Выбрать главу

Wskazuje mi drogę do sypialni, która jest maleńka i brudna. Pośrodku stoi wąskie łóżko. Facet zdejmuje ze mnie bieliznę, przygląda mi się i dosłownie rzuca mnie na nie.

Później znika w łazience. Wykorzystuję tę chwilę samotności, żeby się rozejrzeć, próbując zrozumieć z jakim typem człowieka muszę się przespać. Są tu rozmaite książki, ustawione na regale, o tytułach przyprawiających O dreszcze, i kompletna kolekcja dziel Sade'a, przetłumaczonych na hiszpański. I fetysze. Na ścianie wisi długi bat i skórzana maska. Znalazłam się w domu Hannibala Lectera we własnej osobie!

Wychodzi z łazienki w maleńkiej przepasce na biodrach i zaczyna się przede mną przechadzać jak ekshibicjonista.

– Obserwuj mnie i nic nie mów – mówi, patrząc na mnie wychodzącymi z orbit, strasznymi oczami.

Przepaska uciska mu genitalia w taki sposób, że musi ją zerwać gwałtownym ruchem, po czym zakłada prezerwatywę i bez gry wstępnej szuka palcami drogi do mojego wnętrza. Dobrze przynajmniej, że laboratoria farmaceutyczne wymyśliły glicerynę!

Kiedy mnie penetruje, mamrocze potworne rzeczy. A mnie w głowie tylko jedno – skończyć z tym jak najszybciej i wydostać się z tego miejsca. Waga jego obleśnego ciała na moim przypomina stutonową skałę, a każdy ruch, który wykonuje, sprawia, że czuję odór ciała dzikiego zwierzęcia. W chwili, gdy się spuszcza, tę masę ogarnia seria drgawek i konwulsji, trudnych do wytrzymania. Kiedy już jest po wszystkim, biorę swoje ubranie i zaczynam się ubierać już w drodze do drzwi. Zbiegam ze schodów i przed dziwnie cichymi łobuziakami wykonuję sprint godny mistrzostw w lekkiej atletyce. Chcę uciec od tego typa i pozostawić za sobą wszystkie wulgarne słowa, które do mnie mamrotał. Biegnąc, mam nadzieję, że te słowa rozwieje wiatr. W końcu, bez tchu, zatrzymuję się i nie próbując się powstrzymać, zaczynam płakać, wypłakuję wszystkie zgromadzone łzy, całą powstrzymywaną wściekłość.

W oku obiektywu

6 września 1999

Szósta rano.

– Susana wszystko mi opowiedziała – mówi Cristina, bez cienia współczucia, pojawiając się w drzwiach. – Na tym świecie wszystko się zdarza i będziesz musiała się przyzwyczaić, bo spotkasz jeszcze niejednego takiego świra.

– Niemal mnie zranił – mówię z naciskiem.

Mój głos brzmi groźnie, tym bardziej że prawie nie spałam i jestem w bardzo złym humorze. Wcale nie podoba mi się, że muszę ładnie wyglądać do zdjęć, ale będę robić dobrą minę. Od tego zależy moja praca.

Na ulicy czeka na nas samochód. Za kierownicą siedzi Ignacio, fotograf, a obok niego pomocnik, który okaże się bardzo przydatny przy poprawianiu makijażu.

– Poza rym chciałam ci przypomnieć, że to bardzo ważne, żebyś dzwoniła do Susany, gdy tylko znajdziesz się w domu klienta. W przeciwnym wypadku uznamy, że dojechałaś wcześniej i wyciągnęłaś od niego ekstra kasę. To się już kilka razy zdarzyło z innymi dziewczynami i dlatego Susana do nikogo nie ma zaufania. Tak samo przy wyjściu. Chcemy znać dokładne godziny waszej pracy. Jeśli klient życzy sobie więcej czasu, dzwonisz do Susany i mówisz jej o tym.

– Miałam zadzwonić do Susany, ale ona się pospieszyła. Klient mieszkał bardzo daleko i nawet jadąc taksówką, przy tych korkach spóźniłam się. Ale nie byłam z nim dłużej, Cristino!

– Susana jest przekonana, że tak.

Zanim znów zaprotestuję, Cristina postanawia zakończyć dyskusję.

– Tym razem nic się nie stało – mówi – ale niech to będzie pierwszy i ostatni raz!

Patrzę na nią oburzona, ale nic nie mówię. Zapowiada się napięty poranek.

Po drodze ledwie się do siebie odzywamy. Wszyscy są zmęczeni. Ja głównie dlatego, że dopiero przyzwyczajam się do wstawania o świcie. Poza tym jestem obrażona na Susanę. Nie pojmuję, jak może myśleć i mówić o mnie w ten sposób. Jestem kim jestem, ale nie złodziejką.

