Później Giovanni pyta mnie, dlaczego jestem tak spokojna i czy mewa nadal tam jest.
– Obserwuje nas.
Giovanni zaczyna wrzeszczeć.
– Porca putana! Fuori!
Mewa pozostaje obojętna, gruba jak pluszak. Nadal siedzi… Wyobrażam ją sobie na swoim nocnym stoliku, unieśmiertelnioną przez wypychacza zwierząt. Nie! Nie zmieści się. Jest ogromna. Giovanni nadal mnie penetruje, dysząc, jak to ma w zwyczaju. Czując go w sobie, kiedy obserwuje mnie ptak, mam wrażenie, że przenoszę się w inny wymiar. To tylko przyjemność i natura. Giovanni nagle przerywa. Nie może się dzisiaj skoncentrować.
Po akcie miłosnym Giovanni idzie pod prysznic. Wykorzystuję tę chwilę samotności, żeby wziąć jego koszulę i przyglądać się wyszytym na niej inicjałom. Wszystkie jego koszule mają ten haft. Lubię przesuwać po nim palcem, czuć wypukłość nici. Przesuwam tak raz i drugi, zamykając oczy, wyobrażając sobie, że jestem ślepa i czytam brajlem. To dla mnie wyjątkowy moment i nie chcę, żeby Giovanni mnie na tym przyłapał. Kiedy słyszę, że zaraz wyjdzie z łazienki, odkładam koszulę z powrotem na miejsce.
14 grudnia 1999
Przyjechała czarną limuzyną o przyciemnionych szybach. Giovanni i ja jesteśmy poza domem, patrzymy na morze i rozumiemy dlaczego tak się nazywa. Jest tak ciemne, że przypomina wielką plastikową torbę. Tylko szum fal, które odbijają się od brzegu, przypomina nam, że to woda. W oddali nieśmiało odbija się księżyc, a wielkie, ciemne i gorzkie chmury co chwila go zasłaniają.
Szofer wysiada z samochodu i otwiera tylne drzwiczki. Giovanni i ja wstrzymujemy oddech. I wysiada ona, przepiękna, ubrana w czarny nocny strój i srebrne buty na obcasie. Ma bardzo krótkie włosy przycięte w V na karku. Jej szyja jest tak delikatna, że mogłabym objąć ją dłonią, obojczyki wystające, i to nadaje jej wygląd modelki z wybiegu, nie odkrytego jeszcze skarbu, o ledwie uformowanym ciele z dwiema pinezkami zamiast piersi, które wbijają się w ubranie, nadając mu bardzo wdzięczną formę. Jest prześliczna. Giovanni podaje jej rękę i nic nie mówiąc, eskortuje do domu. Tam jest Borys, nasz oficjalny tłumacz, z butelką wódki w ręku. Gwałtownie napełnia sobie szklankę, jakby właśnie miał zdawać jakiś egzamin. Giovanni chce mu zrobić prezent i dlatego zaprosił księżniczkę.
Księżniczka nad księżniczkami siada na stole obok Borysa i nie pytając go o zgodę, zaczyna pić wódkę z jego szklanki. Giovanni i ja obserwujemy z rozbawieniem tę scenę. Jestem zaskoczona jej młodym wyglądem, więc pytam ją o wiek, żeby się upewnić, że jest przynajmniej pełnoletnia. Borys tłumaczy.
– Ma szesnaście lat – mówi do mnie z dziecinnym uśmiechem.
Niemal się przewracam. Giovanni jest zaskoczony. Czuję się nagle wspólniczką zbrodni, czegoś strasznego, i nie podoba mi się ten pomysł. Proszę Giovanniego, żeby odesłał ją do domu, nie mogę bowiem znieść myśli, że tej dziewczynce coś się stanie. Proszę go, błagam, proszę na kolanach. Giovanni zgadza się ze mną, ale jednocześnie tłumaczy mi, że może ona dobrze się tu czuje. Dla niej lepiej jest przebywać w naszym towarzystwie, gdzie będzie dobrze traktowana, niż z jakimś sadystą zdolnym do wszystkiego. Z nami czy bez nas, nadal będzie się tym zajmowała. Wygląda na zadowoloną. Tak więc na pytanie, czy chce sobie pójść, oczywiście z zapłatą, księżniczka odpowiada, że woli zostać, a ja przez chwilę się jej przyglądam, widząc swoje odbicie w tym dziecku. Patrzę, jak się porusza, jak się śmieje. Na prawej kostce nosi małą bransoletkę z dzwoneczkami, które się zderzają przy każdym jej ruchu i wydają cichutki, egzotyczny dźwięk rozbrzmiewający w całym salonie daczy.
