Выбрать главу

Nawet się nie rozglądał. Nie było czym patrzeć, nie było na co patrzeć — nie tutaj, w szóstym królestwie. Wiedział jednak i czuł, że ma towarzystwo: duchy, o których Anastazja mu opowiadała, kiedy dawno temu przesiadywali w jej namiocie.

Mgliste umysły roniły łzy uczuć, przytłaczały go żale i smutki.

I całe spektrum nienawiści, zazdrość i zawiść, a przede wszystkim wstręt do samych siebie. Przed tymi duchami zamknęła się droga zbawienia.

Na zewnątrz, wszędzie dookoła, kwitły kolory, ale niewidoczne.

Nienamacalne i kuszące. Prawdziwie rzeczywisty wszechświat. Królestwo żyjących. Przepiękna, cudowna kraina. Cielesność prosząca się, aby jej zakosztować.

Chciał błagać, żeby go wpuszczono, albo wedrzeć się siłą. Jednakże nie miał rąk, nie było też żadnego muru. Chciał wołać do żyjących o pomoc, ale brakowało mu głosu.

— Ratunku! — wrzasnął w myślach.

Potępione duchy skwitowały to szyderczym śmiechem. Naparła na niego cała rzesza, niezliczone legiony. Odkrył, że nie zajmuje określonego miejsca w przestrzeni, że nie jest ziarnkiem w ochronnej skorupce. Był wszędzie jednocześnie, stapiał się z nimi, bezbronny wobec ich napastliwości. Gnane pazerną żądzą, wciskały się nachalnie w jego wspomnienia, spijając słodki nektar zawartych tam wrażeń. Ta marna namiastka uczestnictwa w życiu była wszakże świeża, wciąż bogata w szczegóły. Jedyne urozmaicenie w tym tajemniczym kontinuum.

— Anastazjo, pomóż mi!

Sięgano drapieżnie po jego najwstydliwsze sekrety, ponieważ zawierały najsilniejsze emocje: ukradkowe podpatrywanie kobiet za pomocą komórek sensytywnych habitatu, masturbacja, beznadziejna tęsknota za Anastazją, niemożliwe do wypełnienia obietnice składane w środku nocy, opilstwo i obżarstwo, radość z roztrzaskania pałką głowy Mersina Columby, gorące ciało Anastazji zamknięte w jego uścisku. Wszystkim tym się rozkoszowano, wyśmiewając go i zarazem ubóstwiając za tchnienie życia, które ze sobą przyniósł.

Czas. Dariat wyczuwał, jak płynie na zewnątrz. Minęły dopiero sekundy. Tutaj jednak nie miały żadnego znaczenia. Tutaj czas mierzyło się długością wspomnień, uzależniało od siły zapamiętanych wrażeń zmysłowych. Czas był wypaczony, gdy dokonywał się na nim gwałt. Gwałt mający trwać wiecznie. Było zbyt wiele duchów, żeby miał się kiedykolwiek skończyć.

Będzie musiał się z tym pogodzić, zrozumiał ze zgrozą. I przyłączyć do ogółu. Już teraz marzył o cieple, zapachu, dotyku. Otaczająca go przestrzeń była skarbnicą wspomnień. Wystarczyło sięgnąć…

* * *

W sypialni stały tanie meble, od ścian ciągnęło chłodem i wilgocią. Na nic lepszego nie było go stać. Nie dzisiaj. W kieszeni marynarki miał wypowiedzenie umowy o pracę oraz dość cienką kopertę z ostatnią wypłatą. Po południu było tam więcej banknotów — zanim poszedł do baru, aby utopić żale w kieliszku.

Debbi wstawała z łóżka, przecierając zaspane oczy. Stara jędza gderała jak najęta. Znowu się włóczyłeś z tymi nygusami? Masz pojęcie, która jest godzina? Gadaj, ileś wypił?

Zawsze to samo.

Kazał stulić pysk flądrze: jeszcze nigdy nie wnerwiały go tak bardzo jej lamenty. Walnął ją, ponieważ nie chciała się uspokoić.

Ale i tego było mało. Teraz to już wrzeszczała jak opętana, gotowa postawić na nogi całą pieprzoną dzielnicę. Dlatego walnął ją znowu, tym razem mocniej.

