Выбрать главу

Ione znała Kempstera Getchella, kierownika wydziału astronomii. Spotkali się już podczas jej pierwszej wizytacji, a i później kilka razy na oficjalnych przyjęciach. Dobiegał siedemdziesiątki i pochodził z rodziny, która nie przykładały specjalnej wagi do genetycznych udoskonaleń, ale mimo nieubłaganego postępu entropii, objawiającego się siwiejącymi, rzednącymi włosami i pochyleniem ramion, tryskał energią — tak bardzo ostatnio brakującą Parkerowi Higgensowi. Wydział astronomii należał do najmniejszych w ośrodku. Koncentrował się na lokalizowaniu gwiazd przypominających widmem promieniowania macierzystą gwiazdę Laymilów, a także na przeglądaniu zapisów astronomicznych w celu wychwycenia anomalii w sygnałach radiowych, mogących wskazywać na istnienie cywilizacji. Mimo ponawianych próśb żaden z Lordów Ruin nie zgodził się zbudować zespołu radioteleskopów, dlatego pracownicy wydziału musieli zadowalać się nagraniami zbieranymi w bibliotekach na obszarze całej Konfederacji.

Asystentem Kempstera Getchella był Renato Vella z Walencji, smagły trzydziestopięcioletni pracownik jednego z tamtejszych uniwersytetów, obecnie na rocznym urlopie. Podczas spotkania z Ione sprawiał wrażenie podekscytowanego i mocno poruszonego. Nie była pewna, czy to jej osoba, czy też cfokonane odkrycie powodowały jego nerwowość.

— Ojczysta planeta Laymilów? — zapytała dyrektora z nutą sceptycyzmu w głosie.

— Tak, proszę pani — odpowiedział.

Powinien chyba ogłosić coś takiego triumfalnym tonem, a tymczasem wyglądał raczej na przygaszonego niż ucieszonego.

— No więc gdzie ona jest?

Parker Higgens spojrzał błagalnie na Getchella i westchnął.

— Kiedyś była tutaj, w tym układzie planetarnym.

Ione policzyła do trzech.

— Była tutaj?

— Tak.

— Tranquillity, co to wszystko ma znaczyć?

— Wysunęli niezwykle śmiałą tezę, owszem, lecz dowody zdają się przemawiać na ich korzyść. Pozwól, niech ci to wyjaśnią.

— W porządku. Mówcie dalej.

— Chodzi o nagranie, które przetłumaczyliśmy dwa dni temu — powiedziała Malandra Sarker. — Okazało się, że dysponujemy zapisem pamięciowym członka załogi statku Laymilów. Bardzo nas to ucieszyło, mieliśmy nadzieję zapoznać się ze szczegółowymi procedurami sterowania statkiem, a także zobaczyć, jak one wyglądały od wewnątrz i na zewnątrz. Do tej pory zebraliśrry tylko parę wątpliwych części pojazdów Laymilów. No i udało się: nareszcie znamy wygląd ich statku kosmicznego. — Połączyła się datawizyjnie z najbliższym blokiem procesorowym. Kolumna AV przekazała obraz wprost do oczu Ione.

Statek Laymilów dzielił się wyraźnie na trzy części. Z przodu znajdowały się cztery srebrzystobiałe jajowate moduły z metalu, przy czym ten umiejscowiony centralnie miał trzydzieści metrów długości, a trzy złączone z nim po bokach — po dwadzieścia. Wewnątrz mieściły się zapewne kabiny pasażerów. Środkowa część pojazdu miała kształt bębna o ścianach bocznych obłożonych taką ilością czerwonych rur, że nie było między nimi widać ani jednej szczeliny; przypominały tym trochę zwierzęce wnętrzności. Wokół podstawy w równych odstępach sterczało na boki pięć czarnych prętów odprowadzających ciepło. Tył statku tworzyła wąska, sześćdziesięciometrowa tuba napędu termonuklearnego; na całej jej długości w pięciometrowych odstępach zamocowane były jasne, błyszczące pierścienie. Na samym końcu, wokół dyszy wylotowej dla plazmy, lśnił parasol ze srebrnej folii.

— Jest organiczny? — spytała Ione.

