Выбрать главу

Pierwsze, co przyszło Staremu do głowy, to, że Bourne włamał się w Budapeszcie do amerykańskiej rządowej bazy danych, bo przecież z tego Właśnie powodu on sam uruchomił Kevina McColla. Nie musi mówić o tym Martinowi; tylko by się zdenerwował. Nie, pomyślał z zawziętością dyrektor, pieniądze na narzędzie zbrodni pochodziły z Budapesztu, i tam właśnie uciekł Bourne. Kolejny dowód jego winy.

Lindros przerwał te rozmyślania.

– Więc nie wyraża pan zgody, by wrócić do Drivera…

– Martin, dochodzi wpół do ósmej i burczy mi już w brzuchu. – Dyrektor podniósł się. – Żeby ci pokazać, że nie mam żalu, zapraszam cię na kolację.

Occidental Grill był rządową restauracją, w której dyrektor miał własny stolik. Czekanie w kolejkach było dla cywili i funkcjonariuszy niskiej rangi, nie dla niego. Tutaj jego władza wynurzała się ze świata cieni, by objawić się całemu Waszyngtonowi. Niewielu w tym mieście miało taką pozycję. Po ciężkim dniu nie było nic lepszego niż z niej skorzystać.

Zostawili wóz parkingowemu i wspięli się po długich granitowych schodach prowadzących do restauracji. Przeszli wąskim korytarzem obwieszonym zdjęciami prezydentów i innych słynnych polityków, którzy tu jadali. Jak zawsze, dyrektor zatrzymał się przed fotografią J. Edgara Hoovera z nieodłącznym jak cień Clyde'em Tolsonem. Oczy Starego wwiercały się w zdjęcie, jakby chciał ogniem wymazać tę dwójkę z panteonu wiszących na ścianie sław.

– Bardzo dokładnie pamiętam, jak przechwyciliśmy notatkę Hoovera, w której żądał od swoich bezpośrednich podwładnych, aby postarali się znaleźć coś, co połączy Martina Luthera Kinga i Partię Komunistyczną z demonstracjami przeciw wojnie wietnamskiej. – Potrząsnął głową. – Co za czasy!

– To już historia, szefie.

– Haniebna historia, Martinie.

Z tym oświadczeniem przeszedł oszklonymi drzwiami do właściwej restauracji. Sala poprzedzielana była drewnianymi i szklanymi przepierzeniami, a bar wyłożono lustrami. Jak zwykle na stolik czekała kolejka, którą dyrektor przeciął niczym transatlantyk flotyllę motorówek. Stanął przed podium, które zajmował elegancki siwy szef sali.

Ten odwrócił się, przyciskając do piersi kilka wąskich menu.

– Pan dyrektor! – Jego oczy otwarły się szeroko, a rumiana zwykle twarz zbladła. – Nie mieliśmy pojęcia, że będzie pan dziś u nas jadł.

– Od kiedy to potrzebujesz uprzedzenia, Jack? – zapytał Stary.

– Czy mogę panu dyrektorowi zaproponować drinka przy barze? Mamy pana ulubioną whisky.

Stary poklepał się po brzuchu.

– Jestem głodny. Darujemy sobie bar i pójdziemy prosto do mojego stolika.

Szef sali wyglądał na zakłopotanego.

– Proszę dać mi chwilę, panie dyrektorze – powiedział, oddalając się pospiesznie.

– O co mu, u licha, chodzi? – wymamrotał Stary z irytacją.

Tymczasem Lindros rzucił okiem na narożny stolik dyrektora, zobaczył, że jest zajęty, i zbladł. Stary zauważył to i obrócił się, wypatrując poprzez tłum kelnerów i klientów swojego ukochanego stolika, przy którym na honorowym, zarezerwowanym dla niego miejscu siedziała teraz Roberta Alonzo- Ortiz, doradczyni do spraw bezpieczeństwa narodowego. Była pogrążona w rozmowie z dwoma senatorami z Komisji Wywiadu.

– Zabiję ją, Martinie. Jak Boga kocham, rozerwę tę sukę kawałek po kawałku.

Szef sali wrócił spocony pod kołnierzykiem.

– Przygotowaliśmy stolik, panie dyrektorze, czteroosobowy stolik do panów wyłącznej dyspozycji. I wszystkie drinki na koszt firmy. Czy tak będzie w porządku?

Stary zagryzł wargę, by zdusić wściekłość.

– Tak, w porządku – powiedział, zdając sobie sprawę, że nie ukryje rumieńców. – Prowadź, Jack.

Szef sali poprowadził ich, starannie omijając stolik dyrektora – i Stary był mu za to wdzięczny.

