Выбрать главу

wreszcie stanął w drzwiach. Nie byłam zadowolona, to pewne. – Łyknęła kawy. – O czym to ja…

– Doktor Sido wrócił z pracy bardzo podekscytowany – podpowiedział Bourne.

– A tak, właśnie. – Wzięła w palce kawałeczek ciasta. – Powiedział, że kontaktował się z Feliksem, który dokonał przełomu w tym czymś, nad czym pracuje od ponad dwóch lat.

Bourne'owi zaschło w gardle. Wydawało mu się dziwne, że losy świata leżą teraz w rękach gospodyni domowej, z którą popija sobie kawę, zagryzając domowym ciastem.

– Czy twój mąż powiedział ci, co to jest?

– No właśnie! – zawołała Eszti. – Właśnie to go tak wtedy podekscytowało. Jakiś rozpylacz biochemiczny, według Petera niezwykłe jest w nim to, że jest przenośny. Można go przenieść w futerale do gitary, tak powiedział. – Łagodne oczy spojrzały na niego. – Czy to nie dziwne jak na naukowe coś?

– Rzeczywiście, interesujące – odparł Bourne, dopasowując w myślach elementy układanki, której rozwiązywanie niejeden raz niemal przypłacił życiem.

Wstał.

– Obawiam się, że muszę już iść. Bardzo dziękuję za gościnność i poświęcony mi czas. Wszystko było doskonałe, zwłaszcza placek.

Zarumieniona i uśmiechnięta odprowadziła go do drzwi.

– Koniecznie wpadnij jeszcze, Davidzie, w szczęśliwszych okolicznościach.

– Zrobię tak – zapewnił.

Wyszedł na ulicę. Informacje od Eszti Sido potwierdzały jego najgorsze obawy. Wszyscy chcieli dostać w swoje ręce doktora Schiffera, bo stworzył przenośne urządzenie do rozsiewania w powietrzu chemicznych i biologicznych patogenów. W wielkim mieście, Nowym Jorku czy Moskwie, mogłoby to oznaczać śmierć tysięcy ludzkich istnień, bez możliwości uratowania kogokolwiek w obszarze rozpylania. Przerażający scenariusz, który się spełni, o ile nie znajdzie doktora Schiffera. Jeśli ktokolwiek coś wiedział na ten temat, był to Peter Sido. Już sam fakt, że był ostatnio podekscytowany, potwierdzał to przypuszczenie.

Musi spotkać się z doktorem Sido, im szybciej, tym lepiej.

– Zdaje pan sobie sprawę, że sam pan się prosi o kłopoty – powiedział Fejd al- Saud.

– Wiem – odparł Jamie Hull. – Ale to Borys mnie do tego zmusza.

Wiesz równie dobrze jak ja, że z niego kawał skurwysyna.

– Przede wszystkim – zauważył chłodno Fejd al- Saud – jeśli obstaje pan przy nazywaniu go Borysem, to nie mamy o czym rozmawiać. Skoczycie sobie, panowie, do gardeł. – Rozłożył ręce. – Być może coś mi umknęło, proszę mi więc łaskawie wytłumaczyć, panie Hulclass="underline" dlaczego chce pan skomplikować zadanie, które i bez tego wystawia na próbę nasze kwalifikacje w dziedzinie ochrony?

Obaj agenci sprawdzali właśnie system wentylacyjny hotelu Oskjuhlid, w którym wcześniej zamontowali czujniki ruchu oraz podczerwieni wykrywające zmiany temperatury. Ten wypad nie wchodził w zakres codziennych inspekcji systemu, których dokonywała cała trójka agentów.

Za niecałe osiem godzin miała przybyć pierwsza grupa przedstawicieli negocjujących stron. Dwanaście godzin później mieli się pojawić przywódcy i rozpocząć szczyt. Nie było żadnego marginesu błędu dla agentów, w tym równie dla Borysa Iljicza Karpowa.

– Chcesz powiedzieć, że ty nie uważasz go za skurwysyna? – spytał Hull.

Fejd al- Saud porównywał jedno z rozgałęzień ze schematem, który trzymał zawsze przy sobie.

– Szczerze powiedziawszy, mam co innego na głowie.

Zadowolony ze stanu rozgałęzienia, ruszył dalej..

– No dobra, skończmy z tymi uprzejmościami. Fejd odwrócił się do Hulla.

– Słucham?

– Chodzi mi o to, że we dwóch tworzymy zgrany zespół, świetnie się rozumiemy, jesteśmy równie dobrzy, jeśli chodzi o kwestie bezpieczeństwa.

