– Zmęczona? – spytała półgłosem, z uśmiechem spoglądając na moje dziewczynki.
Skinęłam głową.
– To normalne na pierwszym turnusie – przyznała Galina. – W zeszłym roku po miesiącu postanowiłam, że nigdy więcej tu nie przyjadę. A potem zrozumiałam, że nie mogę żyć bez Arteku.
– Jak narkotyk? – podpowiedziałam.
– Tak. – Galina nie zauważyła ironii. – Tutaj wszystko jest barwne, rozumiesz? I kolory są takie czyste, jasne. Jeszcze tego nie poczułaś?
Uśmiechnęłam się z przymusem.
Galina wzięła mnie za rękę i zerkając tajemniczo na dziewczynki, szepnęła:
– Wiesz co? Za chwilę czwarty zastęp urządza ognisko. Oni zaprosili nas, a ja zapraszam was! Odpoczniesz sobie dwie godzinki, a twoje dziewczyny będą się świetnie bawić.
– To wypada? – spytałam szybko. Tak bardzo nie chciałam odmawiać. Nie tylko dlatego, że zyskałabym możliwość tymczasowego zwolnienia z obowiązków, lecz z powodu sympatycznego zastępowego Igora.
– Oczywiście! – Galina popatrzyła na mnie zdumiona. – Igor jest w Arteku co roku, to jeden z naszych najlepszych opiekunów. Koniecznie musisz go poznać. Fajny chłopak, prawda?
Jej głos jakoś tak pocieplał. Nic dziwnego. Nie tylko mnie podoba się połączenie muskułów i inteligentnej twarzy.
– Na pewno przyjdziemy – powiedziałam.
ROZDZIAŁ 5
Przebierałam się w takim tempie, że aż mnie samą to zdziwiło. Dokąd się tak śpieszę? Po co? Żeby poznać inteligentnego mięśniaka? Przecież za kilka dni każdy chłopak będzie mój! Nie jestem sukkubem, lecz zwykłą wiedźmą, ale już w dzieciństwie, ledwie posiadłam siłę, potrafiłam przyciągnąć przystojnego mężczyznę. Teraz wystarczyłoby tylko trochę poczekać i…
Niemniej założyłam najładniejszą bieliznę (nadającą się bardziej na wybieg modelek niż obóz pionierski) i cienki srebrny łańcuszek z brylantowym wisiorkiem (i tak nikt się nie pozna, że to prawdziwe brylanty, a nie imitacja). Kropla perfum za uszy, kropla na nadgarstek, kropla na czoło… Czy naprawdę chcę go dzisiaj poderwać?
Naprawdę!
I już wiedziałam, dlaczego.
Przywykłam do wykorzystywania zdolności Innej na każdym kroku, nawet gdy wystarczyłaby zwykła rozmowa czy prośba. Dziwne byłoby, gdybym nie przywykła. Ale skoro tak się złożyło, że na jakiś czas zostałam pozbawiona nadnaturalnych sił, dlaczego nie miałabym sprawdzić się jako człowiek?
Potrafię cokolwiek bez magii czy nie?
Choćby poderwać mężczyznę, który mi się spodobał?
Przecież jestem młoda, ładna, mądra… Morze, letni wieczór, ognisko… Dzieci, które tak mi obrzydły, poszłyby wreszcie spać… Czy rzeczy wiście nie umiem obejść się bez magii?
Wobec tego jako kobieta nie jestem warta złamanego grosza!
Obiecałam, że nie będę nosić miniówki, ale szorty, które wyjęłam z torby, były jeszcze bardziej wyzywające. Obróciłam się przed lustrem. W porządku. Lepsza byłaby bardziej odsłonięta bluzka, ale w końcu to obóz pionierski, a nie kurort.
Zaabsorbowana przygotowaniami, nie usłyszałam pukania do drzwi. Odwróciłam się dopiero, słysząc skrzypienie – do mojego pokoiku wsunęła się Oleczka i od razu zaczęła trajkotać:
– Alicjo, a myśmy się już zebrały… Ojej!
Wpatrywała się we mnie z takim zachwytem, że nawet nie upomniałam jej, że weszła bez pukania.
– Alicjo, jak pani ślicznie wygląda!
Uśmiechnęłam się z dumą. Pochwała od zahukanej dziewczynki, która starannie ozdobiła chude nadgarstki bransoletkami z perełek, a chudą szyjkę dziurawym kamyczkiem na sznurku (znowu e dziurawe kamienie, co za jakaś plaga!). Mała rzecz, a cieszy…
– Jak myślisz – zapytałam – można się we mnie zakochać?
