Morton Baxter zajęty był taśmową produkcją depesz do Langley. Do biura wszedł jeden z jego zastępców i matowym głosem oznajmił:
— Rozmawiałem z Forges Walter Somers w Birmingham. Dostarczono już czterdzieści osiem z pięćdziesięciu dwóch zamówionych elementów. Są to elementy stalowych rur o średnicy czterystu osiemdziesięciu milimetrów i długości pięciu metrów. Kontrakt podpisany dwa lata temu opiewa na 1,6 miliona funtów sterlingów. Sądzili, że chodzi o elementy rurociągu.
Richard Walleger wzruszył ramionami.
— Kłamcy albo durnie! Części rurociągu odlane ze stali takiej jakości? Można ją wyginać o sześćdziesiąt stopni i jest bardzo wytrzymała na ciśnienie. Przecież to nie ma nic wspólnego z normalnym rurociągiem! Przygnębiony Morton Baxter zabrał się do pisania kolejnej depeszy. Pracowali od świtu. Zaczęli natychmiast po powrocie z „włamania”. Malko spał tylko dwie godziny i marzył, by czym prędzej znaleźć się w „Amigo”, wziąć prysznic i sprawdzić, co dzieje się z Pamelą Balzer, pozostawioną pod ochroną goryli i Elka.
— Analiza zdobytych przez pana dokumentów ujawniła, że Bear skonstruował na zamówienie Irakijczyków superdziało, przy którym działa z Nawarony są tylko przyjemnym żartem. Zdolne jest wystrzelić rakietę na odległość przekraczającą czterysta kilometrów, z prędkością początkową czyniącą z niej pocisk balistyczny niemożliwy do wykrycia przez izraelski system antyrakietowy. — Na jakim etapie są prace nad jego konstrukcją? — W stadium końcowym. Operacja trwa od ponad dwóch lat, tuż pod nosem wszystkich poważnych służb wywiadowczych. To Georges Bear ją zmontował. Części do tych „puzzli” zamawiał potem, pod różnymi pozorami, w całej Europie.
— I nikt niczego nie podejrzewał? — zdziwił się Malko. — W projekt zainwestowano setki milionów dolarów, a wszystko na rzecz europejskich firm, często znajdujących się w krytycznym położeniu. Po cóż było zadawać zbędne pytania?
— A Izraelczycy?
— Ci także niczego nie dostrzegli. Nie kontrolują ściśle środowiska przemysłowego, a nie wchodził tu w grę przemyt materiałów zbrojeniowych. Wszystkie części tych dział miały w zasadzie cywilne przeznaczenie.
— Powiedział pan „tych dział”?
— Tak. Z dokumentów wynika, że planowana jest budowa trzech. Lufy ukryte są już w pobliżu granicy jordańskiej i wycelowane w Izrael. Najpierw testuje się je w Karboli, gdzie znajduje się ogromny kompleks przemysłowy budowy rakiet. Projekt 395. Tam właśnie testowane są łatwopalne materiały mające wyrzucić pocisk. Nie dostarczone jeszcze elementy to tylko części zamienne. — A krytron? — przypomniał Malko o najistotniejszym elemencie tej przerażającej historii.
— Najprawdopodobniej jest jedną z brakujących części. Dokumenty jednak o niej nie wspominają. To jedynie nasza hipoteza. Niestety więcej niż prawdopodobna. Połączenie inwencji Beara i głowic nuklearnych umożliwi Irakowi zniszczenie Izraela jednorazowym wystrzałem z tych piekielnych dział. To mały kraj. Od Tel-Awiwu do Jerozolimy jest tylko czterdzieści kilometrów. Przykład wojny chemicznej przeciwko Kurdom dowodził, że Saddam Hussein nie cofa się przed niczym. — Żydzi do tego nie dopuszczą — zauważył Malko. — Nawet jeżeli zostaną uderzeni pociskami nuklearnymi, odpowiedzą i zetrą Irak z powierzchni Ziemi. — Bliski Wschód to irracjonalny świat. Irak jest krajem brutalnej dyktatury, władanym przez jednego człowieka — Husseina, który chce stać się przywódcą tej części świata. Nawet gdyby miało go to kosztować kilka tysięcy poległych.
Malko milczał, wiedząc, że Amerykanin ma rację. Z czystej nienawiści Irak prowadził przecież idiotyczną wojnę z Iranem, wojnę, która pochłonęła milion ofiar. Dlaczegóż by nie przeciw Izraelowi… Nie pojmował, w jaki sposób tak groźny projekt mógł zostać prawie zrealizowany bez wiedzy zachodnich wywiadów.
