— Niezupełnie, trzeba by zapytać o to dźwigowych. Ale z pewnością ładunek był ciężki. Jedna z ciężarówek miała rejestrację kraju wschodnioeuropejskiego. NRD czy Rumunii, nie pamiętam. To mnie uderzyło, ponieważ kierowca był Anglikiem. Przyszedł tu zadzwonić.
— Odpłynął z nimi?
— Nie, nie przypuszczam.
Nic więcej nie mogli już zrobić. Rozeszli się rozczarowani. Gdy zostali sami, Morton Baxter powiedział z uśmiechem do Izraelczyka:
— Wydaje mi się, że możecie kopać schrony. I to z powodu własnej głupoty. Śmierć Georgesa Beara wprawiła ich w panikę, przyspieszyli wyjazd i teraz…
Izraelczyk nie powiedział ani słowa. Wsiedli do samochodu. Malko pomyślał, że pozostało mu jedynie wrócić do zamku Liezen. Gdy wyczerpani po bezsennej nocy podjechali pod hotel „Amigo”, słońce wstawało. Pamela bez słowa poszła za Malkiem do jego pokoju, rozebrała się i położyła.
— Co pani robi? — zapytał.
— Nie odejdę od pana — powiedziała. — Pan mnie w to wszystko wciągnął, pan musi mnie wyciągnąć! — Jak?
— Gwiżdżę na to! — wzruszyła ramionami. — Albo od-da mi pan narzeczonego, albo mnie pan zatrzyma. Sporo potrafię i jestem fajna. Zdaje się, że jest pan w niezłych tarapatach. Mogę panu wyświadczyć spore przysługi. Malko widział już oczyma wyobraźni, jak przyjeżdża do Liezen z Pamelą Balzer. Zakończyłoby się to strzelaniną z broni dużego kalibru. Aleksandra była zazdrosna jak lwica. Jej zazdrość dorównywała jej niewierności. Łatwiej byłoby wydostać księcia von Wittenberga ze szponów Mandy Brown…
Sen nie przychodził. Nie mógł oderwać myśli od spokojnie przemierzającej La Manche łajbie ze śmiercionośnym towarem w lukach. Tak łatwo można ją było zatopić! Ale cywilizowany świat był bezbronny wobec terroryzmu państwowego. Jeżeli statek dotrze do celu, śmiertelny pocałunek muśnie Bliski Wschód, a Izrael po prostu zniknie z mapy.
Tarik Hamadi z zadowoleniem odczytał zaszyfrowany teleks, który właśnie przysłano z „Gur Marinera”. Transportowiec wypłynął bez problemów i kierował się prosto do Akaby w Jordanii, docelowego portu. Był pewniejszy niż znajdujący się w zasięgu irańskich dział Chott El Arab. Pokój czy wojna, uczucia się nie zmieniają. A Jordańczycy tak bardzo potrzebowali pieniędzy, że nie zadawali żadnych pytań.
Z Akaby ładunek drogą lądową dotrze do punktów przeznaczenia.
Jak dotąd nie było się czego obawiać. „Gur Mariner” należał do spółki działającej na Wyspach Bahama i pozostającej pod kontrolą irackich służb specjalnych. Załoga statku składała się w znacznej części z agentów jednostek uderzeniowych, świetnie zresztą uzbrojonych. Poza torpedowcem i okrętem podwodnym pokonać mogli na morzu każdego napastnika. Mieli nawet rakiety morze-morze, ukryte w konstrukcji mostka.
W sumie był usatysfakcjonowany. Jego praca polegała na zgromadzeniu i koordynacji wszystkich elementów planu „Osirak”. Wykonał zadanie.
Musiał jeszcze załatwić sprawę Pameli Balzer, to jednak mogło poczekać.
Tarik Hamadi wyciągnął butelkę „Johnnie Walkera” i napełnił szklankę, dodając odrobinę lodu. Zastanawiał się, kto pomoże mu rozładować nadmiar energii. Pamela nie wchodziła w grę.
Minęły dwa dni. Morton Baxter prosił Malka o pozostanie w Brukseli, dopóki Langley nie odwoła jego misji. Poza tym potrzebował go do zredagowania raportów. Przez ten czas Pamela ostrzyła pazury w „Amigo”.
Malko zadzwonił do jej narzeczonego, von Wittenberga. Tak jak przewidywał, Mandy Brown dość szybko się nim znudziła i wróciła do Londynu. Znów więc Pamela wydała się księciu uosobieniem doskonałości. Był jednak zażenowany tym, co zaszło.
— Jak mnie przyjmie? — zapytał.
