Выбрать главу

Kiedy wrócił na posterunek, wyszukał w bazie danych pozwolenia na broń za ostatnie pół roku. Wpisał nazwę lipnego sklepu z bronią i ku swemu zdumieniu odkrył trzysta fałszywych transakcji, na których podstawie wydawano pozwolenia. Jeszcze większa niespodzianka czekała wśród plików na skonfiskowanym serwerze. Gdy zobaczył ten wpis, chwycił telefon i zadzwonił na komórkę Lindrosa.

– Cześć, tu Harry.

– O… cześć – odezwał się Lindros z roztargnieniem.

– Co jest? – spytał Harris.

– Rzucają mi kłody pod nogi, gorzej, dostałem kopa w dupę i teraz zastanawiam się, czy mam z czym iść do Starego.

– Słuchaj, Martin, wiem, że oficjalnie zabrano mi tę sprawę…

– Jezu, Harry, miałem o tym z tobą pomówić.

– Mniejsza o to – przerwał mu Harris. Pokrótce opisał pościg za kierowcą GTO, sprawę jego pistoletu oraz szwindel z pozwoleniami na broń. – Rozumiesz, jak to działa – ciągnął. – Goście mogą mieć broń z dowolnego źródła.

– No i…? – Lindros nie wykazywał specjalnego entuzjazmu.

– Mogą wpisać na pozwoleniu dowolne imię i nazwisko. Na przykład David Webb.

– Niezła teoria, ale…

– To nie teoria! – Harris niemal krzyknął do słuchawki. Wszyscy wokół oderwali się od zajęć, zaskoczeni jego podniesionym głosem. – To fakt!

– Co?!

– A tak. Ta sama szajka "sprzedała" pistolet niejakiemu Davidowi Webbowi… tyle że Webb wcale go nie kupił, bo figurujący na pozwoleniu sklep nie istnieje.

– No dobra, ale skąd wiemy, że Webb nie skorzystał z usług tej szajki, żeby nielegalnie zdobyć broń?

– Właśnie to jest najlepsze – oznajmił Harris. – Mam ich elektroniczną księgę rachunkową. Każda sprzedaż została skrupulatnie odnotowana. Należność za broń, którą rzekomo kupił Webb, została przelana z Budapesztu.

Klasztor zawisł na szczycie górskiego grzbietu. Na stromych tarasach u jego stóp rosły pomarańcze i oliwki, ale tu, na górze, opodal budynku wrośniętego w skałę, znaleźć można było tylko oset i męczennicę. Kri- kri, wszędobylskie kreteńskie kozy, były jedynymi stworzeniami zdolnymi przetrwać na tej wysokości.

Starodawna budowla z kamienia od dawna stała zapomniana. Laikowi trudno było powiedzieć, którzy mieszkańcy wyspy go wybudowali. Tak jak i sama Kreta, przechodził z rąk do rąk, będąc niemym świadkiem modłów, ofiar i rozlewu krwi. Na pierwszy rzut oka widać było, że jest wiekowy.

Od zarania dziejów kwestia bezpieczeństwa stanowiła główny przedmiot troski zarówno wojowników, jak i mnichów, dlatego też klasztor umiejscowiono na szczycie góry. Na jednym zboczu przycupnęły tarasy z gajami owocowymi, w drugie wżynał się głęboko wąwóz, jakby wycięty saraceńską szablą.

Po tym jak napotkali opór ze strony zawodowców podczas ataku na dom w Iraklionie, Spalko zaplanował szturm klasztoru z wielką starannością. Atak za dnia był wykluczony. Bez względu na to, z której strony by uderzyli, na pewno zostaliby strąceni w dół na długo przedtem, nim zdołaliby dojść do grubych, zwieńczonych blankami murów klasztoru. Toteż kiedy ludzie Spalki zabrali rannego towarzysza do odrzutowca, by zajął się nim chirurg, sam Spalko wraz z Zina wypożyczyli motocykle i wybrali się na rekonesans okolic klasztoru.

U wlotu wąwozu porzucili jednoślady i pieszo zeszli na dół. Niebo miało kolor głębokiego błękitu, który zdawał się przesycać wszystkie inne kolory. Ptaki krążyły wysoko, a bryza przyniosła ze sobą słodki zapach kwiatów pomarańczy. Zina od czasu, gdy wsiadła na pokład prywatnego odrzutowca Spalki, cierpliwie oczekiwała momentu, gdy dowie się, dlaczego chciał zostać z nią sam na sam.

– Do klasztoru prowadzi podziemne przejście – oznajmił Spalko, kiedy schodzili skalistym osypiskiem ku wylotowi wąwozu, leżącemu najbliżej budowli. Rosnące na krawędzi kasztanowce ustąpiły miejsca po skręcanym cyprysom. Idąc po stromiźnie, chwytali się ich giętkich gałęzi.

