Выбрать главу

– Poradzę sobie.

– Zwolniłaś przewodnika?

– Tak. Nie martw się, kochanie. Dam sobie radę.

– Jesteś pewna, Alicjo? – W głosie Zawulona słychać było niekłamany niepokój. To podziałało jak doping.

– Oczywiście. Popatrz jeszcze raz na prognozę!

Zawulon przez chwilę milczał, wreszcie powiedział zadowolony:

– Faktycznie, prostuje się… Będziemy w kontakcie, w razie czego przybędę.

– Gdyby coś mi się stało, po prostu obedrzyj ich ze skóry, kochanie – poprosiłam. Siedzący obok kierowcy chłopak odwrócił się i obrzucił mnie uważnym spojrzeniem.

– Nie tylko obedrę, ale jeszcze zmuszę, żeby ją zjedli – dodał Zawulon. To nie była groźba, lecz realna obietnica. – Baw się dobrze, malutka.

Wyłączyłam się i przysnęłam. Nissan jechał dobrze i szybko, wkrótce byliśmy na trasie. Od czasu do czasu chłopaki palili, pachniało tytoniem, na szczęście nie najgorszym. Potem silnik zaczął śpiewać z wysiłkiem – wjeżdżaliśmy na przełęcz. Otworzyłam oczy i popatrzyłam ponad opuszczoną szybą na rozgwieżdżone niebo. Jakie ogromne gwiazdy są na Krymie. Jakie bliskie…

Potem zasnęłam na dobre. Nawet przyśnił mi się sen – słodki i piękny. Kąpałam się w morzu nocą i obok mnie ktoś był, czasem można było dojrzeć jego twarz. Poczułam lekki dotyk dłoni…

Gdy zrozumiałam, że dotyk jest prawdziwy, obudziłam się i otworzyłam oczy.

Silnik milczał, samochód zjechał z jezdni. Staliśmy na awaryjnym zjeździe dla nieszczęśników, którym zepsuło się auto.

Kierowcy i jego przyjacielowi chyba rzeczywiście zaczęło coś szwankować…

Widząc, że się obudziłam, przyjaciel kierowcy zabrał rękę z mojej twarzy. I nawet wykrzywił usta w uśmiechu.

– Dojechaliśmy, kochana.

– Coś mi to nie wygląda na Artek, kochany.

– To przełęcz. Silnik się przegrzał. – Kierowca oblizał wargi. – Musimy poczekać. Możesz wyjść i się przewietrzyć.

Nawet szukał jakichś bezsensownych usprawiedliwień swojego zachowania, widocznie denerwował się bardziej niż jego towarzysz. A kierowca przeciwnie, nakręcał się.

– Możesz się wysiusiać…

– Dziękuję, nie chce mi się siusiu. – Nadal siedziałam, przyglądając im się z ciekawością. Ciekawe, co wymyślili? Spróbują wyciągnąć mnie z samochodu? A może będą chcieli zgwałcić tutaj?

A co potem?

Puszczą wolno? Zbyt niebezpieczne… Pewnie zrzucą z urwiska do morza… Morze to najlepszy przyjaciel zabójców wszystkich epok i narodów. Ziemia zbyt długo przechowuje ślady, morze ma krótką pamięć.

– Zaczęliśmy wątpić – oznajmił kierowca – czy w ogóle masz pieniądze… pionierko.

– Skoro was wynajęłam – podkreśliłam słowo „wynajęłam” – to znaczy, że mam.

– Pokaż – zażądał kierowca.

Jacy wy jesteście tępi… człowieczki.

W milczeniu wyciągnęłam z torebki plik banknotów. Wyjęłam pięćdziesiątkę i podałam, jakby nie zauważając łapczywych spojrzeń. Teraz to mnie już na pewno nie wypuszczą.

Ale nadal potrzebowali usprawiedliwień. Choćby wobec siebie.

– To przecież fałszywka! – wrzasnął kierowca, starannie chowając banknot do kieszeni. – Ty suko, chciałaś nas…

Wysłuchałam porcji niewyszukanych przekleństw, obojętnie przyglądając się mężczyznom. Poczułam napięcie – przecież nie posiadam swojej normalnej siły Innego, która pozwoliłaby mi przemienić tych dwóch drani w posłuszne marionetki…

– Liczysz na swojego faceta? – zapytał towarzysz kierowcy. – Co? Ze obedrze nas ze skóry? To my go obedrzemy, ty szmato!

Wyobraziłam sobie tysiąc i jedną zabawę, jaką urządziłby im Zawulon za same tylko słowa.

Kierowca chwycił mnie za rękę. Jego przystojną, młodą twarz (nawet nie miałabym nic przeciwko krótkiemu romansowi z kimś takim) wykrzywiły złość, strach i żądza.