Przed rozpoczęciem sesji zdjęciowej zatrzymujemy się w jakiejś wiosce na śniadanie w barze.

– Cristina mi powiedziała, że odwalasz w burdelu świetną robotę – mówi Ignacio, przerywając milczenie.

– Tak, jak na razie idzie mi dobrze.

– Przekonasz się, że ze zdjęciami będziesz miała dwa razy więcej pracy – mówi, przekonany, że portfolio będzie największą inwestycją mojego życia.

– Mam nadzieję!

Po kilku kawach z mlekiem zaczynam czuć się lepiej i z niecierpliwością czekam na początek sesji.

9 września 1999

Dziś nie zdarzyło się nic znaczącego, wyjąwszy kłopot z Isą, dla odmiany. Znów ją okradziono. Tym razem podobno ze złotej bransolety i pierścionków od Cartiera, które podarował jej stary facet, utrzymujący ją przez ostatnie trzy miesiące.

Jestem w salonie, kiedy słyszę jej histeryczne krzyki i kilka słów, które wymienia z Sarą, Barbie.

– To na pewno ta Francuzka – mówi do Sary.

Wolę nie reagować, bo inaczej jestem gotowa na nią naskoczyć. A poza tym zdaję sobie sprawę, że właśnie o to jej chodzi, szuka jakiegoś pretekstu, żeby mnie wyrzucili.

Isa i Sara idą do kuchni porozmawiać z Susaną. Próbuję usłyszeć, co tam mówią, ale mamroczę coś niezrozumiale. Susana z papierosem w ręku nagle wychodzi ze swojej kwatery głównej i zbliża się do mnie.

– Mogę z tobą porozmawiać, kochana? – pyta mnie jak ktoś, kto wcale nie ma na to ochoty.

Wiem, o czym chce ze mną rozmawiać. Przyzwalająco kiwam głową.

– Słuchaj, nie wiem co się z tobą dzieje! Poprzednio zginął Isie żakiet od Versace. Później wysyłam cię do klienta, a ty jedziesz tam bardzo długo. Teraz Isa mówi, że ukradziono jej złotą bransoletę i pierścionki. Wybacz, ale bardzo dużo się dzieje od kiedy tutaj pracujesz.

– Co chcesz przez to powiedzieć? – pytam zmęczona bezpodstawnymi oskarżeniami.

– Nic, nic. Ale to wszystko wydaje mi się bardzo dziwne, kochana.

– Czy insynuujesz, że to ja ukradłam Isie żakiet i biżuterię? – Już wyszłam z siebie.

– Nie, nie mówię, że to ty, ale bardzo mnie to dziwi.

– A nie uważasz, że Isa mówi to wszystko dlatego, że jestem nowa i nie może na mnie patrzeć, nawet na zdjęciu? I nie widzisz, że wszystko, czego pragnie, to to, żeby wszyscy byli przeciwko mnie? Nie znosi mnie, Susano, i zaczynam odnosić wrażenie, że ty też mnie nie znosisz.

– Jak możesz tak mówić, kochana? W żadnym wypadku. Ja tylko wykonuję swoją pracę. Nic więcej! Kiedy są jakieś problemy między dziewczętami, muszę je rozwiązywać. Nie chcę, żeby było tak jak ostatnim razem i żeby Isa wydzwaniała do Manola. Później ja za to obrywam.

A skoro o wilku mowa, drzwi się otwierają i pojawia się Manolo, w krótkich spodenkach i tych samych mokasynach oraz z kieszenią, która tym razem wygląda na pustą.

– Nic nie mów – ostrzega mnie Susana. – Sama z nim porozmawiam.

– Co tu się dzieje?! – wrzeszczy Monolo. – Żadnych potajemnych zebrań!

– Nic się nie dzieje. Po prostu rozmawiamy.

Susanie drży głos i kiepsko kłamie, od razu można zauważyć. Teraz to jasne, że boi się Manola.

– Więc jeśli nic się nie dzieje, wracaj do kuchni, kretynko!

Tym razem bardzo żal mi Susany. Traktuje ją jak zwierzę.

Biegnie do kuchni, z której wychodzą Isa i Sara.

– A wy co robicie w kuchni? – pyta Manolo.

– Czy mogę z tobą chwilę porozmawiać, Manolo? – nagle prosi go Isa.

Patrzy na mnie złośliwie i rozumiem, że opowie mu, co się stało. Postanawiam nabrać wody w usta i czekać na rozwój wydarzeń, podczas gdy Isa zamyka się z Manolem w małym pokoju. Siedzą tam długo i po jakimś czasie Manolo wychodzi razem z Isą.

– Nie ma problemu. To mi się podoba, kiedy zostaję zawiadomiony na czas! Oczywiście możesz wziąć na Boże Narodzenie dwa tygodnie wolnego – mówi jej Manolo i żegna się z nami.