Выбрать главу

Wyrzucił niedopałek, przydeptał go i ruszył w stronę głazów. Mimo koniecznych środków ostrożności nie zawahałby się nafaszerować ołowiem ludzi, którzy ich szpiegowali.

Kiedy jednak wyjrzał zza głazu, nie zobaczył niewiernych, lecz Zinę. Rozmawiała ściszonym głosem z inną, potężniejszą postacią, której nie mógł rozpoznać. Podkradł się trochę bliżej. Nie słyszał słów, lecz zanim zauważył dłoń Ziny na ramieniu nieznajomego, rozpoznał tembr głosu, którego używała, kiedy go uwodziła.

Przycisnął pięść do skroni, jakby próbował pozbyć się nagłego bólu głowy. Chciało mu się wyć, gdy patrzył, jak palce Ziny zakrzywiają się niczym odnóża pająka, a paznokcie drapią przedramię – czyje?… Kogo próbowała uwieść? Zazdrość pchnęła go do działania. Ryzykując, że zdradzi swoją obecność, podkradł się jeszcze bliżej i wyjrzał na światło księżyca. Jego oczom ukazała się twarz Mahometa.

Ślepa furia ścisnęła mu gardło; zatrząsł się gwałtownie na całym ciele. Pomyślał o swoim mentorze. Jak postąpiłby Chalid Murat? Bez wątpienia podszedłby, wysłuchał wyjaśnień obu stron i na tej podstawie dokonałby osądu.

Arsienow wyprężony jak struna podszedł do nich i wyciągnął przed siebie prawe ramię. Mahomet, który stał zwrócony twarzą do niego, zauważył go i raptownie się cofnął, wyrywając Zinie. Otworzył szeroko usta, lecz zdjęty przerażeniem nie mógł wydobyć z siebie ani jednego słowa.

– Mahomecie, o co chodzi? zapytała Zina i obróciwszy się, zobaczyła Arsienowa. – Hasan, nie! – krzyknęła w momencie, gdy pociągnął za spust.

Pocisk wleciał w otwarte usta Mahometa i roztrzaskał mu tył czaszki. Siła uderzenia odrzuciła go do tyłu w rozbryzgującą się krew i kawałki mózgu.

Arsienow wycelował pistolet w Zinę. Tak, pomyślał, Chalid Murat na pewno zachowałby się inaczej, ale Chalid Murat zginął, a on, Hasan Arsienow, autor jego śmierci, żyje i przejął po nim dowództwo właśnie z tego powodu. To już inny świat.

– Teraz kolej na ciebie – warknął.

Patrząc w jego czarne oczy, wiedziała, że pragnie, by padła przed nim na kolana i błagała o zmiłowanie. Wiedziała też, że jest teraz głuchy na głos rozsądku i nie potrafiłby odróżnić prawdy od zmyślnego kłamstwa. Dając mu to, czego chciał, wpadłaby w pułapkę, z której nie byłoby ucieczki. Istniał tylko jeden sposób, by go powstrzymać.

– Przestań! rozkazała z błyskiem w oku. – Przestań natychmiast!

Zacisnęła palce na lufie pistoletu i skierowała ją w niebo, z dala od swojej twarzy. Zerknęła na martwego Mahometa i odwróciła pospiesznie wzrok.

– Co cię opętało? – odezwała się. – I to teraz, kiedy jesteśmy tak blisko urzeczywistnienia naszego celu? Oszalałeś?

Przypomnienie mu o tym, jaki powód sprowadził ich do w Reykjaviku, było sprytnym pociągnięciem. Na chwilę przywiązanie do niej przesłoniło mu ich wspólną misję. Zareagował wyłącznie na dźwięk jej głosu i widok jej dłoni na ramieniu Mahometa.

Nerwowym ruchem schował broń.

– Co teraz zrobimy? – zapytała. – Kto przejmie obowiązki Mahometa?

– To twoja wina – odrzekł urażony. – Sama coś wymyśl.

– Hasanie. – Wolała go teraz nie dotykać i nie podchodzić bliżej. – Ty nami dowodzisz i to ty musisz podjąć decyzję, nikt inny.

Rozejrzał się dookoła, jakby właśnie ocknął się z transu.

– Sąsiedzi pewnie uznali, że komuś wystrzeliła po prostu rura wydechowa. – Popatrzył na nią. – Dlaczego z nim tutaj przyszłaś?

– Starałam się wyprowadzić go z błędu – odpowiedziała ostrożnie. – Kiedy w samolocie goliłam mu brodę, coś głupiego strzeliło mu do głowy. Zaczął mnie podrywać.

Oczy Arsienowa błysnęły złowrogo.

– I jak zareagowałaś?