– Mówiłem jej, panie dyrektorze – niemal bezgłośnie tłumaczył Jack – że akurat ten stolik jest pański, ale nalegała. W ogóle nie chciała mnie słuchać. Cóż mogłem zrobić? Drinki przyślę za sekundę. – Mówił to, usadzając ich w pośpiechu, podając menu i karty win. – Czy mogę jeszcze coś dla pana zrobić, panie dyrektorze?

– Dziękuję, Jack, nie. – Stary wziął menu.

Po chwili rosły kelner z bokobrodami przyniósł butelkę whisky i karafkę wody.

– Z pozdrowieniami od szefa – powiedział.

Jeśli Lindros miał jakiś złudzenia, że dyrektor jest spokojny, pozbył się ich w chwili, gdy Stary podniósł do ust szklankę whisky. Ręka mu drżała, a oczy błyszczały z wściekłości.

Lindros dostrzegł swoją szansę i jako dobry taktyk, wykorzystał ją.

– Doradczyni do spraw bezpieczeństwa narodowego chce, żeby sprawę tego podwójnego morderstwa załatwiono tak sprawnie i dyskretnie, jak to możliwe. Jeśli jednak podstawowe przesłanki takiego rozumowania – przede wszystkim, że to Jason Bourne jest winny – są fałszywe, cała reszta się rozsypuje, łącznie z jednoznacznym stanowiskiem dorad czyni.

Stary podniósł wzrok i wbił przenikliwe spojrzenie w swego zastępcę.

– Znam cię. Masz już jakiś plan, prawda?

– Tak, panie dyrektorze, mam, i jeśli się nie mylę, doradczyni i jej ludzie wyjdą na głupców. Ale żeby do tego doprowadzić, potrzebuję pełnej współpracy Randy'ego Drivera.

Pojawił się kelner z sałatkami.

Stary poczekał, aż zostaną sami, i nalał obu whisky. Z wymuszonym uśmiechem zapytał:

– To zamieszanie z Randym Driverem… uważasz, że to potrzebne?

– Bardziej niż potrzebne. Niezbędne.

– No, jeśli niezbędne… – Dyrektor zanurzył widelec w sałatce i spojrzał na kawałek pomidora nabity na ząbki. – Podpiszę papiery z samego rana.

– Dziękuję, szefie.

Stary zmarszczył brwi.

– Podziękować mi możesz tylko w jeden sposób: przynosząc amunicję, która pośle tę sukę tam gdzie jej miejsce.

McColl wiedział, że zaletą posiadania dziewczyny w każdym porcie jest to, że zawsze miał się gdzie zaszyć. W Budapeszcie była oczywiście kryjówka agencji, nawet kilka, ale wolał się nie pokazywać z krwawiącym ramieniem w żadnym oficjalnym przybytku, bo byłoby to równoznaczne z przyznaniem się przełożonym, że nie wykonał zlecenia dyrektora. W tej sekcji CIA liczyły się wyłącznie wyniki.

Ilona była w domu, kiedy, przyciskając ranną rękę do boku, doczłapał do jej drzwi. Miała ochotę, jak zawsze, ale ten jeden raz on jej nie miał, gdyż czekała go inna robota. Kazał jej zrobić sobie coś do jedzenia, coś pożywnego, żeby odzyskać siły. Wszedł do łazienki, rozebrał się do pasa i zmył krew z prawego ramienia. Potem polał ranę wodą utlenioną. Palący ból rozszedł się w górę i dół ręki sprawiając, że nogi ugięły mu się w kolanach i na chwilę usiadł na sedesie, żeby się pozbierać. Ostry ból przeszedł w pulsujący, pozwalając na ocenę obrażeń: rana była czysta, kula przeszyła mięsień na wylot i wyszła z drugiej strony. Pochylił się, oparł łokieć na krawędzi umywalki i raz jeszcze polał ranę wodą utlenioną; aż zagwizdał przez obnażone zęby. Potem wstał i zaczął szperać po półkach, ale nie znalazł sterylnych gazików, za to pod umywalką znalazł rolkę taśmy izolacyjnej. Odciął kawałek nożyczkami do paznokci i ciasno owinął ranę.

Ilona tymczasem przygotowała mu posiłek. Usiadł i zaczał pochłaniać jedzenie, nie zwracając uwagi na jego smak. Było ciepłe i sycące, i to wystarczyło. Stała za nim, kiedy jadł, masując potężne mięśnie jego barków.

– Jesteś taki spięty – powiedziała. Była niewysoka i szczupła, często się uśmiechała, miała błyszczące oczy i krągłości wszędzie tam, gdzie trzeba. – Co robiłeś po wyjściu z łaźni? Tam byłeś całkiem rozluźniony.

– Pracowałem – odparł lakonicznie. Wiedział z doświadczenia, że nie opłaca się ignorować jej pytań, choć zupełnie nie miał ochoty na rozmowę. Musiał zebrać myśli, zaplanować drugą i ostateczną próbę zabicia Jasona Bourne'a. – Mówiłem ci, że mam nerwową pracę.