Выбрать главу

– Przyjdziesz?

Tak bardzo chciałam powiedzieć: nie. Tylko po to, żeby się podroczyć. Ale głupio byłoby odmawiać sobie przyjemności dla chwilowego żartu.

– Być może.

– Będę czekał – powiedział spokojnie Igor. – Idziemy? Szklanka maślanki to świetna rzecz dla zmęczonych opiekunów. Zapewnia mocny i zdrowy sen.

Miał piękny uśmiech.

* * *

Cisza nocna w Arteku zapada o wpół do jedenastej.

Triumfalnie zagrały trąbki w głośnikach i łagodny, kobiecy głos życzył wszystkim dobrej nocy. Stałam przed lustrem, patrząc na własne odbicie, i próbując zrozumieć, co się ze mną dzieje.

Zakochałam się?

Niemożliwe! Przecież kocham Zawulona. Kocham największego Ciemności maga Moskwy! Jednego z tych nielicznych Innych, którzy naprawdę kierują losami świata. Kim w porównaniu z nim był zwykły człowiek? Niechby nawet sympatyczny, o ładnej figurze, z tą idiotyczną czułością, którą widać w każdym geście? Zwykły samiec rodu ludzkiego. Ze zwykłymi myślami samców. Nieźle jak na wakacyjną przygodę, ale nic poza tym!

Przecież nie mogłam się w nim naprawdę zakochać?

W torebce brzęknął telefon i drgnęłam. Mama? Nie sądzę. Jest nieprawdopodobnie skąpa i nigdy nie dzwoni na komórkę.

Wyjęłam telefon i odebrałam.

– Witaj, Alicjo.

Głos Zawulona był zmęczony. Łagodny i zmęczony, jakby zadzwonił do mnie resztką sił, jakby nie mógł nie zadzwonić…

– Witaj – szepnęłam.

– Czuję, że się denerwujesz. Co się stało, dziewczynko? Nic się przed nim nie ukryje. Wie o wszystkim – przynajmniej o tym, o czym chce wiedzieć.

– Mam zamiar poderwać sobie kogoś na ten miesiąc – wykrztusiłam w słuchawkę.

– No i cóż z tego? – Zawulon wydawał się zdumiony. – Alicjo… Nie jestem zazdrosny o twojego psa, więc o człowieczka, który będzie dla ciebie rozrywką, też nie mam zamiaru być zazdrosny.

– Nie mam psa – przypomniałam posępnie.

Zawulon roześmiał się i wszystkie idiotyczne myśli wyleciały mi z głowy.

– Doskonale! Nie przejmuję się tym, czy masz psa. Nie martwię się też, czy masz kochanka – człowieka. Uspokój się, maleńka. Wypoczywaj. Nabieraj siły. Baw się, jak tylko chcesz. Zbałamuć cały Artek, razem z pionierami i dziadkami hydraulikami. Głuptasku…

– Zachowuję się jak człowiek, tak? – Poczułam wstyd.

– To nic. To nie potrwa długo. Zbieraj siły… tylko… – Zawulon zamilkł. – Dobrze, nic takiego.

– Powiedz! – Znowu się spięłam.

– Wierzę w twój zdrowy rozsądek. – Zawulon zawahał się. – Nie wpadaj w przesadę, dobrze? Twój wypoczynek odbywa się w ramach porozumienia obu Patroli. Masz prawo brać siłę, ale tylko drobinki. Nie stań się trywialnym wampirem energetycznym, jesteś na urlopie, nie na łowach. Jeśli przekroczysz określone granice, stracimy ten kurort na zawsze.

– Rozumiem – powiedziałam.

Długo jeszcze będzie mi się odbijała ta wpadka z piramidką mocy…

Nie obiecywałam, nie przysięgałam na Ciemność i własną Siłę. Obietnice są puste, Ciemność nie zniża się do takich drobiazgów, a Siły teraz nie mam. Po prostu obiecałam sobie, że za nic nie przekroczę określonych granic, nie zawiodę Zawulona i całego Dziennego Patrolu.

– W takim razie odpoczywaj, kochanie. – W głosie Zawulona dał się słyszeć leciutki smutek. – Wypoczywaj.

– Nie mógłbyś przyjechać na jeden dzień? – rzuciłam niedbale.

– Nie. Jestem bardzo zajęty, Alicjo. Obawiam się, że przez najbliższe kilka dni w ogóle nie będę miał czasu, żeby do ciebie zadzwonić. Ale nie martw się. Stary, nudny, zajęty światowymi problemami łajdak nie jest odpowiednim partnerem dla młodej wiedźmy, prawda?

Zaśmiał się.

Zazwyczaj staramy się nie mówić takich rzeczy przez telefon, zwłaszcza komórkowy, bo wiadomo, że rozmowy są podsłuchiwane i rejestrowane. Niby to tylko zabawna, żartobliwa rozmowa, ale zawsze istnieje pewne ryzyko. A nuż któryś z człowieczków zacznie rozplątywać nitkę i dojdzie do kłębka? Potem trzeba będzie tracić na niego siły i czas.

