Zobaczyła iluzję okrągłej, białej sali bez wystroju, pośrodku której stał owalny stół. Siedziała na najważniejszym miejscu, mając po jednej ręce Roche’a Skarka i Pascoe Farąuara, po drugiej zaś Jannike Dermot i Sylvestra Geraya. Ciekawe, pomyślała, że komputer zaprogramowano tak, aby dyrektorzy obu agencji siedzieli naprzeciwko siebie.
— Zwracam się z oficjalną prośbą o ogłoszenie w układzie alarmu bojowego drugiego stopnia — rzekł admirał na wstępie.
Tego księżna się nie spodziewała.
— Sądzi pan, że Laton nas zaatakuje? — spytała spokojnie.
Tylko ona mogła ogłosić alarm drugiego stopnia, który pozwalał wojsku nadzorować administrację cywilną, a także rekwirować na swe potrzeby sprzęt i zasoby ludzkie. W praktyce równało się to ogłoszeniu stanu wojennego. Alarm pierwszego stopnia byłby pełnym wypowiedzeniem wojny, lecz ogłosić go mógł jedynie Alastair II.
— To nie takie proste, jakby się wydawało, pani — odparł admirał. — Mój sztab dokładnie przeanalizował całą sytuację. Ten reporter, Graeme Nicholson, potwierdził, że Laton był na Lalonde, więc musimy rozważyć również inne czynniki, a zwłaszcza kwestię wirusa energetycznego, o którym wspomnieli edeniści.
— Uważam za rzecz godną uwagi, że zechcieli podzielić się z nami swym odkryciem — powiedział Roche Skark. — Wręcz prosili o to, by nas powiadomić. Niezwykły to przypadek, zważywszy na chłodne stosunki między królestwem a edenistami. Z pewnością uznali, że w obliczu tak strasznej groźby nie liczą się różnice polityczne. I chyba każdy przyzna im rację po obejrzeniu tego, co spotkało żołnierzy z jednostki G66 w dżungli na Lalonde.
— Wnioski z misji Jenny Harris i późniejszych wydarzeń wskazują na to, że sprawcą powszechnej sekwestracji jest właśnie wirus energetyczny — stwierdził admirał. — Mamy do czynienia z niewidzialną siłą, która potrafi przejąć kontrolę nad ludzkimi procesami myślowymi i rozwinąć w człowieku niesłychane umiejętności manipulowania energią. Dzięki nim człowiek może wytworzyć, pozornie z niczego, pole zakłóceń radioelektronicznych lub kule białego ognia.
— Przejrzałam fragmenty relacji z tej leśnej misji — powiedziała Kirsten. — Ci ludzie mieli zdumiewającą siłę fizyczną. Sugeruje pan, że każdy zasekwestrowany człowiek nabywa podobnych zdolności?
— Tak, pani.
— Jak się przenosi ten wirus energetyczny?
— Tego jeszcze nie wiadomo — przyznał admirał. — Jednakże fakt, że Laton nazwał go wirusem, ma dla nas dużą wagę. Już samo określenie „wirus”, czy to w rozumieniu biologicznym, czy komputerowym, narzuca istnienie jakiegoś wzorca, który często w błyskawicznym tempie reprodukuje się w swoim nosicielu. Niestety, nie mamy pewności. W zasadzie poruszamy się po omacku, porównujemy wstępne wnioski z różnych obserwacji. Musimy za wszelką cenę poznać prawdziwą naturę wirusa.
— Łatwo można by się dowiedzieć czegoś więcej — stwierdziła Jannike Dermot. — W pamięci Geralda Skibbowa znajdują się odpowiedzi na pytania, jak został zainfekowany i zasekwestrowany, jak zachowuje się wirus energetyczny, jakie są jego ograniczenia. Uważam jeńca za nasze najlepsze lekarstwo na brak wiedzy.
— Czy już doszedł do siebie? — spytała księżna.
— Nie. Lekarze mówią, że doznał głębokiego urazu psychicznego. Trudno wyrokować, czy kiedykolwiek odzyska dawne zdolności intelektualne. Chciałabym poddać go sesji dochodzeniowej.
— Czy to rozsądne, biorąc pod uwagę jego stan?
Dyrektorka ISA nie okazywała żadnych emocji.
— Z medycznego punktu widzenia… nie. Przecież ponownie przeżyje to, czego doświadczył. Ale za to zdobędziemy potrzebne informacje.
Kirsten wolałaby nie brać na siebie tego rodzaju odpowiedzialności. Skibbow był czyimś synem, zapewne miał własne dzieci.