— Z otwartymi ramionami, o ile przyjedzie pan z diamentem — odpowiedział Malko, który znał kobiety. — A jeszcze goręcej, jeśli będzie on oprawiony w pierścionek zaręczynowy.
Od tego czasu młody arystokrata nie dawał znaku życia.
„Gur Mariner” płynął przez Atlantyk, obserwowany przez jednostki lotnicze marynarki wojennej Wielkiej Brytani i Stanów Zjednoczonych. Zmierzał prosto na południe, szykując się do okrążenia Hiszpanii i wpłynięcia na Morze Śródziemne. Potem droga wiodła przez Kanał Sueski i zatokę Akaba.
Ciąg dalszy zależał od dyplomatów. Amerykanie słali Irakijczykom notę za notą, ci jednak udawali głuchych. Reakcja pochłoniętego konfliktami wewnętrznymi Związku Radzieckiego pozwalała odgadnąć, że nie miałby nic przeciwko wzajemnemu wyniszczaniu się krajów Bliskiego Wschodu, uznając to nawet za nie najgorsze wyjście.
— Pan Robert Schwartzenberg — zaanonsowała sekretarka Mortona Baxtera.
— Proszę wprowadzić.
Powstrzymał ruchem ręki Malka, który zbierał się do wyjścia. Schwartzenberg był przedstawicielem Mossadu w Belgii. Korpulentny, miły, o ciemnych krzaczastych brwiach, swobodny. Serdecznie uścisnął dłonie obu mężczyzn.
Amerykanin zapytał perfidnie:
— Wiadomo coś nowego na temat śmierci Georgesa Beara?
— Nic — z powagą odpowiedział przedstawiciel Mossadu. — Ale mam panu przekazać pewną informację. — Dobrą?
— Nawet bardzo! Przede wszystkim zobowiązano mnie do przekazania gratulacji mojego rządu. Pańska agencja spisała się wspaniale. Powołana przez premiera komisja zbada przyczyny, dla których nasze służby, zwykle bardzo skuteczne, nie wpadły na trop planu „Osirak” stanowiącego tak poważne zagrożenie dla Izraela. Amerykanin nieufnie oczekiwał końca tyrady. Kiedy Żydzi zaczynali być uprzejmi, oznaczało to, że zamierzają o coś prosić.
— Dziękuję panu — powiedział. — Przekażę pańskie słowa centrali, w której Izrael ma wielu przyjaciół. — Chciałbym dodać, że nie ma powodu żałować, iż „Gur Mariner” zdołał się wymknąć. W największym sekrecie pragnę przekazać panu wiadomość, że przedsięwzięliśmy już odpowiednie kroki, by nie dotarł do portu przeznaczenia.
— Zamierzacie go zatopić?
— Nie wolno mi nic powiedzieć, zapewniam jednak, że ładunek tego transportowca nigdy nie trafi w ręce Irakijczyków.
— Uzyskaliście dokładne dane o rodzaju towarów załadowanych w Rotterdamie? — zapytał Malko.
— Częściowo. Chodzi rzeczywiście o najważniejsze części superdziała, wyprodukowane w całej Europie. Nie mogły uchodzić za elementy rurociągu i Irakijczycy zdecydowali się przetransportować je ze szczególną ostrożnością. Z drugiej strony pewne informacje nasunęły nam na myśl, że czterdzieści krytronów z Roissy znajduje się również na tym statku, pod nadzorem służb specjalnych Iraku.
— Mam nadzieję, że zwrócicie je nam — wtrącił Amerykanin jeżeli uda wam się zatrzymać „Gur Marinera”. Izraelczyk uśmiechnął się sztucznie.
— Z pewnością. Nie będą nam potrzebne.
Naturalnie — przecież potrafili je wytwarzać. Malko nie mógł wprost wyjść z podziwu. A więc wszystko, co zrobił, poszło na marne. Izraelczyk wkrótce wyszedł i szef Stacji CIA powiedział do Malka:
— Wiem, że bez pańskiej przenikliwości i wyczucia nigdy nie doszlibyśmy do tego. Raz jeszcze wspaniale pan sobie poradził. Co pan teraz zamierza?
— Wrócić do Austrii — oświadczył z uśmiechem Malko. — jest czerwiec, sezon przyjęć. Co wieczór bal. I tak już wiele straciłem.
Powinien też zająć się Aleksandrą. Wróciła już z owej tajemniczej podróży i Malkowi pilno było zawrzeć z nią pokój.
Z fotela w hallu „Amigo” poderwał się na widok Malka i skoczył ku niemu młody mężczyzna. Malko ledwie zdążył powstrzymać Chrisa Jonesa, który już sięgnął po broń. — Spokojnie, to mój znajomy!