Выбрать главу

Rozdział 16

Spalko i Zina przybyli na Kretę przed wschodem słońca. Wylądowali na lotnisku Kazantzakis, na przedmieściach Iraklionu. Towarzyszył im chirurg i trzech innych mężczyzn, którym Zina zdążyła się przyjrzeć dokładnie podczas lotu. Spalko nie wybrał szczególnie postawnych – chyba po to, by nie wyróżniali się z tłumu. Kiedy – tak jak teraz – nie występował jako Stiepan Spalko, prezes Humanistas Ltd., lecz jako Szejk, zachowywał nadzwyczajną ostrożność. Tego samego wymagał od swego personelu. Już sam bezruch mężczyzn dawał Zinie pojęcie o ich sile. Doskonale panowali nad swoimi ciałami, kiedy się poruszali, robili to z gracją i pewnością siebie joginów. W ich ciemnych oczach widziała ten rodzaj koncentracji, jakiej nabywa się po latach ciężkiego treningu. Nawet gdy uśmiechali się do niej z szacunkiem, wyczuwała czającą się groźbę, która niczym ściśnięta ostra sprężyna cierpliwie czeka na uwolnienie.

Kreta, największa wyspa Morza Śródziemnego, stanowi bramę między Europą a Afryką. Przez stulecia wygrzewała się w śródziemnomorskim słońcu południowym wybrzeżem zwrócone ku Aleksandrii w Egipcie i Benghazi w Libii. To dogodne położenie czyniło z niej oczywiście łakomy kąsek. Historia leżącej na skrzyżowaniu kultur wyspy musiała być krwawa. Jej brzegi omywały nie tylko wody morza, ale fale kolejnych najeźdźców z różnych krain, którzy lądowali na kreteńskich plażach i skałach, przywożąc ze sobą własną kulturę, język, architekturę i religię.

Starożytny Heraklejon założyli Arabowie w 824 roku n.e. Miasto nazwane Chandax, co stanowiło zniekształconą wersję arabskiego słowa kandak, a oznaczało wykopaną wokół grodu fosę. Arabscy piraci rządzili miastem przez sto czterdzieści lat, w końcu przegrywając walkę o władzę z Bizantyjczykami. Wcześniej korsarze zdążyli jednak odnieść tak oszałamiające sukcesy, że trzeba było trzystu statków, by wywieźć zgromadzone przez nich łupy do Bizancjum.

Podczas okupacji weneckiej miasto nosiło miano Kandia. Pod rządami Wenecjan stało się centrum kulturalnym wschodniej części basenu Morza Śródziemnego. Położyła temu kres pierwsza inwazja Turków.

Gdziekolwiek spojrzeć, widać było ślady tej burzliwej historii: masywną bryłę weneckiej fortecy chroniącej port przed inwazjami, ratusz w weneckiej loggii, turecką fontannę- kawiarnię w pobliżu dawnego kościoła Zbawiciela, przekształconego przez Turków w meczet…

W gwarnym, nowoczesnym mieście nie pozostało niestety nic z kultury minojskiej – pierwszej i z punktu widzenia archeologów najważniejszej z kreteńskich cywilizacji. Poza miastem wznosiły się ruiny pałacu w Knossos, ale tylko historycy zwracali uwagę na fakt, że Arabowie wybrali to miejsce na założenie Chandax, gdyż właśnie tu tysiące lat wcześniej znajdował się główny port Krety.

Kreta pozostała jednak wyspą owianą mitem. Nie można było postawić stopy na lądzie, nie przypominając sobie jego legendarnych początków. Wieki przed pojawieniem się Arabów, Wenecjan czy Turków Kreta wyłoniła się z mgieł legendy. Minos, pierwszy kreteński król, był półbogiem. Jego ojciec, Zeus, przybrawszy postać byka, porwał jego matkę, Europę – i w ten sposób byk stał się symbolem wyspy.

Tocząc bój o panowanie nad Kretą z dwoma braćmi, Minos zaniósł modły do Posejdona, obiecując władcy mórz wieczne poddaństwo w zamian za pomoc. Posejdon wysłuchał jego modlitw i z morskiej piany wyłonił się śnieżnobiały byk. Zwierzę miało zostać złożone przez Minosa w ofierze, w dowód jego oddania Posejdonowi, jednak chciwy król zatrzymał byka dla siebie. Rozwścieczony Posejdon sprawił, że żona Minosa zakochała się w zwierzęciu. W tajemnicy poleciła Dedalowi, ulubionemu architektowi Minosa, by zbudował pustą w środku krowę, w której ukryła się, aby odbyć miłosny akt z bykiem. Owocem tego zbliżenia był Minotaur – potwór o ludzkim ciele, z głową i ogonem byka – siejący na wyspie taką grozę, że Minos rozkazał Dedalowi wznieść ogromny labirynt, tak zagmatwany, by Minotaur nie mógł się z niego wydostać.