— Szacujemy, że w osiemdziesięciu procentach — rzekł Qingyn Lin. — To by się zgadzało z tym, co już wiemy o ich biotechnologii.

Ione odwróciła wzrok od projektora.

— To statek pasażerski — powiedziała Malandra Sarker. — Domyślamy się, że Laymilowie nie zbudowali floty handlowej, choć posiadali zbiornikowce i specjalistyczne pojazdy przemysłowe.

— Wszystko na to wskazuje — odezwała się Lieria, trzymając w traktamorficznej ręce biały blok wokalizera. — Na tym etapie rozwoju kulturowego Laymilowie nie prowadzili już komercyjnego obrotu towarami. Klany wprawdzie wymieniały się sekwencjami DNA i nowymi technologiami, lecz nikt nie żądał finansowego wynagrodzenia za wytwory techniki czy biotechnologii.

Malandra Sarker usiadła na krześle.

— Rzecz w tym, że nasz statek opuszczał orbitę parkingową macierzystej planety, kierując się do kosmicznych ostrowów nad Mirczuskiem.

— Zawsze się zastanawialiśmy, dlaczego znalezione przez nas zbiorniki paliwowe są takie duże — rzekł Qingyn Lin. — Po co tak ogromny zapas deuteru i helu, skoro w grę wchodziły jedynie podróże między habitatami? Nawet jeśli się chciało wykonać kilkanaście lotów bez uzupełniania paliwa. Teraz już wiemy. To były statki międzyplanetarne.

Ione spojrzała pytająco na Kempstera Getchella.

— I gdzieś tutaj miała być ich planeta?

Na jego ustach pojawił się figlarny uśmieszek; wydawał się nieprzyzwoicie zadowolony ze swej nowiny.

— Na to wygląda. Na podstawie danych otrzymywanych z zespołu sensorów statku zbadaliśmy wnikliwie pozycję gwiazd i planet. Nie ma wątpliwości, że chodzi o ten układ. Ojczysta planeta Laymilów krążyła po orbicie oddalonej średnio o sto trzydzieści piąć milionów kilometrów od Słońca. To znaczy między orbitami Jyresola i Boherola. — Wydął wargi ze smutkiem. — Trzydzieści lat życia zmarnowałem, szukając gwiazd o odpowiednim widmie optycznym, a tymczasem tę właściwą miałem dokładnie pod nosem. To ci dopiero numer. Ale oto astrofizyka stawia przede mną nowe, wielkie wyzwanie: odkryć sposób zniknięcia całej planety…

No, no…

— W porządku. — Ione siliła się na spokój. — No więc gdzie się podziała ta planeta? Została zniszczona? Między orbitami Jyresola i Boherola nie ma pasa asteroid. O ile się orientuję, nie ma tam nawet pasa pyłu.

— Prawdopodobnie nigdy gruntownie nie zbadano przestrzeni międzyplanetarnej naszego układu — rzekł Kempster. — Sprawdzałem w bibliotece. Ale nawet przy założeniu, że planeta została dosłownie zamieniona w proch, w ciągu kilkuset lat wiatr słoneczny wypchnąłby większość cząsteczek poza Obłok Oorta.

— Czyli badania nic nam już nie dadzą?

— Mogłyby potwierdzić hipotezę z pyłem, gdyby jego gęstość wciąż utrzymywała się na wysokim poziomie. Ale nie wiemy, kiedy planeta przestała istnieć.

— Dwa tysiące sześćset lat temu jeszcze tu krążyła — stwierdził Renato Vella. — Wiemy to dzięki analizie pozycji planet w czasie, gdy powstało nagranie. Ale jeśli chcemy szukać dowodów na to, że po planecie pozostał pył, to lepiej chyba pobrać próbki gleby z powierzchni Boherola i jego księżyców.

— Dobra myśl, chłopcze, świetnie. — Kempster poklepał po ramieniu swego młodego asystenta. — Jeśli chmura pyłu została rozproszona, to musiała zostawić ślady na wszystkich pozbawionych atmosfery ciałach niebieskich w układzie. W podobny sposób warstwy osadowe w skorupie ziemskiej odwzorowują przebieg poszczególnych epok geologicznych. Pogrzebmy w ziemi, a znajdziemy odpowiedź, kiedy to się naprawdę wydarzyło.