Выбрать главу

Dziś kupiłam mu jeden, żeby go przeprosić, że ponownie wyjeżdżam. Jest oprawiony jasnobrązową skórą i ma wytłoczoną na okładce datę. Umieściłam w nim swoje zdjęcie, żeby czuł się dobrze za każdym razem, gdy go otworzy.

Kalendarz chyba mu się podoba i ma go cały czas pod ręką.

6 stycznia 1999

Dziś znalazłam skórzany kalendarz w torbie ze śmieciami, kiedy schodziłam wyrzucić ją do kontenera. Jaime musiał ją otworzyć, kiedy już była zamknięta, i wyrzucić kalendarz, tak żebym o tym nie wiedziała. Poczułam lekkie ukłucie w piersi i wyjęłam kalendarz. Zapisał tam wszystkie osobiste numery telefonów, ale w jednym zrobił błąd. Zamazał go i wygląda na to, że kalendarz przestał mu się podobać.

Pocieszył mnie tylko fakt, że nie ma w nim mojej fotografii. Na pewno Jaime ma ją w portfelu. Jak ja go kocham!

Drugą jego pasją są zegarki. Pewnego dnia kupił śliczne drewniane pudełka, które poustawiał jedno na drugim w swojej szafie. Trzyma w nich wszystkie zegarki, które zgromadził na przestrzeni lat. Dziś je policzyłam. Jest ich ponad dwieście. Uwielbiam sprawdzać, jak bardzo jest zorganizowany.

Zaczynam się bardzo źle czuć, zarówno psychicznie, jak i fizycznie, cały dzień wymiotuję. W biurze nic nie zauważyli, ponieważ cały czas się uśmiecham. Mam wrażenie, że te wymioty są spowodowane tym, że w domu panuje zła atmosfera, ponieważ Jaime jeszcze całkiem nie pozbierał się po śmierci ojca.

7 stycznia 1999

Czuję się fatalnie. Dziś wezwałam hydraulika, ponieważ mamy awarię w łazience. Już od kilku dni woda w muszli klozetowej spływała bardzo wolno. Hydraulik stwierdził, że po prostu coś zatyka odpływ. Po godzinnym demontażu części znalazłam tam cząstki fotografii, którą włożyłam do kalendarza, pływające na powierzchni.

Chcę dojść prawdy o Jaimem. Znów zaczęłam grzebać w jego rzeczach, nie bez poczucia winy. Znalazłam jednak coś, co być może pozwoli mi zrozumieć co się z nim dzieje.

Znalazłam kwity na zwrot czeków, którymi Jaime płacił w sklepach z meblami, kiedy się przeprowadzaliśmy. Znalazłam też rachunki telefoniczne, za które on miał zapłacić, ukryte w archiwum biurowym, między innymi dokumentami. Kwoty są tak wysokie, że nie mógł zapłacić ostatnich i napływały rachunki z odsetkami. Wszystkie numery są wyszczególnione, a zwłaszcza jeden, madrycki, który powtarza się codziennie o dowolnej porze, wyjąwszy weekendy, kiedy, jak wiadomo, on tam jest.

Postanowiłam zadzwonić pod ten numer. Chcę raz na zawsze wyjaśnić sytuację. Wiem, że to nie jest w porządku, ale czuję, że muszę tak postąpić.

Usłyszałam w słuchawce miły głos młodej osoby. Poprosiłam do telefonu Jaime'a Rijasa.

– Nie ma go w ciągu tygodnia, ale przyjedzie w piątek. A kto mówi?

– Jego żona – odpowiedziałam bez zastanowienia.

Kobieta po drugiej stronie zamilkła. Ale później odezwała się:

– Proszę pani, nie wiem, kim pani jest. Ja jestem Carolina, jego narzeczona.

Powiedziała to bardzo spokojnie, czym trochę mnie zaskoczyła. A może, tak jak ja, podejrzewała, że Jaime prowadzi podwójne życie, i nie zdziwiło jej to, co usłyszała. Od początku Carolina wydała mi się sympatyczna. Uznałam ją za osobę inteligentną, która nigdy nie zdradza się z typowymi urazami kobiet dzielących się z inną swoim mężczyzną.

– Przykro mi, Carolino. Mam na imię Val i jestem narzeczoną, którą Jaime ma w Barcelonie. Mieszkamy razem od kilku miesięcy.

Zabrzmiało to jak dowcip i bardzo się bałam, że Carolina nie potraktuje mnie poważnie.

Nagle bardzo źle się poczułam, wszystko się kręciło wokół mnie, miałam wrażenie, że zemdleję. To znów pojawiły się te przeklęte nudności i musiałam odłożyć słuchawkę.

Minęła godzina i czuję się dużo lepiej. Ponownie dzwonię do Caroliny.

– Przepraszam. Czułam się bardzo źle i musiałam się rozłączyć. Przykro mi, że w taki sposób pojawiam się w pani życiu. O nic mi nie chodzi, tylko Jaime zrobił się tak dziwny, że chciałam sprawdzić co się dzieje. Teraz rozumiem. Bardzo mi przykro.