Zina mogła się tylko domyślać, skąd Szejk miał takie informacje. Było oczywiste, że miał ogólnoświatową siatkę współpracowników, mogących uzyskać niemal każdą informację, której potrzebował.

Zatrzymali się i oparli o głaz, by odpocząć. Minęło południe. Zjedli posiłek złożony z oliwek, pity i niewielkiej porcji ośmiornicy, marynowanej z czosnkiem w oliwie i occie winnym.

– Powiedz mi, Zino – odezwał się Spalko – brakuje ci Chalida Murata?

– Bardzo. – Zina otarła usta wierzchem dłoni i odgryzła kawałek pity. – Ale teraz naszym przywódcą jest Hasan. Wszystko się zmieniało. To, co go spotkało, to tragedia, ale można było się tego spodziewać. Wszyscy jesteśmy celem bestialskiego rosyjskiego reżimu…, i musimy z tym żyć.

– A gdybym ci powiedział, że Rosjanie nie mieli nic wspólnego ze śmiercią Chalida Murata? – spytał Spalko.

Zina przestała jeść.

– Nie rozumiem. Wiem, co się wydarzyło. Każdy to wie.

– Nie – łagodnie zaprotestował Spalko – wiesz tylko to, co powiedział ci Hasan Arsienow.

Spojrzała na niego i zrozumiała. Poczuła, jak uginają się pod nią kolana.

– Ale skąd…? – Z emocji głos odmówił jej posłuszeństwa. Odchrząknęła i zaczęła raz jeszcze, mimo że nie chciała znać odpowiedzi na pytanie, które zadaje: – Skąd o tym wiesz?

– Wiem o tym – oznajmił spokojnie Spalko – gdyż Arsienow skontaktował się ze mną, by zlecić zabójstwo Chalida Murata.

– Ale dlaczego?

Spalko przeszył ją spojrzeniem.

– Ależ ty to wiesz, Zino, ze wszystkich ludzi ty właśnie, jego kochanka, ty, która znasz go lepiej niż ktokolwiek inny, wiesz to dobrze.

Taka też była prawda – Zina wiedziała, w końcu Hasan mówił jej o tym wiele razy. Chalid Murat był częścią starego porządku. Według Hasana nie wybiegał myślami poza granice Czeczenii, obawiał się wystąpić przeciw reszcie świata, nie widział sposobu na powstrzymanie rosyjskich niewiernych.

– Niczego nie podejrzewałaś?

Pomyślała, że najbardziej irytujące jest to, że istotnie tego nie podejrzewała – ani przez chwilę. Wierzyła w każde słowo Hasana. Chciała okłamać Szejka, aby lepiej wypaść w jego oczach, ale pod jego spojrzeniem zrozumiała, że przejrzy jej kłamstwa, uzna, iż nie można jej ufać – i skończy z nią.

Upokorzona, potrząsnęła głową.

– Zwiódł mnie.

– Jak i wszystkich innych odparł obojętnie. – Mniejsza o to. – Uśmiechnął się nieoczekiwanie. – Jednak teraz znasz prawdę i widzisz, jaką ona daje ci moc.

Stała przez moment, opierając się plecami o rozgrzany słońcem głaz, ocierając dłonie o uda.

– Nie rozumiem jednak – odezwała się – dlaczego wybrałeś mnie na swoją powierniczkę.

Spalko usłyszał w jej głosie strach i niepewność. Uznał, że odpowiada to jego oczekiwaniom, wiedziała bowiem, że stoi na skraju przepaści. Wedle jego oceny, podejrzewała już coś od momentu, kiedy zaproponował jej, by pojechała z nim na Kretę, a już na pewno od chwili, w której poparła go, gdy okłamał Arsienowa.

– Tak – rzekł – zostałaś wybrana.

– Ale w jakim celu? – spytała z drżeniem.

Zbliżył się do niej. Zasłaniając słońce, obdarzył ją promiennym uśmiechem. Czuła jego zapach, tak jak wtedy w hangarze. Męski zapach sprawił, że poczuła, jak robi jej się mokro.

– Zostałaś wybrana, by dokonać wielkich rzeczy. – Gdy się zbliżył, jego głos przycichł, lecz zyskał na intensywności. – Zino – wyszeptał – Hasan Arsienow jest słaby. Wiem o tym od chwili, w której przyszedł do mnie z tym swoim planem zabójstwa. Zastanowiło mnie, po co mu byłem potrzebny. Mocarny wojownik, który uważa, że jego przywódca nie może już przewodzić, sam go morduje, a nie wynajmuje kogoś sprytnego i cierpliwego, kto któregoś dnia wykorzysta jego słabość przeciw niemu.