Magnetofon kasetowy z radiem robi straszny hałas, ale ona nadal delikatnie się porusza, siedząc na stole. Borys trzyma szklankę w ręce i siedzi jakieś dwa metry od niej, przyglądając się jej uważnie. Giovanni i ja patrzymy na spektakl, rozłożeni na potwornie starej sofie, pełnej podejrzanych plam i małych dziurek wypalonych papierosami, dowodów wcześniejszych nocnych imprez. Jana zaczyna rozpinać ubranie i czuję, że się rumienię. To przez ten jej czysty, szczery uśmiech, który w tym kontekście sprawia, że źle się czuję. Sprawia wrażenie szczęśliwej i z przyjemnością wykonuje swój taniec dla trzyosobowej publiczności. Zbliża się do Borysa i coś mu szepce do ucha.
– Co mówi? – pytam spontanicznie.
– Mówi, że jesteś bardzo ładna i że zachwycają ją twoje kolczyki – tłumaczy Borys, pociągając łyk ze szklanki.
Czuję się jeszcze gorzej i spuszczam głowę, tak jakby to mogło mi pomóc zniknąć. Kiedy odważam się znów spojrzeć na scenę, Jana siedzi na Borysie, prowokując go ruchami swoich małych, okrągłych piersi na jego twarzy. Ma na sobie tylko zieloną, błyszczącą przepaskę. Giovanni wstaje i gasi światła w daczy. Ja przyglądam się rozwiązłym ruchom małego, migającego zielonego V i jest mi słabo. Biorę swojego kochanka za rękę i idziemy do schodów prowadzących do pokoju. Kochamy się, słysząc krzyki Jany. Następnego dnia rano schodzę na dół i znajduję kompletnie nagą księżniczkę śpiącą na sofie w salonie. Wracam na górę, niemal biegnąc po schodach i bardzo uważając, żeby nie hałasować. Kiedy wreszcie bez tchu wpadam do pokoju, zaczynam ich szukać z zapałem. Gdzie je zostawiłam? Rzuciłam obok butów, pod łóżko. Biorę je, upewniając się, że Giovanni nadal głęboko śpi, ponownie schodzę ze schodów i szukam torebki Jany. Boję się nawet jej dotknąć. Otwieram ją i do wewnętrznej kieszonki wkładam swoje kolczyki.
15 grudnia 1999
Biała emalia odpadła w wielu miejscach wanny, a trzonek prysznica zupełnie sczerniał. Nie ma ciepłej wody lub jest tylko chwilami, ale nigdy w porach, gdy Giovanni i ja bierzemy prysznic. Nie ma innego wyjścia jak tylko to przeżyć. Robię niezadowoloną minę, kiedy tego ranka strumień zimnej wody dotyka mojej skóry. Giovanni przygląda mi się z rozbawieniem, ze szczoteczką do zębów w ustach i bielusieńką pianą niemal całkiem przykrywającą jego różowe usta. Szybko nacieram się mydłem, które kupiliśmy w Europie (ukraińskie mydło ma podejrzany kolor; kiepsko pachnie i wygląda jak kamień, do tego stopnia, że kiedy je zobaczyłam, zawołałam: „Popatrz, pumeks!”) i wyskakuję spod prysznica, z resztkami mydła na ciele, szukając jakiegoś w miarę czystego kawałka podłogi. Giovanni musi mnie zatrzymać, żebym nie upadła pupą na zimną podłogę. Zaczynamy się śmiać. Tak wygląda nasze luksusowe życie. Borys się myje na dole, w malutkiej łazience, w której jest tylko umywalka, co jak twierdzi, zupełnie mu wystarcza. Budzi to moją odrazę, ale kto ma ochotę wchodzić pod lodowaty prysznic? W pokojach znajdują się ślady dawnego reżimu komunistycznego, stare mikrofony umieszczone we wszystkich ścianach i czujniki przy oknach. Oczywiście mikrofony prześladują mnie wszędzie. Taras, prawdopodobnie wychodzący na morze, ma cementowe kolumny, zasłaniające widok. Tam wystawiam swoje sportowe bury, które pod koniec dnia śmierdzą dzikim psem. Nawet Giovanni, który akceptuje mnie w całości, powiedział:
– Albo trampki, albo ja.
Jestem posłuszna, ponieważ tak naprawdę ja też nie znoszę swojego odoru.
Kochamy się z Giovannim trzy, cztery razy dziennie. Dobrze mi z nim. Uczę się robić szaloną żabkę (ja siedzę na brzegu łóżka z szeroko rozsuniętymi nogami i onanizuję się przed nim, z butelką wody mineralnej bez gazu, z której co jakiś czas polewam sobie brzuch), francuski okręt podwodny (malutkie usteczka w kształcie serca, które przesuwają się pod prześcieradłem i rotacyjnym ruchem warg wciągają do środka całego penisa, który się tam znajduje) i „loveretina” (etymologicznie wywodząca się z francuskiego levrette, na czworakach, żeby być bardziej dokładną, we włoskim stylu). Giovanni i ja wyprawiamy różne rzeczy na tym kulawym łóżku. Ale nigdy się mną z nikim nie dzieli, chociaż jutro będzie jeden wyjątek, który ma na imię Katierina.