Przypomniał jej się Benedict siedzący na kolanach Edwarda.
— Pozwalam. — Próbowała zachować tę samą obojętność co dyrektorka ISA.
— Dziękuję, pani.
— Zgodnie z raportem, to Laton ostrzegł edenistów przed wirusem energetycznym. Twierdził, że został przez niego zaatakowany?
— Zgadza się, pani — odrzekł admirał Farąuar. — Tym poważniej trzeba podchodzić do problemu.
— I myśli pan, że mówił prawdę? To naprawdę inwazja ksenobiontów?
— W tej sytuacji nie mogę wykluczyć takiej możliwości. Dlatego właśnie proszę o ogłoszenie alarmu bojowego drugiego stopnia.
Jeśli najeźdźca wesprze wirusa fizyczną interwencją, będę dysponował środkami do obrony układu Ombey.
Kirsten poczuła mrowienie w dłoniach. Powróciło nieprzyjemne przeczucie, że nie jest to zwyczajny kryzys.
— Wesprze wirusa? Jak mam to rozumieć?
— Całkiem prawdopodobne, że wirus przybył na Ombey na pokładzie „Ekwana” — stwierdził admirał, zerkając przelotnie na Roche’a Skarka.
— Święty Boże. Ale dowodów nie macie.
— Mamy dziewięćdziesiąt procent pewności, że Gerald Skibbow pozbył się infekcji, choć zespół naukowców nie umie powiedzieć, jak do tego doszło. Niestety, pracownicy ambasady na Lalonde, ewakuowani w pośpiechu, przeoczyli możliwość, że ktoś z ich grona jest już nosicielem wirusa. Bądź co bądź, raport Graeme’a Nicholsona udowodnił, że Laton, najprawdopodobniej zasekwestrowany, przebywał w Durringham w dniu ich odlotu. Musimy założyć, że wirus w tamtym czasie zaraził już wielu mieszkańców miasta.
— Kiedy tylko dostałam wiadomość ze sztabu admirała — powiedziała dyrektorka Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego — moi agenci na Guyanie przystąpili do wyłapywania członków załogi „Ekwana” i personelu ambasady na Lalonde. Nie znaleziono trzech pracowników ambasady: Angeline Gallagher, Jacoba Tremarco i Saviona Kerwina. Jak ustalono, cała trójka udała się kosmolotem na Ombey zaraz po odwołaniu alarmu trzeciego stopnia, gdy zniesiono ograniczenia w ruchu pasażerskim. Wiemy już, że siedem godzin temu wylądowali na kosmodromie Pasto. Podczas lotu doszło do awarii wielu systemów, stwierdzono usterki procesorów.
— W drodze z Lalonde w „Ekwanie” ciągle coś się psuło — rzekł admirał. — Kiedy jednak wszedł do doku na Guyanie, okazało się, że wszystkie systemy działają bez zarzutu.
— Co z kosmolotem? — spytała księżna, choć już przypuszczała, jaka będzie odpowiedź.
— Gdy moi ludzi przybyli na kosmodrom, stał właśnie w hangarze remontowym przedsiębiorstwa przewozowego — odpowiedziała Jannike Dermot. — Ekipa techniczna nie znalazła ani jednego uszkodzenia.
— Były też kłopoty z kapsułą zerową, kiedy pakowali do niej Geralda Skibbowa — dodał Roche Skark. — Prawdopodobnie wirus energetyczny wymyka się spod kontroli, zakłócając działanie najbliższych urządzeń elektronicznych.
— Chcecie powiedzieć, że oni są już na planecie? — spytała Kirsten.
— Tak, pani — potwierdziła dyrektorka ISA. — Obawiam się, że to się już stało. Ścigamy ich, rzecz jasna. Postawiłam w stan pogotowia służby policyjne.
— A co z pozostałymi, którzy byli na pokładzie „Ekwana”?
— Nie wydaje się, żeby zostali zarażeni.
— Po czym to poznajecie?
— Każdy ma neuronowy nanosystem, z którego może korzystać. Należy przypuszczać, że jeśli wirus energetyczny nie panuje nad swą zdolnością zakłócania obwodów elektrycznych, pierwsze odmówią posłuszeństwa implanty.
— Dobra myśl.
— Kolonistów z kapsuł „Ekwana” przyprowadzamy w pobliże wrażliwych urządzeń elektronicznych. Dotąd żaden z zespołów procesorowych nie został uszkodzony, ale dla pewności co kilka godzin powtarzamy całą procedurą.