– Tak? Więc… jeśli chodzi o kobiety, nie ma problemu. Miłość francuska zawsze z prezerwatywą, a jeśli chodzi o miłość grecką, nie robię tego.
– Jaka szkoda! Za grecką płaci się podwójnie. Sto tysięcy peset za godzinę. Pięćdziesiąt dla ciebie. A seks zbiorowy?
– Zbiorowy?
– Tak, jeśli klient zażyczy sobie dwóch dziewczyn.
– Tak to nazywacie?
– Tak. Są klienci, którzy życzą sobie dwóch dziewczyn z jednego burdelu. Dla ciebie mniej pracy, bo będziecie we dwie.
– Nie widzę problemu. Ale do tej pory nie poznałam jeszcze innych dziewczyn. Wydaje mi się, że lepiej by było w takiej sytuacji znaleźć się z panienką, z którą mam dobre układy, prawda?
– Oczywiście. Chociaż czasami nie będziesz miała wyboru. A jeśli chodzi o godziny pracy, jest kilka wariantów. Albo pracujesz w dzień, albo w nocy. A jeśli wolisz, możesz być dyspozycyjna przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Jeżeli pracujesz na nocną zmianę, musisz przyjechać tutaj przed północą, inaczej Susana ci nie otworzy. W ciągu dnia powinnaś się zjawić około ósmej. Jeżeli pracujesz dwadzieścia cztery godziny, przychodzisz o której chcesz, a gdybyś była poza agencją, musisz mieć włączoną komórkę, żebyśmy mogli cię wezwać. To znaczy, że zawsze jesteś dyspozycyjna. Jeśli wezwiemy cię do jakiegoś klienta, a nie będziesz mogła przyjść, pójdzie inna dziewczyna, a my będziemy wiedzieli, że nie możemy więcej na ciebie liczyć.
– Rozumiem. To normalne.
– Jeśli będziesz potrzebowała odpoczynku, zawiadamiasz nas i załatwione.
– Okej! A co mam zrobić, gdy będę miała okres?
Naszą rozmowę przerywa jakaś Murzynka koloru hebanu, która wchodzi do kuchni z miną pełną wyższości, okryta małym ręcznikiem, tylko w połowie zasłaniającym jej sterczące pośladki.
– Cristino, klient mówi, że chce muzyki innego typu – oznajmia dziewczyna.
– Dobrze, Iso. Zaraz przyniosę inne CD.
Isa jest piękna, poprawiona silikonem, z całą pewnością. Gdy tylko na nią spojrzałam, zrozumiałam, jak mnie przyjęła; zabiłaby mnie wzrokiem. Odzywam się:
– Cześć, jestem nowa, mam na imię Val.
Isa odwraca głowę w drugą stronę i wychodzi z kuchni, nie odzywając się ani słowem.
– Nie zwracaj na nią uwagi – oświadcza mi właścicielka. – Dziewczyny na początku mają w zwyczaju tak się zachowywać, zwłaszcza Isa. Zawsze gdy pojawia się jakaś nowa, Isa tak się zachowuje. Przyzwyczai się do ciebie. – I dodaje: – Wracajmy do tematu. W jakich godzinach chcesz pracować?
– Dwadzieścia cztery godziny, Cristino. – odpowiadam bez namysłu.
– Dobrze. Więcej zarobisz – mówi, nie patrząc na mnie, i zapisuje to w swoim zeszycie.
– A teraz? Co mam robić? – pytam.
– Możesz zostać albo wrócić do domu. Ale dziewczyny, które tu zostają, zawsze mają pierwszeństwo. Gdy przyjdzie jakiś klient, przedstawiamy mu je, żeby sobie wybrał. Jeżeli żadna mu się nie spodoba, dzwonimy po te, które pracują dwadzieścia cztery godziny. Mamy książkę z fotografiami i pokazujemy je klientowi, żeby sobie wybrał. Masz jakieś zdjęcie, które możemy umieścić w książce?
– Przy sobie nie. Ale przejrzę. Jakiego typu fotografii potrzebujecie?
– Artystycznych. Twarzy, ciała, i z pewnością eleganckich. Żadnej wulgarności. Jesteśmy agencją na wysokim poziomie, rozumiesz?
– Oczywiście. Ale nie sądzę, żebym miała zdjęcia tego typu.
– Więc, jeśli chcesz z nami pracować i nie tracić klientów, radzę ci, żebyś sobie zrobiła zdjęcia u zawodowego fotografa.
– Okej!
– Znasz kogoś?
– Kogo?
– Czy znasz jakiegoś zawodowego fotografa – tłumaczy Cristina.
– Nie. Ale mogę znaleźć.