– Kocham cię – wyszeptałam. – Dziękuję.

– Powodzenia, malutka – powiedział czule Zawulon. – Całuję. Rozłączyłam się i uśmiechnęłam do siebie.

Wszystko jest w porządku. Skąd wziął się ten idiotyczny niepokój? Skąd ten szalony pomysł z zakochaniem w Igorze? Miłość to co innego, miłość to przyjemność, fontanna emocji, seksualnych doznań i wspólne spędzanie czasu. A to, co czuję teraz, moja dziwna nieśmiałość i niepokój, to tylko konsekwencja choroby. Dziwne uczucie, kontaktować się z mężczyzną i nie móc go kontrolować… Nie zagrożę mu przecież pistoletem, jak tamtym bandytom…

– Alicjo? – W drzwiach pojawiła się ciekawska buzia Oleczki. – Przyjdzie pani do nas na minutkę?

Dziewczynka była boso, w samych majteczkach i koszulce. Już się położyła, ale nie wytrzymała.

– Zaraz przyjdę – powiedziałam. – Opowiedzieć wam bajkę?

Twarz Oleczki rozjaśniła się.

– Aha!

– Wesołą czy straszną?

Dziewczynka zmarszczyła czółko i oczywiście ciekawość zwyciężyła.

– Straszną!

Wszystkie dzieci lubią straszne historie.

– Biegnij do łóżka – powiedziałam. – Zaraz przyjdę.

* * *

Dziesięć minut później siedziałam na łóżku Oleczki i opowiadałam półgłosem:

– …Rano dziewczynka obudziła się, przegląda się w lustrze, patrzy, a wszystkie zęby ma we krwi! Wyczyściła je pastą do zębów, umyła mydłem, ale zęby nadal były czerwone. Nie mogła odzywać się do rodziców, żeby czegoś nie zauważyli. Na szczęście młodszy braciszek dziewczynki zachorował i rodzice w ogóle nie zwracali na nią uwagi. Zawsze się tak dzieje, że na małych dzieciach skupia się cała uwaga, a na starsze wcale się nie patrzy, nawet jeśli mają czerwone zęby…

Co to za wspaniała rzecz te straszne historyjki! Zwłaszcza, jeśli opowiada się je stadku głupich dziewczynek, w tajemniczym świetle zapadającego zmroku…

– A ja już wiem… – powiedziała znudzonym głosem Natasza.

Bardzo rozsądna dziewczynka, trudno ją byle czym przestraszyć. Oburzone dziewczynki zaczęły syczeć i Natasza zamilkła. A ja mówiłam dalej, czując, jak wali serduszko przytulonej do mnie Oleczki… Oto, gdzie należy spodziewać się plonów…

– Na trzecią noc dziewczynka przywiązała sznurkiem swój prawy warkoczyk do łóżka – ciągnęłam szeptem – i dokładnie o północy obudziła się, bo sznurek się naciągnął i zabolała ją głowa. I dziewczynka zobaczyła, że stoi nad łóżeczkiem braciszka, a jej zęby szczękają!

Larysa pisnęła cicho. Ale raczej nie ze strachu, tylko dla podtrzymania atmosfery. Któraś z dziewczynek zaczęła radośnie szczękać zębami.

– Wtedy dziewczynka poszła do kuchni, wyjęła z szuflady młotek i obcęgi, które tam trzymał tata, i zaczęła powoli wyrywać sobie wszystkie zęby. Bardzo ją bolało, ale poradziła sobie, bo była dzielna i silna. I następnego ranka braciszek wyzdrowiał. A dziewczynce wyrosły nowe zęby, jeszcze ładniejsze, bo poprzednie to były mleczaki!

Zniżyłam głos do szeptu i triumfalnie dodałam:

– Ale nowe zęby też były różowe!

Któraś z dziewczynek, już nastawiona na szczęśliwe zakończenie, pisnęła przestraszona. A ja dokończyłam uroczyście:

– A rodzice i tak bardziej kochali braciszka dziewczynki niż ją, ponieważ on wtedy bardzo chorował i bardzo się o niego bali.

No i po wszystkim. Ciekawe, ile dziewczynek ma młodszych braci? Wprawdzie przyrost naturalny w kraju jest niski, ale z drugiej strony, jeśli pierwsza urodzi się córka, ludzie zazwyczaj starają się o drugie dziecko.

Moja mama też chciała mieć drugie. Na stare lata, po trzydziestce… Głupota. Ale ja miałam wtedy dwanaście lat i już byłam Inną. Szybko poradziłam sobie z tym nieoczekiwanym problemem. Teraz myślę, że niepotrzebnie. Miałabym brata… Co w tym złego? Niechby nawet przyrodniego… Tylko ja o tym wiedziałam, nawet mama miała wątpliwości… A przecież on mógł być Innym. Zawsze to jakiś sojusznik…