– Zapłacisz nam w naturze, dziwko!

Aha, tu was mam. W naturze. Oraz rzeczami, kasą i krótkim lotem z urwiska…

Nie chcę w ten sposób kończyć niezaczętego urlopu!

Drugi chłopak pochylił się nade mną, chyba chciał mi rozerwać bluzkę. Kretyn, przecież kosztowała dwieście pięćdziesiąt dolarów!

Gdy jego ręce dotknęły mojego ciała, oparłam o jego czoło lufę pistoletu.

Nastąpiła krótka przerwa.

– Ostre z was chłopaki – wycedziłam. – No już, szybciutko, rączki przy sobie i wypieprzać z samochodu.

Widok pistoletu oszołomił ich. Pewnie myśleli, że skoro wyszłam z lotniska, to nie mogę mieć przy sobie broni. A może poczuli – instynktem drobnych drapieżników – że rozwalenie ich będzie dla mnie czystą przyjemnością…

Wyskoczyli z samochodu, wyszłam za nimi. Po kilka sekundach wahania jednak rzucili się do ucieczki.

Ten wariant już mnie nie zadowalał.

Wsadziłam kulkę w łydkę kumpla kierowcy. Na razie nogi nie będą mu potrzebne, on nie musi naciskać pedałów. Rana była powierzchowna, raczej draśnięcie niż postrzał, ale wystarczyło. Chłopak upadł, wyjąc wniebogłosy, jego towarzysz stanął jak wmurowany i podniósł ręce do góry. Za kogo oni mnie wzięli? Za pracowniczkę FSB na urlopie?

– Rozumiem waszą chciwość – powiedziałam. – Gospodarka zrujnowana, zakłady pracy nie płacą pensji… Pożądanie także mogę zrozumieć. W końcu nadal drzemie w was nastoletni hiperseksualizm. We mnie również!

Nawet ranny ucichł. Słuchali mnie w absolutnej ciszy – droga była pusta, jedynie w oddali majaczyły zbliżające się światła reflektorów – a noc była piękna: cicha, ciepła, gwiaździsta krymska noc. Gdzieś w dole szumiało morze.

– Poza tym, sympatyczne z was chłopaki – kontynuowałam. – Problem w tym, że zupełnie straciłam ochotę na seks. To przez wasze zachowanie. Ale…

Podniosłam palec w górę, a oni wpatrywali się w niego jak zahipnotyzowani.

– Postaramy się znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji. Sądząc po ich minach, nie spodziewali się niczego dobrego.

Niesłusznie. Przecież nie jestem mordercą.

– Ponieważ jest was dwóch i, jak widzę, jesteście dobrymi przyjaciółmi – ciągnęłam – nie sprawi wam chyba większego problemu zaspokojenie swoich seksualnych pragnień. A potem spokojnie i bez przygód pojedziemy do Arteku.

– Ty…! – kierowca już zrobił krok w moją stronę, ale wycelowana w krocze lufa zatrzymała go w miejscu.

– Jest jeszcze jedna możliwość – dodałam. – Pozbawię was zbędnych części ciała. I stawiam trzy do jednego, że zdołam to zrobić pierwszym strzałem.

– Ty… – zasyczał ranny. – Pomszczą nas…

– Nie dadzą za was złamanej kopiejki – oznajmiłam. – Spodnie w dół i do roboty.

Nie było we mnie tej siły, którą każdy Inny mógł złamać wolę człowieka. Ale mój głos brzmiał przekonująco.

Podporządkowali się. Przynajmniej spróbowali.

W wydziale oglądamy czasem gejowskie pornole. Śmieszna rzecz. Wampiry w dyżurce oglądają często lesbijskie filmy.

Aktorzy zazwyczaj oddają się swoim zajęciom z pasją. Ci dwaj byli wyraźnie zbyt rozstrojeni nieoczekiwanym zwrotem akcji i nie mieli odpowiedniego doświadczenia. Dlatego głównie podziwiałam morze nocą, zerkając od czasu do czasu, czy chłopaki nie udają.

– To nic – pocieszyłam ich, gdy uznałam poniżenie za wystarczające. – Jak to się mówi, pierwsze koty za płoty. Potrenujcie w wolnej chwili. Do samochodu.

– Po co? – wrzasnął kierowca, gdy już przestał pluć. Pewnie pomyślał, że chcę ich zastrzelić i zrzucić razem z bryką do morza.

– Przecież podjęliście się dowieźć mnie do Arteku! – zdumiałam się. – Nie mówiąc o tym, że już zapłaciłam za usługę.

Reszta podróży upłynęła bez przygód. Tylko raz, w połowie drogi, kierowca zaczął krzyczeć, że nienawidzi samego siebie, że nie ma po co żyć i że zaraz zjedzie w przepaść.