– Dobrze. Ale chcę, żebyś wiedziała, że pracujemy z bardzo dobrym fotografem, który zajmuje się także naszą stroną internetową.
– Ach tak?
Jestem zaskoczona faktem, jak ci ludzie są dobrze zorganizowani.
– Tak, kiedy pojawiają się nowe dziewczyny, on zajmuje się wykonaniem ich portfolio, fotografując je przez cały dzień, poza granicami Barcelony. A ja jadę z wami, żeby wszystkiego dopilnować.
– W porządku. Jestem zainteresowana. Ile mnie może kosztować takie portfolio i ile będzie w nim fotografii?
– Dobre portfolio kosztuje sto dwadzieścia tysięcy peset, ale jak dla ciebie, to będzie dziewięćdziesiąt tysięcy. Zawiera dwadzieścia zdjęć.
Trzeba zapłacić jak za zboże!
– Jest drogi, nie wydaje ci się? – mówię z naciskiem, zaskoczona ceną.
– Jeśli chodzi o fotografie artystyczne, wcale nie jest drogi – odpowiada mi twardo Cristina.
– Chodzi o to, że nie znam się na wartości takich rzeczy.
– Więc powiem ci, że portfolia są bardzo drogie. Ale to świetne narzędzie pracy. Jest niezbędne.
– Zgoda. Zrobimy to, ale pozwól mi popracować przez jakiś czas, żebym zdobyła te pieniądze, a potem zajmiemy się sprawą zdjęć – mówię jej, zamyślona.
W rzeczywistości wydaje mi się, że to bardzo droga impreza, a przecież dopiero co zaczęłam.
– Oczywiście. Więc chcesz pracować także na którejś zmianie? Rano czy w nocy?
– W nocy, ale będę miała włączoną komórkę przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, tak że zawsze będziecie mnie mogli złapać, kiedy będę na zewnątrz, zgoda?
– Zgoda. Mogę więc na ciebie liczyć?
– Tak, tak, ale dziś wrócę do domu, będę cały czas pod telefonem. Możecie do mnie dzwonić.
– Dobrze. Oczywiście! W nocy jest inna służąca, poznasz ją. Ma na imię Angelika. Jest cudzoziemką, ale świetnie mówi po hiszpańsku. Dam jej twoje namiary. I, jeszcze dobra rada, nie mów nigdy nikomu, ani klientom, ani pozostałym dziewczynom, że nigdy tego nie robiłaś. Nikt ci nie uwierzy, wiesz? I jeszcze jedno, dziś tego nie zrobiłaś, bo nie wiedziałaś, ale na przyszłość wiedz, że po numerku w pokoju z klientem natychmiast zmieniasz prześcieradła, resztą zajmuje się Susana. Chodź, pokażę ci, gdzie są prześcieradła. I ręczniki.
Wychodzimy z kuchni, kiedy pojawia się Susana, trzymając w rękach prześcieradła z łóżka, w którym byłam z Alberto.
Kierujemy się do wejścia i Cristina otwiera drewnianą szafę, w której widzę tonę prześcieradeł spiętrzonych w rogu. W innym rogu znajdują się czyste ręczniki. Widzę, że Susana stoi za moimi plecami. Poszła za nami z wiecznie zapalonym papierosem w palcach. W holu jest jeszcze jedna szafa, z której wystaje ramiączko ze strassu od nocnej koszuli, niewątpliwie należącej do jednej z dziewczyn. Cristina widzi, czemu się przyglądam.
– Jeśli przyniesiesz strój, możesz go tu trzymać. I, uważaj! Wydaje się to nieprawdopodobne, ale dziewczyny wzajemnie się okradają.
– Naprawdę?! – wykrzykuję zaskoczona.
Susana kiwa głową. Wracamy do kuchni, gdzie Cristina pokazuje mi, jak działa ekspres do kawy.
– Możesz pić kawę, herbatę albo czekoladę. Zamawiasz ją u Susany. To sto pięćdziesiąt peset. Zgoda?
– Zgoda.
Oczywiście, tu za wszystko się płaci! Poza tym to ja muszę zmieniać prześcieradła!
Żegnam się z Cristiną i Susaną i wreszcie wychodzę na ulicę. Jestem szczęśliwa, bo zarobiłam pięćdziesiąt tysięcy peset w ciągu dwóch godzin, i obiecuję sobie, że będę pracować w tym burdelu jak szalona. I pomimo nerwów wywołanych przez fakt posiadania pierwszego klienta, mam wrażenie, że zajmowałam się tym przez całe życie.
Miss Sarajewa
1 września 1999, nocą
Trzecia nad ranem.
Mija trochę czasu, zanim reaguję; moja komórka dzwoni chyba od wieków.
– Tak. Słucham? – zgłaszam się grobowym głosem.