzina, odkąd służące podały w Cricklade śniadanie.

Diuk sunął już po niebie pociętym zwiewnymi paskami obłoków. Po raz pierwszy od letniej koniunkcji w nocy spadł deszczyk. Pola i lasy skrzyły się i błyszczały pod glazurą wilgoci. Miejscowe kwiaty, zwinięte w brązowe koronki po zrzuceniu nasion, teraz rozpaćkały się i zaczęły gnić. Ale najlepsze było to, że zniknął kurz wiszący dotąd w powietrzu. Robotnicy z majątku Cricklade przystąpili rankiem do pracy w wesołych nastrojach, zadowoleni z dobrej wróżby. Tak wczesny deszcz zapowiadał bogaty plon podczas następnych żniw.

Louise Kavanagh nie myślała o deszczu ani perspektywie udanego sezonu w rolnictwie. Nawet dziecięcy entuzjazm Genevieve nie potrafił skłonić jej do tradycyjnego spaceru po wybiegu dla koni. Zamiast tego siedziała na klozecie z majtkami zsuniętymi do kostek i twarzą zatopioną w dłoniach. Długie włosy opadały luźno, suwając się podkręconymi końcami po niebieskich lakierowanych bucikach. Co za głupota, żeby nosić tak niepraktycznie długie włosy, myślała. Głupota, próżność, strata czasu, poniżenie.

Dlaczego pieszczą mnie i czeszą, jakbym miała wziąć udział w pokazie zwierząt rasowych? Co za wredna, obrzydliwa tradycja nakazuje traktować w ten sposób kobiety? A wszystko po to, żeby jakiś odpychający, tępy „dżentelmen” mógł sobie wziąć za żonkę kobietę o klasycznej urodzie. Cóż znaczy wygląd, i to jeszcze taki, którego wzór wywodzi się z niemal mitycznych dziejów innej planety? Ja znalazłam już swojego mężczyznę.

Znowu zwarła mięśnie brzucha, wstrzymując oddech i prąc z całej siły. Paznokcie wpiły się boleśnie w ciało, głowa trzęsła się, policzki poczerwieniały.

Wszystko na darmo. Z jękiem boleści wypuściła powietrze ze zmęczonych płuc.

Wpadła w złość i ponownie naparła. Wypuściła powietrze. Naparła.

1 nic.

Chętnie by sobie popłakała. Ramiona jej drżały, oczy miała podkrążone, lecz nie było w nich łez. Już dawno się wyczerpały.

Okres spóźniał się przynajmniej o pięć dni, a do tej pory miewała go tak regularnie.

Była w ciąży z dzieckiem Joshui. To cudowne. To straszne. Jejku, ale się porobiło!

— Jezu, proszę… — wyszeptała. — Myśmy tak naprawdę wcale nie zgrzeszyli. Naprawdę. Bo ja go tak kocham. Z całego serca.

Proszę, nie pozwól, żeby mnie to spotkało.

Niczego bardziej nie pragnęła, niż urodzić Joshui dziecko. Tylko że nie teraz. Joshua ciągle jeszcze wydawał jej się baśniową postacią, którą wymyśliła, aby uprzyjemnić sobie czas w trakcie długich, skwarnych miesięcy sennego norfolskiego lata. Wręcz nierealnie idealny, rozgrzewał ją od wewnątrz, rozpalał w niej ogień dzikiej namiętności. Namiętności, z której istnienia tylko mgliście zdawała sobie przedtem sprawę. Wszystkie dawniejsze marzenia o romantycznych przygodach zamazały się i odeszły w mrok niebytu, gdy poczuła pocałunek swego wysokiego, przystojnego kawalera. Kiedy jednak kładła się spać wieczorem, wspominając zwinne dłonie Joshui błądzące po jej nagim ciele, oblewały ją zgoła niegodne damy rumieńce. Nie było chyba takiego dnia, żeby nie odwiedziła polanki w lesie Wardley, gdzie zapach suchego siana zawsze wprawiał ją w przyjemne podniecenie. Myślała wtedy o swym ostatnim spotkaniu z Joshuą w stajni.

