Выбрать главу

– O. – Chyba w końcu naruszył puklerz jej pozornej obojętności i chłodu. – Przykro mi.

Odwrócił wzrok. Każda rozmowa o Joshui była jak sól sypana na ranę.

– Na pewno pogodziłaś się z matką, zanim umarła.

– Mam nadzieję. – Annaka wpatrywała się w kawę ze skupieniem. – Dopiero kiedy nauczyła mnie grać Chopina, zrozumiałam w pełni, jaki otrzymałam dar. Uwielbiałam grać nokturny, nawet gdy jeszcze nie byłam w tym dobra.

– Nie powiedziałaś jej tego?

– Byłam nastolatką… właściwie nie rozmawiałyśmy. – Oczy pociemniały jej ze smutku. – Teraz, gdy jej nie ma, żałuję tego.

– Miałaś ojca.

– Oczywiście. Miałam.

Rozdział 17

Siedziba Wydziału Taktycznych Broni Obezwładniających mieściła się w kilku niepozornych budynkach z czerwonej cegły porośniętych bluszczem, niegdyś należących do żeńskiej szkoły z internatem. Agencja uznała, że bezpieczniej będzie przejąć już istniejący budynek, niż budować nowy gmach. Dzięki temu mogli całkowicie przekształcić wewnętrzną strukturę i stworzyć labirynt potrzebnych laboratoriów, pokojów konferencyjnych i pomieszczeń doświadczalnych, korzystając z pomocy własnego wykwalifikowanego personelu, a nie zewnętrznych podwykonawców.

Chociaż Lindros okazał identyfikator, zaprowadzono go do białego, pozbawionego okien pokoju, gdzie go sfotografowano, zdjęto mu odciski palców i zeskanowano siatkówkę. Potem czekał w samotności. W końcu, po jakichś piętnastu minutach, wszedł ubrany w garnitur agent CIA.

– Panie Lindros, dyrektor Driver oczekuje pana – powiedział.

Lindros bez słowa wyszedł za nim z pokoju. Kolejne pięć minut szli niczym nie różniącymi się od siebie korytarzami, w których nie można było zlokalizować źródła światła. Miał wrażenie, że chodzą w kółko.

Wreszcie zatrzymali się przed drzwiami, które wydały się Lindrosowi identyczne z wszystkimi, które mijali. Podobnie jak inne drzwi, nie były niczym oznaczone. Ani na nich, ani obok nich nie było żadnego znaku rozpoznawczego prócz dwóch żaróweczek. Jedna z nich świeciła głęboką czerwienią. Agent zastukał trzy razy. Chwilę później czerwona lampka zgasła, a druga zaświeciła się na zielono. Agent otworzył drzwi i cofnął się, przepuszczając Lindrosa.

Po drugiej stronie pokoju rezydował dyrektor Randy Driver. Był to mężczyzna o jasnych włosach, obciętych po żołniersku, prostym nosie i wąsko osadzonych niebieskich oczach, które nadawały mu wygląd podejrzliwego. Miał muskularny tors i szerokie bary, którymi nieco za bardzo lubił się popisywać. Siedział na nowoczesnym obrotowym krześle, za biurkiem z przydymionego szkła i nierdzewnej stali. Ściany z białego metalu zdobiły reprodukcje obrazów Marka Rothko, przedstawiających coś na kształt zwojów kolorowych bandaży na otwartej ranie.

– Cóż za niespodzianka – powitał go Driver z lekkim uśmiechem, który przeczył jego słowom. – Przyznaję, że nie nawykłem do niespodziewanych inspekcji. Wolałbym, żeby raczył mnie pan uprzedzić.

– Proszę wybaczyć – odparł Lindros – to nie jest inspekcja. Prowadzę dochodzenie w sprawie morderstwa.

– Morderstwa Alexandra Conklina, jak sądzę.

– Istotnie. Muszę przesłuchać jednego z waszych ludzi. Niejakiego doktora Feliksa Schiffera.

Wydawało się, jakby Lindros odpalił pocisk z gazem paraliżującym. Driver z zastygłym na twarzy uśmiechem zamarł za biurkiem. W końcu odzyskał mowę.

– Ale po co?

– Właśnie panu powiedziałem – odparł Lindros. – To część toczącego się właśnie śledztwa.

Driver rozłożył ręce.

– Nie rozumiem, jaki to ma związek.

– Nie musi pan – uciął Lindros. Przez Drivera musiał czekać jak uczeń w oślej ławce, teraz więc mógł się odegrać. Nie będzie się z nim patyczkował. – Musi mi pan tylko powiedzieć, gdzie jest doktor Schiffer.

Uśmiech na dobre znikł z twarzy Drivera.