Carolina nie sprawia wrażenia obrażonej i próbuje mnie uspokoić.

– Nie przejmuj się, Val – mówi mi po imieniu. – Jaime jest osobą, która zawsze miała dużo problemów. Ale naprawdę nie sądziłam, że zrobi coś takiego.

Jej szczerość mnie zaskakuje.

Carolina kontynuuje:

– Jaime i ja spędzamy razem tylko weekendy, ponieważ on prowadzi swoje interesy w Barcelonie. Nie wiedziałam, że z kimś mieszka.

Daję jej swój numer telefonu i żegnamy się. Poprosiła mnie, żebym nic nie mówiła Jaime'owi, i postanawiamy „zemścić się” na swój sposób, aranżując spotkanie we trójkę, bez jego wiedzy. Carolina powiedziała mi, że Jaime ma w planie spędzić Walentynki w Madrycie – jak może mi to robić? – i jeśli chcę, mogę przyjechać i zobaczyć na własne oczy to, co zawsze przede mną ukrywał.

Muszę przyznać, że Carolina była dla mnie zawsze bardzo miła. Nie kłóciłyśmy się ani ona mi niczego nie wyrzucała. W końcu byłyśmy obydwie „w tym samym worku”. Jedynym winnym tej sytuacji jest Jaime, a my jesteśmy po prostu ofiarami zakochanymi po uszy w tym samym mężczyźnie. Próbuję ukryć, że wiem o wszystkim, choć nie bez trudu, aż do daty ustalonej z Carolina.

W tym czasie mdłości nasiliły się, zwłaszcza rano, i zaczynam obawiać się najgorszego.

Kontrakt

8 stycznia 1999

Jaime torturuje mnie coraz bardziej. Może coś przeczuwa? Tego wieczoru wybiera się na kolację służbową ze swoim wspólnikiem i potencjalnym klientem. Uparł się, żebym z nim poszła i wyglądała bardzo seksownie.

– Na kolację z klientem?

– Tak, to bardzo szczególny klient i proszę cię o współpracę, po raz pierwszy.

– W jakim sensie?

– Bądź dla niego miła. Dobrze? Czy proszę o zbyt wiele?

Po raz kolejny zaczyna się wściekać i postanawiam pójść na tę kolację, żeby uniknąć kolejnej awantury. Po drodze, w samochodzie, mówi mi wszystko o kliencie.

– Już od dawna o niego zabiegam, ale zawsze zatrzaskuje mi drzwi przed nosem. Zgodził się zjeść z nami kolację, a to znaczy, że może podpiszemy z nim kontrakt.

Jaime i Joaquín mają się spotkać w barze, żeby omówić, co mogą powiedzieć i jak pokierować kolacją, żeby przekonać klienta do podpisania kontraktu o wartości trzech milionów peset.

Bar to bardzo małe miejsce, ale za to ekskluzywne i posiada tylko jedno wejście. Po otwarciu drzwi wchodzi się na wąskie schody, które prowadzą do maleńkiego lokalu z barem z mahoniu zajmującym więcej niż połowę powierzchni baru. Wiele osób umówiło się tu wcześniej niż my i jest bardzo ciasno. Nie czuję się w tym miejscu dobrze i mam wrażenie, że to widać. Dlatego Jaime kilkakrotnie prosi mnie, żebym się uśmiechała.

Joaquín już siedzi w kącie baru, rozmawiając ciepło z dwiema panienkami o zbyt wyzywającym wyglądzie. Kiedy pojawia się Jaime, obydwie pozdrawiają go jak starego znajomego, później patrzą na mnie z pogardą. Najwyraźniej postanawiają traktować mnie jak powietrze. Ustawiłam się za plecami Jaime'a – po pierwsze, ze względu na brak miejsca, a po drugie, onieśmielona obecnością i zachowaniem tych kobiet. W ten sposób nie będę uczestniczyć w rozmowie. Zauważam spojrzenia i uśmiechy, jakie Joaquín i Jaime wymieniają między sobą. Wygląda na to, że przekazują sobie coś, o czym wiedzą tylko oni. Nie rozumiem zachowania Jaime'a, zwłaszcza po tym jak mi się zwierzył, że Joaquín zaciągnął pożyczkę, którą on mu podżyrował. Wygląda na to, że ta sprawa nie miała żadnego wpływu na ich wzajemne stosunki. Nie podoba mi się Joaquín. Nigdy nie wydawał mi się szczególnie sympatyczny, nawet w dniu, kiedy go zobaczyłam. Jest wysokim mężczyzną o całkiem siwych włosach, który zawsze nosi jaskrawe krawaty i ciemne okulary w stylu Onassisa. Ponurak! Zapach jego fajki unosi się na odległość co najmniej kilometra, bez względu na to, czy ją akurat pali, czy nie. Joaquín należy do dekadenckiej burżuazji katalońskiej i mieszka poza Barceloną w przepięknym domu należącym do jego żony. Od kilku miesięcy prowadzi nocne życie i dziś w najjawnieszy sposób podrywa dwie kobiety w barze. Nagle odwraca się do mnie i widząc moją niezadowoloną minę, rzuca: