Выбрать главу

– Chyba nikt nie kwestionuje, że Alicja Donnikowa znacząco przyczyniła się do powodzenia dzisiejszej operacji? – spytał Zawulon.

Ha! Chciałabym zobaczyć tego, kto by to zakwestionował! Tylko Lemieszowa powiedziała ostrożnie:

– Wszyscy włożyliśmy wiele wysiłku.

– Po waszym stanie łatwo można ocenić, kto i co włożył. Zawulon wrócił do biurka, ale nie siadał, tylko oparł dłonie o blat i zamarł, patrząc na mnie. Chyba uważnie obmacywał mnie przez Zmrok.

A ja nawet nie mogłam tego poczuć…

– Wszyscy zgadzają się z tym, że Dzienny Patrol powinien pomóc Alicji? – zapytał Zawulon.

W oczach Lemieszowej pojawiła się wściekłość. Kiedyś stara wiedźma była kochanką Zawulona. Dlatego tak mnie nienawidziła, gdy zostałam wyróżniona… dlatego zaczęła traktować przychylniej, gdy szef się ode mnie odwrócił.

– Jeśli już mówimy o pomocy – zaczęła – to Karol Lwowicz dobrze to ujął. Wszyscy jesteśmy gotowi podzielić się z Alicją siłą, ale to będzie tak, jakby dać umierającemu kawałek słoniny zamiast bulionu. Zresztą, mogłabym spróbować…

Zawulon odwrócił głowę i Lemieszowa urwała.

– Potrzebny jest bulion, będzie bulion – powiedział bardzo spokojnie. – Jesteście wolni.

Jako pierwsi zerwali się bracia wampiry, potem wstały wiedźmy. Zaczęłam szurać nogami w poszukiwaniu sandałów.

– Alicjo, jeśli możesz, zostań na chwilę – poprosił Zawulon. Oczy Lemieszowej błysnęły i zgasły. Ona już zrozumiała to, w co ja nadal bałam się uwierzyć.

Po kilku chwilach zostałam sama z Zawulonem. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu.

W gardle mi zaschło, język odmówił posłuszeństwa. Nie, to niemożliwe… Nie ma się co oszukiwać.

– Jak się czujesz, Alu? – zapytał Zawulon.

„Alu” mówi do mnie tylko mama.

A kiedyś zwracał się tak do mnie Zawulon…

– Jak wyciśnięta cytryna – powiedziałam. – Powiedz, czy naprawdę zachowałam się jak idiotka? Zmarnowałam wszystkie siły na nikomu niepotrzebną pracę?

– Postąpiłaś bardzo mądrze, Alu – odparł Zawulon. I uśmiechnął się.

Tak samo jak kiedyś. Absolutnie tak samo.

– Ale teraz…

Zamilkłam. Zawulon podszedł do mnie i słowa stały się niepotrzebne. Nie mogłam wstać z fotela, objęłam jego nogi, przytuliłam się i rozpłakałam.

– Dzisiaj zapoczątkowałaś jedną z naszych najlepszych operacji – powiedział Zawulon. Jego ręka głaskała moje włosy, ale miałam wrażenie, że myślami jest bardzo daleko. No tak, mag tej rangi nie może się rozluźnić nawet na chwilę, na nim opiera się cały Dzienny Patrol Moskwy i okręgu, to on odpowiada za zwykłych Ciemnych, to on musi walczyć z intrygami Jasnych i jeszcze zwracać uwagę na ludzi… – Alicjo, po twoim głupim wybryku z piramidką mocy uznałem, że nie zasługujesz na moją uwagę.

– Zawulonie… ja… byłam zarozumiałą idiotką – wyszeptałam, łykając łzy. – Wybacz mi. Zawiodłam cię…

– Dzisiaj zrehabilitowałaś się całkowicie.

Jednym ruchem podniósł mnie z fotela. Stanęłam na palcach, bo inaczej zawisłabym na jego rękach, i przypomniałam sobie, jak zdumiało mnie to za pierwszym razem – potworna siła jego wątłego ciała, gdy jest w ludzkiej postaci…

– Alicjo, jestem z ciebie zadowolony. – Uśmiechnął się. – Nie martw się, że się wyczerpałaś. Mamy jeszcze pewne rezerwy.

– W rodzaju prawa do składania ofiar? – Spróbowałam się uśmiechnąć.

– Tak. – Zawulon skinął głową. – Pojedziesz na urlop, jeszcze dzisiaj. I wrócisz w lepszym stanie, niż byłaś.

Zdradziecko zadrżały mi wargi. Co się dzieje, ryczę jak histeryczka, pewnie cały tusz mi się rozpłynął, nie zostało ani odrobiny siły…

– Pragnę cię – wyszeptałam. – Zawulonie… ja… byłam taka samotna…

Delikatnie odsunął moje ręce.

– Potem, Alu. Jak wrócisz. W przeciwnym razie byłoby to… – Zawulon uśmiechnął się – wykorzystaniem stanowiska służbowego w celach osobistych.

– Kto śmiałby zarzucić ci coś takiego? Zawulon długo patrzył mi w oczy.

– Znajdą się tacy, Alu. Zeszły rok był bardzo ciężki dla Patrolu i wielu chciałoby zobaczyć mnie poniżonego.

– W takim razie, nie – powiedziałam szybko. – Nie wolno ryzykować, zregeneruję się powoli sama…

– Trzeba. Nie martw się, malutka.

Aż mnie skręciło od jego głosu. Od tej spokojnej pewności i siły.

– Dlaczego tak dla mnie ryzykujesz? – wyszeptałam. Nie spodziewałam się odpowiedzi, ale Zawulon mimo wszystko odpowiedział:

– Dlatego, że miłość to też siła. Największa siła. I nie można nią wzgardzić.

ROZDZIAŁ 3

Jak to się czasem dziwnie układa…

Wczoraj, wychodząc ze swojego mieszkania, byłam młodą, zdrową, pełną sił, a przy tym nieszczęśliwą wiedźmą.

A potem stałam w biurze Patrolu – okaleczona, pozbawiona nadziei i wiary w przyszłość…

Jakże się wszystko zmieniło!

– Jeszcze wina, Alicjo? – Paweł, mój towarzysz, zajrzał mi nieśmiało w oczy.

– Odrobinę… – powiedziałam, nie odrywając wzroku od iluminatora. Samolot już zaczął schodzić do lądowania na lotnisku w Symferopolu. Stary tupolew zaskrzypiał i powoli przechylił się na jedno skrzydło. Na twarzach pasażerów malowała się obawa, tylko ja i Paweł siedzieliśmy absolutnie spokojni. Zawulon osobiście sprawdził bezpieczeństwo lotu.

Paweł podał mi kryształowy kieliszek, który oczywiście nie należał do zastawy stewardes, podobnie zresztą jak południowoafrykańskie sauternes. Zdaje się, że młody wilkołak traktował swoją misję bardzo poważnie. Właśnie miał lecieć na urlop na południe, do jakichś znajomych, ale w ostatniej chwili zdjęli go z lotu do Chersonu i kazali towarzyszyć mi do Symferopola. Prawdopodobnie już zdążyły do niego dotrzeć pogłoski, że w moich stosunkach z Zawulonem doszło do ocieplenia.

– Wypijemy za szefa, Alicjo? – zapytał Paweł. Zachowywał się tak wstydliwie i nieśmiało, że aż mi było nieprzyjemnie.

– Wypijemy – zgodziłam się. Stuknęliśmy się kieliszkami i wypiliśmy. Między fotelami przeszła stewardesa, po raz ostatni sprawdzając, czy wszyscy pasażerowie mają zapięte pasy, ale na nas nawet nie spojrzała. Zaklęcie niepozorności, wypowiedziane przez Pawła, jednak zadziałało. Nawet ten wilkołak umiał teraz więcej niż ja…

– Trzeba jednak przyznać – rzekł Paweł, pijąc wino – że nasze kierownictwo bardzo dba o pracowników!

Skinęłam głową.

– A ci Jaśni… – wilkołak włożył w to słowo maksimum pogardy – są znacznie większymi indywidualistami niż my!

– Nie przesadzaj – powiedziałam. – To nie do końca tak.

– Daj spokój, Alicjo. – Wino wyraźnie rozwiązało mu język. – Pamiętasz kordony rok temu? Przed huraganem?

Chyba właśnie z tego kordonu go pamiętałam. Wilkołaki zawsze odwalają czarną robotę, rzadko się z nimi stykamy. Albo w siłowych akcjach, albo w tych rzadkich przypadkach, gdy stawia się na nogi cały personel Patrolu.

– Pamiętam…

– No i ten… Gorodecki. Cholerny świętoszek!

– To bardzo silny mag – zaoponowałam. – Bardzo.

– Pewnie! Nachapał się siły, wycisnął ją z ludzi i co? Jak ją wykorzystał?

Przymknęłam oczy, przypominając sobie to wszystko.

Fontanna światła bijąca w niebo. Strumienie energii, które Antoni odebrał ludziom. Postawił wszystko na jedną kartę, zaryzykował i uciekł się do pożyczonej siły, na chwilę uzyskując moc, przekraczającą możliwości Zawulona i Hesera.

I przejął całą siłę dla siebie.

Remoralizacja. Poszukiwanie najlepszego wyjścia etycznego to najstraszniejszy problem Jasnych – nie wyrządzić krzywdy ludziom, nie zrobić kroku, który mógłby do tej krzywdy doprowadzić.