– Na pewno się w pani zakocha! Jak tylko panią zobaczy, od razu się zakocha!
– To będzie nasza mała tajemnica! – powiedziałam szeptem. – Dobrze?
Oleczka pokiwała głową.
– Pędź do dziewczynek, ja już wychodzę – powiedziałam. Oleczka rzuciła mi pełne uwielbienia spojrzenie i wybiegła z pokoju.
Dobrze. Teraz odrobina makijażu. Jak się człowiek spieszy, to wszystko leci z rąk, ale…
Szybko pomalowałam usta stonowaną pomadką. Brwi pociągnęłam wodoodpornym tuszem – byłam pewna, że właśnie taki będzie potrzebny. Wystarczy.
Nie idę na koncert, tylko na małe ognisko!
Przed każdym letnim domkiem było miejsce na ognisko. Widocznie to jedna z tradycji Arteku. Drewno porąbane na zbyt równe kawałki odrobinę psuło efekt. Wyobraziłam sobie, jak opiekunowie przychodzą do działu gospodarczego i wypisują zamówienie: „Drewno na rozpalenie niewielkiego ogniska, które będzie trwało dwie godziny…”
Zresztą, nie było w tym nic śmiesznego. Może ja też będę musiała zorganizować coś takiego – wypisać zamówienie, dostarczyć drewno, a może przynoszą je robotnicy? Nieważne, dowiem się w swoim czasie.
Wszystko było już przygotowane, drewno ułożone, chłopcy z czwartego zastępu i dziewczęta z siódmego już się usadowili. Ale dla moich podopiecznych pozostawiono miejsce.
Łaskawcy…
Igor siedział przy ognisku, oblepiony swoimi chłopcami. Cichutko przebierał palcami po strunach gitary. Omal nie jęknęłam, przypominając sobie, że piosenki to niezbędny atrybut podobnych nasiadówek. Co za nieszczęsny instrument ta gitara! Szlachetny, prawdziwy król muzyki ograniczony do roli żałosnego drewienka z sześcioma strunami dla grajków pozbawionych słuchu i głosu!
No trudno, jakoś wytrzymam…
Szkoda tylko, że taki sympatyczny egzemplarz człowieka może okazać się śpiewakiem bez krzty talentu.
O rany! A jeśli zacznie śpiewać własne piosenki?
Koszmar. Napisze taki kiepski wiersz, nauczy się trzech akordów i dochodzi do wniosku, że minus i minus dają plus, więc zostaje autorem – wykonawcą. Ilu już takich widziałam! Zaczynają śpiewać, oczy zachodzą im mgiełką, a w głosie słychać romantyzm… I już po nich. Głusi i ślepi na wszystko, niczym tokujące głuszce! No, może zamiast podobnej twórczości zaprezentuje znane piosenki, zmienione nie do poznania. Coś z zespołu „Kino”, albo „Alicji”… Albo co tam się podoba obecnej młodzieży…
Wszystko jedno!
Na nasz widok Igor wstał. Od razu złe przeczucia gdzieś się zapodziały… Co za przystojniak!
– Witaj. – Od razu przeszedł na „ty”. – Nie zaczynaliśmy, czekaliśmy na was.
– Dziękuję – powiedziałam, tracąc cały rezon i tupet. Moje dziewczynki już siadały, odsuwały chłopców, trochę bocząc się na starsze dziewczyny, a ja nadal stałam jak głupia, mimo woli przyciągając spojrzenia.
– Świetnie pływasz. – Igor uśmiechnął się.
Aha! Jednak udało mu się wtedy trochę rozejrzeć!
– Dziękuję – powtórzyłam. Co się ze mną dzieje, stoję jak słup, jak niedoświadczona dziewczynka! Nawet nie muszę udawać!
Złość na siebie dodała mi sił. Szybko usiadłam na trawie między Oleczką i Nataszą. Moja mała gwardia, szpieg i doradca… Ale one, podekscytowane ogniskiem, nie zwracały na mnie uwagi.
– Aloszka, zaczynaj! – zawołał wesoło Igor, rzucając mocnemu, jasnowłosemu chłopcu pudełko zapałek. Ten zręcznie chwycił je w powietrzu, na czworakach podszedł do ogniska, usiadł po turecku. Najwyraźniej szykował się jakiś rytuał.
Chłopiec przyjrzał się badawczo zapałkom, wybrał jedną i zapalił, składając dłonie jak wytrawny palacz, chroniący płomyk przed wiatrem. Pochylił się nad ogniskiem. Nie było tam chyba papieru do rozpalenia, tylko igliwie i drobne szczapki. Wszyscy wstrzymali oddech.