Stiepan Spalko rozmyślał o tej legendzie, jadąc ze swymi ludźmi stromymi ulicami miasta. Pociągały go greckie mity, mówiące o gwałtach, kazirodztwie i rozlewie krwi. W wielu z ich bohaterów widział odbicie własnej osobowości, bez trudu mógł więc uwierzyć, że sam jest półbogiem.

Jak wiele śródziemnomorskich wyspiarskich miast, Iraklion został wybudowany na zboczu góry, kamienne mury domów wznosiły się przy stromych ulicach, po których pracowicie pięły się taksówki i autobusy. Wzdłuż całej wyspy ciągnął się łańcuch górski, zwany Białymi Górami.

Dom pod adresem, który Spalko uzyskał od przesłuchiwanego Laszló Molnara, stał w połowie zbocza. Był własnością architekta, niejakiego Istosa Dedaliki, który, jak się okazało, był postacią równie mityczną jak jego imiennik. Ludzie Spalki ustalili, że dom został wydzierżawiony przez przedsiębiorstwo związane z Molnarem. Dotarli na miejsce, nim nocne niebo rozwarło się niczym łupina orzecha, z której wyłania się krwawe jądro śródziemnomorskiego słońca.

Po krótkim rekonesansie założyli maleńkie słuchawki, łącząc się przez sieć bezprzewodową. Sprawdzili broń – kompozytowe kusze snajperskie, pozwalające zachować idealną ciszę. Spalko zsynchronizował zegarki ź dwoma spośród swych ludzi, po czym kazał im obstawić tylne wyjście, w czasie gdy on z Zina podejdą do frontowych drzwi. Ostatni ochroniarz miał stać na warcie, by ich ostrzec, gdyby działo się coś podejrzanego – lub gdyby zjawiła się policja.

Ulica była pusta i cicha, ani żywego ducha. Dom stał nieoświetlony, jednak Spalko niczego innego się nie spodziewał. Zerknął na zegarek i zaczął odliczać do mikrofonu, podczas gdy wskazówka sekundnika sunęła ku pełnej minucie.

W domu panowało zamieszanie, najemnicy krzątali się, szykując do wyprowadzki. Za kilka godzin znów zmienią miejsce pobytu. Co trzy dni przenosili doktora Schiffera w inne miejsce na Krecie – szybko i dyskretnie, w ostatniej chwili decydując dokąd. Względy bezpieczeństwa wymagały, by kilku z nich zostało i upewniło się, że wszelkie dowody ich obecności zostały zabrane lub zniszczone.

W tym momencie najemnicy byli rozproszeni po całym domu. Jeden przyrządzał sobie w kuchni mocną turecką kawę, drugi był w łazience, trzeci włączył telewizor. Przez chwilę gapił się bezmyślnie na ekran, potem podszedł do frontowego okna, odsunął zasłonę i wyjrzał na ulicę. Wszystko wydawało się w porządku. Przeciągnął się niczym kot, wyginając ciało w jedną i drugą stronę. Wreszcie przypiął do ramienia kaburę i ruszył na poranny obchód.

Odryglował frontowe drzwi, otworzył – i natychmiast dosięgnęła go strzała Spalki, wystrzelona prosto w serce. Runął do tyłu z rozpostartymi ramionami i spojrzeniem utkwionym w suficie, martwy, zanim upadł na podłogę.

Spalko i Zina weszli do holu, a w tej samej chwili ludzie Spalki wdarli się do domu przez tylne drzwi. Najemnik w kuchni upuścił kubek z kawą, sięgnął po broń i zdążył zranić jednego z ludzi Spalki, nim sam został zastrzelony.

Spalko skinął głową Zinie i pobiegł do góry, przeskakując po trzy stopnie.

Na odgłos strzałów dobiegających z łazienki Zina wysyłała jednego z ich ludzi na podwórze z tyłu domu. Kolejnemu kazała wyłamać drzwi do łazienki. Zrobił to cicho i skutecznie. Ale strzały umilkły i łazienka była okazała się pusta. Zobaczyli tylko otwarte okno, przez które wydostał się najemnik. Zina przewidziała taką możliwość i dlatego wysłała człowieka na tył domu.

Chwilę później usłyszała świst wystrzeliwanego bełtu, a po nim ciężkie stęknięcie, jakby ktoś upadł.

Spalko, pochylony, przeszukiwał kolejne pokoje na piętrze. Pierwsza sypialnia była pusta, ruszył więc do drugiej. Kiedy mijał łóżko, dostrzegł jakiś ruch w lustrze nad toaletką po lewej. Coś poruszyło się pod łóżkiem. Ukląkł i wystrzelił. Strzała wzbiła pokład kurzu i łóżko uniosło się do góry. Ktoś zaczął rzucać się po podłodze, jęcząc.