— Część dokumentów — ciągnął odgadując jego myśli rozmówca — dowodzi powiązań z poważną belgijską wytwórnią materiałów wybuchowych. Nie robili sobie złudzeń, ale przyjęli zamówienie ze względu na trudną sytuację finansową. Wielu innych kierowało się pewnie podobnymi pobudkami.
Zabrzmiało to zniechęcająco.
— Co nam w takim razie pozostaje? — zapytał Malko. — Skoro jest już za późno…
— Obawiam się, że niewiele — przyznał Baxter. — Krytrony wędrują po świecie, a reszta materiałów jest najprawdopodobniej w Iraku. Pozostaje wywarcie presji dyplomatycznej, na to jednak Irakijczycy gwiżdżą. — Dlaczego w takim razie tak usilnie przeszkadzali nam dotrzeć do Beara?
— Chcieli możliwie najdłużej utrzymać sekret. Uderzyć na Izrael z zaskoczenia. Sytuacja stała się zapalna. Nie sposób zataić przed Izraelczykami naszych ostatnich odkryć. A Izrael, z Shamirem u steru władzy, gotów jest zaatakować prewencyjnie, tak jak to zrobił parę lat temu, bombardując reaktor jądrowy w Tammouz — dodał Malko.
— Właśnie. Ale tym razem to nie wystarczy. Jedynym środkiem zapobiegawczym byłoby starcie Iraku z mapy. Przeleciał anioł, uginając się pod ciężarem uczepionych do skrzydeł bomb atomowych… Oczywiście takie powiązanie zmartwiłoby niewielu. A z pewnością ani Irańczyków, ani Syryjczyków. Jakież jednak ryzyko eskalacji! Jeśli Izrael nie unicestwi dział Beara, Bliski Wschód stanie przed widmem katastrofy nuklearnej. Amerykanin wstał, wyraźnie wykończony.
— Potrzebuję paru godzin na precyzyjną ocenę sytuacji. Spotkamy się wieczorem. Zweryfikujemy dane. To pochłania masę czasu. Czterdzieści osób w wielu krajach nie zajmuje się niczym innym. Wszystko wpływa do centralnego komputera w Langley.
Pamela krążyła jak lew po klatce, strzeżona przez Elka, na którego policzku widniała długa szrama. Na widok Malka call-giri zerwała się i niemal rzuciła na niego. — Ten łajdak nie daje mi wyjść!
Elko spojrzał na nią ponuro. Kolejna kandydatka pod garottę. Gdyby nie respekt wobec Malka, stłukłby ją porządnie i wybił z głowy spacery.
— A dokąd się pani wybiera? — zapytał Malko.
— Dzwonił Bear. Chce się ze mną zobaczyć, ma kłopoty. Sądzi, że Irakijczycy chcą go uprowadzić. Zdołał się im wymknąć.
— Gdzie jest?
— To nie pańska sprawa.
Malko wzruszył ramionami i usiadł na łóżku.
— W takim razie nie ruszy się pani stąd…
Pamela podbiegła do niego zionąc wściekłością. — Nie dość jeszcze zawracaliście mi dupę?! Facet ma kota na moim punkcie. Chce mnie wyciągnąć z tego gówna. To moja ostatnia szansa, bo ta dziwka, pana przyjaciółka Mandy, poderwała mi narzeczonego. Jej słowa brzmiały szczerze, trudno jednak było wykluczyć, że jest manipulowana.
— Dobrze — ustąpił Malko. — Może się pani z nim spotkać, ale idę z panią. Chcę z nim pomówić. — Tak jak z tymi dwoma w zamku — zaśmiała się szyderczo. — Jego też pan załatwi!
— Nie jestem mordercą — zaprotestował Malko. — Mam dla niego propozycję, na którą może przystanie.
— A jakąż to?
— Sposób na wyciągnięcie z tego was obojga. Więc?
— Czeka na mnie w „Hiltonie”. W pokoju.
A więc nie chodziło tylko o rozmowę…
— Zawiozę panią. Ale proszę nie próbować żadnych sztuczek. To kosztowałoby drogo i panią, i jego. Pomówię z nim i zostawię was samych.
Wziąwszy pod uwagę rozwój wydarzeń, nie wiedział, co może wyciągnąć z Beara. Warto było jednak spróbować. Przeszedł do pokoju, w którym czekali goryle. Chris zajęty był czyszczeniem berrety, Milton — przeglądaniem „Penthouse’a”.