– Bourne'owi za dobrze idzie. Nie mogę sobie pozwolić, żeby Chan zabił go na oczach świadków… tak, wiem, jeśli w ogóle ma zamiar to zrobić. Chan to intrygujący osobnik, zagadka, której nigdy nie rozwikłałem, ale teraz, gdy stał się nieprzewidywalny, muszę założyć, że postępuje według własnego planu. Jeśli Bourne umrze, Chan przepadnie jak kamień w wodę i nawet ja go nie odszukam. Nic nie może zakłócić tego, co stanie się za dwa dni. Czy wyrażam się jasno? Dobrze. Teraz słuchaj. Jest tylko jeden sposób, żeby zneutralizować ich obu.
Łut szczęścia sprawił, że mieszkanie Annaki Vadas znajdowało się zaledwie cztery przecznice na północ od łaźni. Co więcej, McColl otrzymał nie tylko jej dane, ale i zdjęcie w postaci pliku JPG, który pobrał na telefon. Bez trudu ją rozpoznał, kiedy wyszła z domu przy Fo utca 106/108. Zachwyciła go jej uroda i pewny krok, patrzył, jak chowa telefon komórkowy, otwiera drzwi niebieskiej skody i siada za kierownicą.
Annaka już miała włożyć kluczyk do stacyjki, gdy z tylnego siedzenia podniósł się Chan.
– Powinienem powiedzieć o wszystkim Bourne'owi – stwierdził.
Nie odwróciła się – dobrze ją wyszkolono. Patrząc na niego w lusterku, rzuciła krótko:
– Niby o czym? Nic nie wiesz.
– Wiem wystarczająco dużo. Wiem, że to ty sprowadziłaś policję do mieszkania Molnara. Wiem też, dlaczego to zrobiłaś. Bourne był zbyt blisko, prawda? Prawie się dowiedział, że to Spalko go wrobił. Powiedziałem mu o tym, ale wygląda na to, że nie wierzy w nic, co mówię.
– A czemu miałby wierzyć? Nie jesteś dla niego wiarygodny. Przekonał sam siebie, że stanowisz część rozległego spisku, którego celem jest manipulowanie nim.
Chan złapał w żelazny uchwyt jej rękę, gdy sięgnęła do torebki.
– Nie rób tego. – Zabrał torebkę i wyjął z niej pistolet. – Już raz próbowałaś mnie zabić, ale drugiej szansy nie dostaniesz.
Patrzyła na odbicie jego twarzy, próbując odczytać z niej emocje.
– Myślisz, że okłamuję Jasona co do ciebie, ale tak nie jest.
– Ciekawe – powiedział, ignorując jej słowa – jak go przekonałaś, że kochałaś ojca. Przecież w rzeczywistości go nienawidziłaś.
Siedziała w milczeniu, oddychając powoli i zbierając myśli. Wiedziała, że jest w straszliwym niebezpieczeństwie, i zastanawiała się, jak się z niego wydobyć.
– Musiałaś się ucieszyć, gdy go zastrzelili – ciągnął Chan – choć, o ile cię znam, żałowałaś, że nie zrobiłaś tego sama.
– Jeśli chcesz mnie zabić, zrób to od razu i oszczędź mi tej gadaniny.
Ruchem kobry wychylił się do przodu i chwycił ją za gardło. Nareszcie się przestraszyła, a przecież o to od początku mu chodziło.
– Nie zamierzam ci niczego oszczędzać, Annako. Czy ty oszczędziłaś mi czegokolwiek, kiedy mogłaś to zrobić?
– Nie myślałam, że muszę się z tobą cackać.
– W ogóle rzadko myślałaś o mnie, gdy byliśmy razem – stwierdził.
Obdarzyła go zimnym uśmiechem.
– Ależ myślałam o tobie nieustannie.
– A każdą z tych myśli powtarzałaś Stiepanowi Spalce. – Mocniej zacisnął dłoń na jej gardle. – Prawda?
– Po co pytasz, skoro znasz odpowiedź? – Z trudem łapała powietrze.
– Jak długo ze mną pogrywał?
Annaka na moment zamknęła oczy.
– Od początku.
Chan zazgrzytał zębami ze złości.
– Na czym polega ta gra? Czego ode mnie chce?
– Tego nie wiem. – Wydała z siebie świszczący odgłos, bo ścisnął ją tak mocno, że odciął dopływ powietrza do tchawicy. Gdy rozluźnił uścisk, dodała cienkim głosem: – Rań mnie, ile chcesz, i tak dostaniesz tę samą odpowiedź, bo taka jest prawda.
– Prawda! – Roześmiał się szyderczo. – Nie poznałabyś prawdy, nawet patrząc jej prosto w oczy. – Jednak uwierzył jej. Zbrzydziła go jej bezużyteczność. – Co masz zrobić z Bourne'em?
– Trzymać go z dala od Stiepana.
Kiwnął głową, przypominając sobie rozmowę ze Spalką.