— Panie Jezu, proszę.

Zeszłego roku pewna dziewczyna ze szkoły przyklasztornej, nieco starsza od Louise, musiała dość raptownie wyprowadzić się z dystryktu. Pochodziła z jednej z zamożniejszych rodzin w hrabstwie Stoke; jej ojciec był właścicielem ziemskim zasiadającym od przeszło dziesięciu lat w lokalnej radzie. Wedle słów matki przełożonej, pojechała zamieszkać u krewnych, którzy posiadali liczne stada owiec na wyspie Cumbrii; tam ponoć miała poznać praktyczne aspekty prowadzenia gospodarstwa domowego i przygotować się należycie do roli małżonki. Każdy wszakże znał prawdziwy powód jej wyjazdu. Jeden z młodych Cyganów, którzy pomagali w hrabstwie przy zbiorach, zabawił się z nią w swoim wozie. Po tym zdarzeniu stroniono w towarzystwie od jej rodziny. Ojciec musiał nawet zrezygnować z fotela w radzie, tłumacząc się, względami zdrowotnymi.

Oczywiście, nikt nie śmiałby tak postąpić z żadną latoroślą z rodu Kavanaghów. Jeśli jednak wyjedzie nagle na wakacje, zaczną krążyć plotki; wstydliwe piętno na zawsze przylgnie do Cricklade.

Mama będzie płakać, ponieważ córeczka tak strasznie ją zawiodła.

A tato… Louise wolała nie myśleć, co zrobi tato.

Nie!, próbowała sobie wmówić. Przestań się zadręczać! Świat się nie zawali.

„Wiesz, że wrócę” — powiedział jej Joshua, kiedy leżeli spleceni ciałami na brzegu skrzącego się w słońcu strumienia i zapewniał, że ją kocha.

Kiedyś wróci. Przecież obiecał.

Wtedy wszystko się ułoży. Joshua był jedynym człowiekiem w galaktyce, który umiał bez strachu postawić się jej ojcu. O tak, wszystko będzie dobrze, gdy tylko zjawi się Joshua.

Louise odgarnęła z twarzy denerwujące włosy i wolno wstała.

Przeglądając się w lustrze, stwierdziła, że wygląda jak sto nieszczęść. Zaczęła się poprawiać; naciągnęła majtki, zmoczyła twarz zimną wodą. Długa letnia sukienka z deseniem w kwiatki była okropnie pognieciona. Czemu nie wolno jej było nosić spodni albo przynajmniej szortów? Wyobrażała sobie reakcję niani na swą niewinną sugestię: „Pokazywać ludziom nogi?! Cóż to za pomysł!”

Czyż nie byłoby to jednak praktyczniej sze w upale? Tyle robotnic na plantacji tak właśnie postępowało, także dziewczęta w jej wieku.

Zaczęła zaplatać włosy w warkocz. I z tym będzie musiała skończyć, kiedy wyjdzie za mąż.

Za mąż. Uśmiechnęła się blado do swego odbicia. Joshua oniemieje ze zdumienia, kiedy usłyszy po powrocie rewelacyjną nowinę. Lecz i on się ucieszy, razem będą się radować. Czy mogło być inaczej? I pobiorą się z końcem lata (termin będzie kompromisem między przyzwoitością a nabrzmiałym brzuchem), kiedy ziemskie kwiaty wyglądają najpiękniej, a spiżarnie są pełne po drugich zbiorach. Brzuch prawdopodobnie nie będzie rzucał się w oczy, jeśli włoży odpowiednio skrojoną suknię. Genevieve z zachwytem przyjmie rolę druhny. Na trawnikach zostaną rozbite olbrzymie namioty dla gości. Zjawią się krewni, których od lat nie widziała. Zapowiadało się najwspanialsze od dziesięcioleci święto w hrabstwie Stoke: wszyscy będą się pysznie bawić i tańczyć pod neonowoczerwonym nocnym niebem.