– Chodzi panu o to, że świetnie wypełniam pańskie polecenia. Hull poczuł się dotknięty.

– Czy tak powiedziałem?

– Nie musiał pan, panie Hull. Jak większość Amerykanów, łatwo pana rozszyfrować, kiedy nie macie pełnej kontroli nad wszystkim, wściekacie się.

Hull poczuł, że przepełnia go oburzenie.

– Nie jesteśmy dziećmi! – krzyknął.

– Czyżby? – powiedział Fejd al- Saud spokojnie. – Czasami przypominacie mi mojego sześcioletniego syna.

Hull miał ochotę wyjąć swojego glocka 31 kaliber.357 i wepchnąć lufę w twarz Araba. Jak mógł mówić w taki sposób do przedstawiciela rządu Stanów Zjednoczonych? Na miłość boską, to tak jakby napluł na flagę. Ale co by mu dał taki pokaz siły? Bardzo niechętnie musiał przyznać, że trzeba spróbować innej drogi.

– No dobrze, więc co ty na to? – zapytał najspokojniej, jak mógł. Fejd al- Saud wydawał się nieporuszony.

– Szczerze mówiąc, wolałbym, żeby pan i pan Karpow rozwiązali swoje spory między sobą.

Hull potrząsnął głową.

– Niemożliwe, przyjacielu, wiesz o tym równie dobrze jak ja.

Niestety, Fejd al- Saud istotnie o tym wiedział. Hull i Karpow głęboko zasklepili się we wzajemnej wrogości, a najlepsze, czego można było od nich oczekiwać, to że ograniczą wzajemne ataki do okazjonalnych przytyków, nie dążąc do otwartej wojny.

– Sądzę, że najlepiej się wam przysłużę, zachowując pozycję neutralną – powiedział. – Jeśli nie ja, kto was powstrzyma od rozszarpania się nawzajem?

Kupiwszy wszystko, czego potrzebował Bourne, Annaka wyszła ze sklepu z męską odzieżą. Gdy zdążała w stronę dzielnicy teatralnej, zauważyła w witrynre odbicie jakiegoś ruchu za swoimi plecami. Nie zawahała się ani nawet nie zgubiła kroku, tylko zwolniła, upewniając się, że jest śledzona. Spokojnie przeszła przez ulicę i zatrzymała się przed szybą sklepu. Rozpoznała Kevina McColla, gdy przechodził przez jezdnię w ślad za nią, pozornie kierując się w stronę kawiarni na rogu. Wiedziała, że musi go zgubić, zanim wejdzie do sklepu charakteryzatorskiego.

Upewniwszy się, że McColl tego nie widzi, wyciągnęła komórkę i wystukała numer Bourne'a.

– Jason – powiedziała miękko – McColl mnie znalazł.

– Gdzie teraz jesteś? – zapytał.

– Na początku Vaci utca.

– Jestem niedaleko.

– Miałeś nie opuszczać hotelu. Co robisz?

– Odkryłem trop.

– Serio? – Serce zabiło jej szybciej. Czy dowiedział się o Stiepanie? – Co takiego?

– Najpierw zajmijmy się McCollem. Pójdź na Hattyu utca 75 i zaczekaj na mnie w recepcji.

Mówił dalej, przekazując jej szczegółowe instrukcje. Wysłuchała go uważnie, po czym spytała:

– Jason, na pewno dasz radę?

– Po prostu rób, co ci każę – odparł szorstko – a wszystko będzie dobrze.

Rozłączyła się i zadzwoniła po taksówkę. Podała kierowcy adres, który Bourne kazał jej powtórzyć na głos. Gdy odjeżdżali, odwróciła się, ale nie zobaczyła McColla, choć była pewna, że ją śledzi. W chwilę potem obtłuczony ciemnozielony opel przebił się przez ruch uliczny, wpychając się za jej taksówkę. Annaka, patrząc w lusterko boczne, rozpoznała potężną sylwetkę za kierownicą opla i uśmiechnęła się pod nosem. Kevin McColl połknął haczyk. Oby tylko plan Bourne'a zadziałał.

Stiepan Spalko, dopiero co wróciwszy do siedziby Humanistas Ltd. w Budapeszcie, przeglądał właśnie szyfrowane komunikaty światowych służb specjalnych, szukając wiadomości o szczycie, kiedy zadzwonił jego telefon komórkowy.

– Co jest? – zapytał zwięźle.

– Jadę spotkać się z Bourne'em na Hattyu utca 75 – odparła Annaka.

Spalko odwrócił się i odszedł kawałek od techników siedzących przy komputerach deszyfrujących.