– Od chwili, w której przekroczył pan ten próg, jest pan na moim terytorium. – Wstał. – Kiedy dopełniał pan naszych procedur identyfikacyjnych, pozwoliłem sobie zadzwonić do dyrektora CIA. W jego biurze nie mają pojęcia, czemu pan tu jest.

– Oczywiście, że nie – powiedział Lindros, wiedząc, że już przegrał potyczkę. – Składam raport dyrektorowi na koniec dnia.

– Nie obchodzi mnie pański sposób działania, panie dyrektorze, ale nikt nie może przesłuchiwać moich pracowników bez wyraźnego pisemnego upoważnienia dyrektora CIA.

– Dyrektor upoważnił mnie do prowadzenia tego dochodzenia w sposób, jaki uznam za konieczny.

– Mam na to tylko pańskie słowo. – Driver wzruszył ramionami. – Chyba pan rozumie mój punkt widze…

– Prawdę powiedziawszy, nie – przerwał Lindros. Wiedział, że dalsza rozmowa nic mu nie da. Co gorsza, była nierozważna, ale Randy Driver wkurzył go i nie mógł się powstrzymać. – Z mojego punktu widzenia utrudnia mi pan śledztwo swoim uporem.

Driver pochylił się i uderzył kłykciami palców o biurko.

– Pański punkt widzenia jest tu bez znaczenia. Ponieważ nie dysponuje pan oficjalnymi podpisanymi dokumentami nie mam panu nic więcej do powiedzenia. Żegnam.

Agent musiał podsłuchiwać rozmowę, bo w tej samej chwili otworzył drzwi, gotów odprowadzić gościa.

Detektyw Harris doznał olśnienia podczas pościgu za przestępcą. Odebrał zgłoszenie wysłane do wszystkich radiowozów. Dotyczyło białego mężczyzny w nowym czarnym pontiacu GTO na numerach rejestracyjnych z Wirginii, który przejechał skrzyżowanie na czerwonym świetle na przedmieściach Falls Church i kierował się na południe drogą 649. Harris, który z niewyjaśnionych powodów został odsunięty przez Martina Lindrosa od sprawy morderstw Conklina i Panova, był właśnie w Sleepy Hollow, kiedy dostał wezwanie, i badał okoliczności napadu i morderstwa w sklepie całodobowym. Właśnie przy drodze 649.

Zawrócił gwałtownie radiowóz, włączył koguta i syrenę i ruszył na północ. Niemal za chwilę ujrzał czarnego GTO ściganego przez trzy radiowozy policjantów stanowych z Wirginii.

Przeciął pas zieleni przy akompaniamencie klaksonów i pisku opon nadjeżdżających z drugiego pasa samochodów i ruszył prosto na pontiaca. Kierowca spostrzegł go, zmienił pas, a kiedy Harris ruszył w jego kierunku przez labirynt samochodów, zjechał na pobocze.

Harris wyliczył tor, tak by przeciąć drogę umykającemu GTO i zmusić go do skrętu na podjazd stacji benzynowej. Gdyby się nie zatrzymał, uderzyłby w dystrybutory.

Kiedy GTO zahamował z piskiem opon, kołysząc się na wielgachnych resorach, Harris wypadł się z samochodu z rewolwerem w dłoni i ruszył ku kierowcy.

– Wysiądź z wozu z rękami do góry! – rozkazał.

– Panie oficerze…!

– Stul pysk i rób, co mówię! – ryknął Harris i zbliżył się powoli, pilnie wypatrując jakiejkolwiek broni.

Kierowca wysiadł z samochodu w chwili, gdy nadjechały pozostałe radiowozy. Miał nie więcej niż dwadzieścia dwa lata i był chudy jak szczapa. W samochodzie znaleźli flaszkę alkoholu i pistolet pod przednim siedzeniem.

– Mam na niego pozwolenie! – powiedział chłopak. – Sprawdźcie w schowku!

Faktycznie, broń była legalna. Młody człowiek był przewoźnikiem diamentów. Inna sprawa, czemu pił – ale tym Harris nie był szczególnie zainteresowany.

Po powrocie na posterunek postanowił przyjrzeć się bliżej pozwoleniu na broń. Coś mu w nim nie pasowało. Zadzwonił do sklepu, który jakoby sprzedał młodzieńcowi pistolet. Usłyszał mężczyznę z cudzoziemskim akcentem, który przyznał, że sprzedał taką broń, Harrisowi jednak nie spodobał się jego głos. Przejechał się więc do sklepu – i stwierdził, że takowy nie istnieje. Na miejscu znalazł tylko Rosjanina przy komputerze. Aresztował go i skonfiskował serwer.