– A jak ci się wydaje? – odparła z wyrzutem w głosie. – Czyżbyś już mi nie ufał?

– Zobaczyłem, jak go dotykasz, twoje palce… – nie był w stanie mówić dalej.

– Hasan, popatrz na mnie. – Wyciągnęła rękę. – Spójrz na mnie, proszę.

Odwrócił się powoli, jakby się wahał. Ogarnęła ją radość. Panowała nad nim; pomimo błędu w ocenie wciąż miała nad nim władzę. Odetchnąwszy bezgłośnie z ulgą, powiedziała:

– Sytuacja wymagała delikatności. Na pewno to rozumiesz. Gdybym dała mu kosza, gdybym potraktowała go zbyt chłodno, mógłby wpaść w gniew. Obawiałam się, że będzie szukał zemsty i zaszkodzi naszej sprawie. – Popatrzyła mu prosto w oczy. – Cały czas myślałam o naszym zadaniu. To jest teraz dla mnie najważniejsze i dla ciebie też powinno takie

być.

Przez długą chwilę stał nieruchomo, ważąc jej słowa. Szumiały fale rozpryskujące się o skalisty brzeg daleko w dole. Nagle kiwnął głową, kwitując tym gestem całą sprawę.

– Musimy się pozbyć zwłok.

– Owiniemy go czymś i weźmiemy ze sobą na umówione spotkanie.

Ludzie Spalki wyrzucą go za burtę, kiedy będą na pełnym morzu.

Arsienow parsknął śmiechem.

– Zino, jesteś najbardziej praktyczną kobietą, jaką znam.

Bourne ocknął się i stwierdził, że siedzi przywiązany do czegoś, co wygląda jak fotel dentystyczny. Rozejrzał się po ciemnym betonowym pomieszczeniu i zobaczył duży otwór odpływu kanalizacyjnego pośrodku wyłożonej białymi płytkami podłogi, zwinięty szlauch wiszący na ścianie, metalowy wózek stojący obok fotela, a na nim tacę, na której ułożono zestaw lśniących instrumentów z nierdzewnej stali, które wyraźnie służyły do zadawania tortur. Spróbował poruszyć nadgarstkami i kostkami, lecz spostrzegł, że szerokie skórzane pasy, które je opinały, są zaopatrzone w takie same solidne sprzączki, jakich używa się w kaftanach bezpieczeństwa.

– Nie możesz się wydostać – powiedziała Annaka za jego plecami, podchodząc bliżej. – Nie warto nawet próbować.

Bourne patrzył na nią przez chwilę, jakby usiłował odzyskać ostrość widzenia. Była ubrana w białe skórzane spodnie i czarną jedwabną bluzkę na ramiączkach – strój, w którym nigdy by się nie pokazała, grając rolę niewinnej młodej pianistki i oddanej córki. Przeklął się w duchu za to, że dał się zwieść antypatią, jaką mu początkowo okazywała. Powinien bardziej uważać, bo Annaka była zbyt pomocna, zbyt wiele wiedziała o domu Molnara. Oglądanie się wstecz niczemu jednak nie służyło, odłożył więc na bok wyrzuty i skoncentrował się na obecnej sytuacji.

– Okazałaś się wspaniałą aktorką – zauważył.

– Nie tylko dla ciebie, dla Chana również. – Uśmiechnęła się leniwie, błyskając białymi zębami i przysunęła jedyne krzesło w pokoju. Usiadła obok Bourne'a. – Widzisz, dobrze znam twojego syna. Tak, wiem o tym, wiem więcej, niż myślisz, znacznie więcej. – Roześmiała się dźwięcznym jak dzwoneczek głosem czystej radości, napawając się wyrazem twarzy Bourne'a. – Przez długi czas Chan nie wiedział, czy jeszcze żyjesz. Wielokrotnie próbował cię odnaleźć, ale zawsze bez skutku. CIA rzeczywiście dobrze cię ukryła. Dopiero z pomocą Stiepana mu się udało. Ale nawet zanim dowiedział się, że jednak żyjesz, każdą wolną chwilę poświęcał rozmyślaniom o zemście na tobie. – Pokiwała głową. – Tak, Jasonie, nienawiść do ciebie przesłaniała mu świat. – Oparłszy łokcie o kolana, pochyliła się ku niemu. – Jak się z tym czujesz?

– Chylę czoło przed umiejętnościami aktorskimi. – Mimo że wzburzyła w nim potężne emocje, nie zamierzał okazać przed nią słabości.

– Jestem kobietą o wielu talentach.

– I równie wielu obliczach, jak się zdaje. – Potrząsnął głową. – Czy fakt, że ocaliliśmy sobie nawzajem życie, nic dla ciebie nie znaczy?

Wyprostowała plecy, stała się teraz oschła, niemal oficjalna.