– Widziałam, że rozmawiałaś znowu z Willym.
– Chciał się gdzieś wybrać.
– I co mu powiedziałaś?
– Żeby zadzwonił w przyszłym tygodniu. Lauren uśmiechnęła się.
– Jest fajny.
– Aha. – Siostra zachichotała. – Podoba mi się.
– I jest seksy. Słyszałam, że on i Lucinda Smithson chodzili ze sobą w zeszłym roku.
– Też o tym słyszałam. Ale się nie przejmuję. A jak tam z Teddym Leonardem? Podobno kiedy był zeszłego lata na wycieczce w Paryżu, wybrali się do prawdziwego burdelu.
– Akurat w to nie wierzę.
– Pewnie byli wszyscy za bardzo przestraszeni – roześmiała się Karen.
Bliźniaczki uśmiechnęły się.
– Wiesz dlaczego lubię Teddy'ego? – zapytała Lauren i nie czekając na odpowiedź siostry mówiła dalej. – Ponieważ kiedy do nas przyszedł, znalazł chwilę czasu, żeby się trochę pobawić z Tommym. Czasami martwiłam się, że Tommy nie będzie miał okazji zobaczyć, jak zachowują się starsi chłopcy. Ciągle widzi tylko nas. Pamiętasz? Teddy wyszedł z nim na dwór i przez pół godziny razem kopali piłkę. Tommy cały promieniał. A czy wiesz, co mi powiedział później, wieczorem? Poszłam zanieść mu szklankę wody, gdy tylko zgasiliśmy światła, a on powiedział: "Lauren, lubię tego chłopaka. Możesz za niego wyjść, jeśli chcesz". Wyobrażasz sobie?
Karen wybuchnęła śmiechem, przyłączając się do chichotania siostry. Ale po paru sekundach ich wesołość zniknęła, jakby wyparowała z samochodu przez otwarte okno, a zimny kawał lodu wkradł się w ich serca.
– Jeśli go skrzywdzą, nawet odrobinę… – zaczęła Karen.
– Zabijemy ich – dokończyła siostra. Żadna z nich ani przez chwilę nie zastanawiała się, w jaki sposób miałyby to zrobić.
Jechały w milczeniu zdeterminowane. Karen skręciła za róg i przejechała jeszcze kawałek ulicą.
– Niemożliwe – odezwała się – mamy jeszcze nie ma w domu.
– Myślisz… – zaczęła Lauren, ale siostra nie dała jej skończyć.
– Nie, pewnie jest akurat w drodze.
Karen zaparkowała samochód na podjeździe, ale żadna z nich nie wysiadała. Patrzyły na dom niepewnym wzrokiem. W środku było ciemno.
– Chciałabym, żeby tata zainstalował automatyczne oświetlenie – powiedziała Karen z żalem w głosie.
– Nigdy dotąd nie myślałam, że nasz dom może wyglądać tak nieswojo – cicho zauważyła Lauren.
– Przestań! – przecięła Karen. – Nie zachowuj się, jakby było gorzej niż jest. Nie cierpię, jak wpadasz w ten swój posępny, bojaźliwy nastrój, zupełnie jakbyś była mimozą. Daj spokój, chodźmy.
Trzasnęła drzwiami samochodu, a Lauren wyskoczyła szybko, żeby za nią nadążyć. Karen włożyła klucz do zamka drzwi wejściowych i otworzyła je. Weszła do środka i przycisnęła kontakt, oświetlając ciemne wnętrze mieszkania. Dziewczęta zdjęły płaszcze i powiesiły je w schowku. Karen obróciła się do siostry mówiąc:
– Widzisz? Nic się nie dzieje. Chodź, zrobimy sobie herbaty i poczekamy na mamę. Powinna zaraz wrócić.
Lauren skinęła głową z wahaniem.
Karen zobaczyła, że siostra stoi nieruchomo nasłuchując.
– Co to? – wyszeptała.
– Nie wiem – odszepnęła Lauren.
– Jeśli sobie ze mnie żartujesz…
– Ciii…
– Nie uciszaj mnie! Chcesz mnie po prostu przestraszyć. Nie możemy dać się ponieść wyobraźni.
Lauren zignorowała reakcję siostry i zapytała:
– Dlaczego tu jest tak zimno?
– A skąd, do diabła, mam wiedzieć? – szybko odpowiedziała Karen. – Może wyłączyli termostat rano przed wyjściem.
– Czujesz ten chłód? Jakby było otwarte okno. Karen już chciała odpowiedzieć, ale powstrzymała się.
– Może powinnyśmy poczekać na zewnątrz – rzuciła.
– Powinnyśmy się chyba rozejrzeć. Karen spojrzała na siostrę.
– Podobno to ja jestem praktyczna – szepnęła. – Myślę, że powinnyśmy stąd zwiewać.
– Jeszcze nie.
Lauren zrobiła kilka kroków w kierunku salonu. Siostra poszła za nią.