– To ma sens.
Kłamstwo łatwo przeszło jej przez usta. Zabrzmiało wiarygodnie nie tylko dlatego, że miała lata praktyki, ale i dlatego, że do czasu ostatniego telefonu od Spalki taka właśnie była prawda. Teraz jednak plany Spalki się zmieniły. Oceniła, że to, co powiedziała Chanowi, przysłuży się temu nowemu celowi. Może ich spotkanie okaże się w końcu owocne, pod warunkiem że wyjdzie z niego żywa.
– Gdzie jest teraz Spalko? – zapytał. – W Budapeszcie?
– Wraca właśnie z Nairobi.
– A co robił w Nairobi? – spytał zaskoczony Chan.
Zaśmiała się, ale jego ręce nadal boleśnie wbijały się jej w gardło i zabrzmiało to jak suchy kaszel.
– Naprawdę myślisz, że by mi powiedział? Chyba wiesz, jaki jest tajemniczy.
Przysunął usta do jej ucha.
– Wiem, jacy tajemniczy byliśmy my, Annako… tyle że nagle okazało się, że to żadna tajemnica, prawda?
Popatrzyła mu w oczy – w lustrze.
– Nie mówiłam mu wszystkiego. – Dziwnie było nie móc spojrzeć mu w twarz. – Niektóre sprawy zachowałam dla siebie.
Chan skrzywił pogardliwie usta.
– Chyba nie chcesz, żebym w to uwierzył.
– Wierz, w co chcesz – odparła beznamiętnie – przecież zawsze tak robiłeś.
Znów nią potrząsnął.
– O co ci chodzi?
Złapała oddech i zagryzła dolną wargę.
– Nie rozumiałam, jak bardzo nienawidzę swojego ojca, póki nie zaczęłam przebywać w twoim towarzystwie. – Poluźnił uścisk. Spazmatycznie przełknęła ślinę. – Ty, ze swoją niezmienną wrogością wobec twojego ojca, oświeciłeś mnie. Pokazałeś mi, jak cierpliwie czekać, rozkoszując się myślą o zemście. Masz rację, kiedy go zastrzelono, żałowałam, że sama tego nie zrobiłam.
Jej słowa wprawiły go w osłupienie. Jeszcze przed chwilą nie zdawał sobie sprawy, że tak bardzo się przed nią odsłaniał. Poczuł wstyd i urazę. Zdołała wślizgnąć się podstępnie w jego życie, a on niczego nie zauważył.
– Byliśmy razem przez rok – stwierdził. – Dla ludzi takich jak my to całe życie.
– Trzynaście miesięcy, dwadzieścia jeden dni i sześć godzin – sprecyzowała. – Pamiętam dokładnie moment, w którym cię rzuciłam, bo właśnie wtedy zrozumiałam, że nie mogę cię kontrolować, tak jak tego chciał Stiepan.
– Czemu? – zapytał od niechcenia.
Znów spojrzała mu w oczy i nie spuściła wzroku.
– Bo kiedy byłam z tobą, nie potrafiłam już kontrolować siebie samej.
Mówiła prawdę, czy znowu go zwodziła? Chan, tak pewien wszystkiego, nim w jego życie wkroczył Jason Bourne, nie wiedział. Znów poczuł się zawstydzony i rozżalony zarazem – a nawet trochę przestraszony, że zawodziły go zdolności obserwacji i instynkt, którym tak się szczycił. Mimo starań jego postrzeganie zostało zakłócone przez emocje, rozprzestrzeniające się w nim niczym trujący opar zaciemniający osąd. Czuł, że pożąda jej jak nigdy dotąd. Pragnął jej tak bardzo, że nie mógł się powstrzymać, i przycisnął usta do cudownej skóry jej karku.
Robiąc to, przegapił cień, który nagle padł na wnętrze skody. Annaka spostrzegła go jednak i odwróciwszy wzrok, zobaczyła krzepkiego Amerykanina, który szarpnięciem otworzył tylne drzwi i kolbą pistoletu uderzył Chana w tył głowy
Chan rozluźnił uścisk, jego ręka opadła, a on sam nieprzytomny osunął się na siedzenie.
– Witam, pani Vadas – powiedział Amerykanin nienagannym węgierskim. Uśmiechnął się, zgarniając wielką dłonią jej pistolet. – Nazywam się McColl, ale proszę mówić do mnie Kevin.
Zina śniła o pomarańczowym niebie, pod którym współczesna horda – armia Czeczenów z rozpylaczami NX 20 – zeszła z Kaukazu na stepy Rosji, by siać spustoszenie wśród swych prześladowców. Ale siła eksperymentu Spalki była tak wielka, że cofnęła ją w czasie. Znów była dzieckiem, siedziała w nędznej chałupie rodziców. Matka spojrzała na nią z bólem i powiedziała: "Nie mogę wstać. Nawet po wodę. Już dłużej nie mogę…"