* * *

…aby capnąć jakiś żałosny ochłap wspomnienia.

— Święty Anstidzie, pomóż swemu oddanemu słudze! Zmiłuj się i pomóż!

Zewsząd odpowiedziały mu śmiechy. Zawrzał gniewem i uciekł od szyderstw prosto pod…

* * *

…błyszczącą w słońcu świątynię Inków, która pięła się dumnie w niebo. Żadna z katedr, jakie w życiu widział, nie była tak wspaniała. Jej budowniczowie ukorzyli się jednak przed potęgą Hiszpanów. W zburzonym mieście nagromadzono niewyobrażalne bogactwa, dlatego zdobywcy okryli się nieśmiertelną chwałą.

W upalne dni zbroja grzała jak piecyk. Nogę przy ranie pokryła dziwna, brązowa wysypka: musiał złapać jakieś paskudztwo w tej przeklętej dżungli. Coraz bardziej się lękał, że nigdy już nie ujrzy brzegów słodkiej Hiszpanii.

* * *

Ale to niczego nie rozwiązywało. Cierpienia i niedole były dość kiepskim substytutem bezmiaru doświadczeń, jakie oferował ledwo dostrzegalny zewnętrzny wszechświat.

Dziesięć sekund. Tyle minęło tam czasu, odkąd umarł. A jak długo przebywały tu najstarsze duchy? Jak to znosiły?

* * *

Wieki, które sprawiają ból niczym ostygłe serce kochanka. Chłonąć bez końca to, co świeże, aby nasycić się tym, co już czerstwe.

Ale nawet ów mdły smak stokroć lepszy jest od piekła leżącego z dala od ponętnych przebłysków utraconego świata, gdzie dawniej mieszkało nasze ciało. Szaleństwo i smoki czyhają na tych, którzy odchodzą od tego, co zapamiętali. Bezpieczniej zostać. Lepiej już znosić męki znane niż nieznane.

* * *

Dariat czuł fale bólu Horgana, które wlewały się do nicości szóstego królestwa niby płomyki pełgające po zwęglonym drewnie.

Dochodziły stamtąd, gdzie zgromadził się wielki tłum duchów, przypominających psy walczące o porcje surowego steku.

Kolory, które przesączały się przez międzywymiarowe szczeliny, były tu bardziej intensywne. Potępione duchy wyły chóralnie z nienawiści, kusząc i namawiając Horgana do uległości, do zaniechania oporu. Dziewice obiecywały oceany rozkoszy, złoczyńcy straszyli wiekuistą męką.

Szczeliny, przez które wdzierały się ostre drzazgi bólu, były coraz szersze, w miarę jak Kiera, Ross, Enid i Klaus używali swej mocy.

— On jest mój! — krzyknął zapalczywie Dariat. — Mój! Należy do mnie! Dla mnie go szykują!

— Nie, dla mnie!

— Dla mnie.

— Dla mnie.

— Dla mnie! — sprzeciwiali się inni.

— Kiera, Ross, pomóżcie mi wrócić.

Wiedział, że nie może tu zostać. Chłodna, spokojna ciemność wołała go, aby oddalił się od swego rodzinnego wszechświata.

W stronę, dokąd udała się Anastazja, gdzie mogliby się znowu spotkać. Szaleństwem byłoby zostać tu dłużej jedynie ze względu na wspomnienia minionych marzeń. Anastazja była odważna, z pewnością ruszyła w dalszą drogę. Mógł pójść w jej ślady, chociaż czuł się niegodny.

— Przestańcie, błagam!!! — krzyknął Horgan. — Pomóżcie mi!

W jednorodnym ośrodku, w którym przebywał Dariat, pojawiło się odkształcenie. Otwierał się ciasny tunel przypominający wnętrze trąby powietrznej, zdający się prowadzić do bezdennego, niezgłębionego jądra gazowego olbrzyma. W stronę tunelu, do środka, przyciągane były duchy, a wśród nich Dariat. Czuł się spychany coraz bardziej ku…

* * *

…dziurawej brukowanej uliczce z lichymi chałupami po obu stronach. Lalo jak z cebra. Gołe stopy drętwiały z zimna. Wiatr dusił do ziemi dobywające się z kominów kłęby dymu. Deszcz przemoczył potargany płaszczyk i powodował gwałtowne ataki kaszlu.