– Widzisz coś?
– Nie, ale czuję jak wieje chłodne powietrze.
– Ja też.
– Co robimy?
– Chodźmy dalej.
– Dokąd?
– Do kuchni.
Poruszając się ostrożnie skierowały się w głąb domu.
– Daj rękę – powiedziała Lauren i siostra złapała ją za nadgarstek.
– Słyszysz coś?
– Nie.
Ostrożnie weszły do kuchni.
– Jest coś? – zapytała Karen.
– Nie. Ale tu strasznie zimno…
– O mój Boże – z przestrachem szepnęła Karen. Lauren aż podskoczyła spłoszona.
– Gdzie?
– Patrz!
Karen pokazywała na spiżarkę po przeciwnej stronie kuchni. Lauren spojrzała tam i aż jej dech zaparło. Stały obie jak wryte wpatrując się we wnękę. Okno było otwarte na oścież, osłonę wygiętą siłą rzucono na podłogę. Zewnętrzna szyba rozbita, a odłamki szkła leżały na linoleum.
– Uciekajmy stąd! – naciskała Lauren.
– Nie. Musimy przeszukać dom.
– Myślisz…
– Nie wiem.
– A jeśli…
– Nie wiem!
Karen podeszła na palcach do szuflady obok zlewu i wyciągnęła duży kuchenny nóż. Podała go siostrze, a sama wzięła wałek do ciasta.
– Chodź – powiedziała. – Zobaczymy, co jest na górze.
Wróciły do korytarza i po cichu zaczęły wspinać się na schody. Dwukrotnie przystanęły, wsłuchując się w ciszę, po czym posuwały się dalej trzymając się za ręce i kurczowo ściskając swoją broń. Dotarłszy na górę zajrzały do sypialni rodziców.
– Chyba wszystko w porządku – stwierdziła Lauren. Zaczęła czuć się nieco pewniej. – Założę się, jeśli ktoś tu był, wystraszył się, kiedy usłyszał samochód.
– Szaaa… – uciszyła ją siostra, wywołując znowu atmosferę lęku. – Sprawdźmy pokój Tommy'ego. Może przyszli coś wziąć dla niego.
Cichutko otworzyły drzwi do pokoju brata.
– Skąd będziemy wiedziały, czy czegoś tu brakuje? – zapytała Karen. – Spójrz na to wszystko.
Teraz udały się do własnego pokoju. Drzwi były lekko uchylone, Lauren pchnęła je szerzej nogą.
– Och, nie! – wykrzyknęła.
Karen odskoczyła do tyłu, ale szybko podeszła do siostry i zajrzała do środka.
– Och, nie! – powtórzyła za nią.
W pokoju panował straszny nieład; ubrania i bielizna pościelowa walały się na podłodze. Szuflady leżały powywracane do góry dnem. Wszędzie porozrzucane były książki. Figurki i inne ozdóbki były porozbijane.
Lauren zbladła i zaczęła płakać. Karen trzęsły się ręce.
– To oni nam to zrobili! – powiedziała.
– Ale dlaczego?
– Nie wiem.
– Ale…
– Nie wiem. – Karen czuła, że i jej łzy zaczynają napływać do oczu. Podeszła do stosu ubrań i wzięła do ręki pierwsze z wierzchu. Była to bielizna. – Och, nie – jęknęła.
– Co? – zapytała Lauren.
– Popatrz. – Łzy zaczęły jej płynąć po policzkach. W ręku trzymała figi. Byty pocięte i pokłute nożem.
Lauren położyła dłoń na ustach.
– Chyba robi mi się niedobrze.
I wtedy obie usłyszały jakiś dźwięk. Niewyraźny, obcy. Nie potrafiły powiedzieć, czy dobiegł z oddali, czy z bliska, czy świadczył o niebezpieczeństwie, czy nie. Ale był to nieznany dźwięk i samo to wzbudziło w nich trwogę.
– Są tutaj! – przeraziła się Lauren. Popatrzyły po sobie.
– Uciekamy!
Dziewczynki odwróciły się i wypadły na schody. Zbiegły z łomotem, zapominając o ostrożności i rozwadze, za wszelką cenę próbując wydostać się na zewnątrz, w gęstniejącą, wieczorną ciemność. Lauren potknęła się na dolnym stopniu i gdyby siostra jej nie podtrzymała, runęłaby jak długa. Obie pojękiwały z wysiłku. Karen pierwsza dopadła drzwi, złapała za klamkę i gwałtownym ruchem otworzyła drzwi.
Na progu stała Megan.
Obie krzyknęły z przerażenia, które zamieniło się w ulgę, kiedy ją rozpoznały.
Przez sekundę Megan stała jak porażona, ale szybko chwyciła dziewczynki w ramiona i mocno przycisnęła do siebie. Upuściła klucze, aktówkę, płaszcz i odciągnęła je od drzwi.
– Co takiego? – krzyczała. – Co się stało?