Nie wahałam się długo.
Następnej nocy wchłonę wszystko, czego potrzebuję. A dzisiaj mogę się rozluźnić. Spróbować swoich sił w roli zwyczajnej kobiety.
Dokładnie zamknęłam drzwi i wyśliznęłam się w letnią noc. Obóz spał. Świeciły nieliczne latarnie na ścieżkach, na niebie wisiał księżyc… Prawie pełnia…
W takie noce najlepiej czują się wilkołaki. Są wtedy u szczytu sił, lekko i swobodnie zmieniają postać, ogarnia je wesoła żądza życia, pragnienie łowów, rozszarpywania żywego ciała, podkradania się do ofiary i dopadania jej. Wampiry i wilkołaki to najniższa kasta Ciemnych, zazwyczaj faktycznie są tępe i prymitywne. Ale w takie właśnie noce odrobinę im zazdroszczę tej prymitywnej, płynącej z najbardziej zwierzęcych głębin jestestwa Siły. Zdolności przemiany w zwierzę i odcięcia się od głupich, ludzkich emocji.
Roześmiałam się. Biegłam teraz ścieżką z rozrzuconymi rękami, odrzuconą do tylu głową. Nie miałam jeszcze zdolności Innej, ale świeża Siła kipiała we krwi, ani razu nie zmyliłam drogi, nie zawahałam się w wyborze kierunku. To było jak przed Inicjacją, gdy do naszego domu nieoczekiwanie przyszła „stara przyjaciółka mamy” Irina Andriejewna. Czułam, że rodzice zachowują się dziwnie i nienaturalnie, czułam ukradkowe spojrzenia Iriny Andriejewny. Dziwne, oceniające spojrzenia i lekki, pobłażliwy uśmiech. Potem rodzice nagle w pośpiechu wyszli, zostawiając mnie pod opieką „starej przyjaciółki” na cały wieczór. I moja przyszła nauczycielka opowiedziała mi o wszystkim. O tym, że moich rodziców widzi pierwszy raz w życiu i że po prostu ich zaczarowała. O Innych, o Zmroku, dającym cudowne zdolności, i o tym, że od mojego pierwszego wejścia w Zmrok zależy, kim zostanę, Jasną czy Ciemną… O tym, że jestem przyszłą Inną. I że zauważył mnie jeden bardzo, bardzo silny mag… Potem często zastanawiałam się, czy nie był to czasem Zawulon, ale nie odważyłam się zapytać.
Wtedy długo się wahałam. Głuptas. Nie podobało mi się słowo „Ciemni”. W bajkach i filmach Ciemni zawsze byli źli. Panowali nad światem, kierowali państwami i armiami, ale jedli przy tym różne świństwa, mówili nieprzyjemnymi głosami i zdradzali wszystkich na prawo i lewo. W dodatku na końcu zawsze przegrywali.
Irina Andriejewna długo się śmiała, gdy jej o tym powiedziałam. I wyznała, że wszystkie te bajki wymyślają Jaśni. Ciemni zazwyczaj nie mają głowy do takich głupstw. I że tak naprawdę Ciemni są wolni i niezależni, nie dążą do władzy i nie narzucają otoczeniu swoich idiotycznych pragnień. Zademonstrowała część swojej mocy – i dowiedziałam się, że moja mama od dawna zdradza ojca, że tata wcale nie jest taki odważny i silny, jak myślałam, i że moja najlepsza przyjaciółka Wika opowiada o mnie różne świństwa…
O mamie i tak wiedziałam. Dowiedziałam się, jak miałam dziesięć lat. Ale długo starałam się nie myśleć o niej i wujku Witku. Z powodu taty strasznie się zdenerwowałam. A gdy dowiedziałam się o Wice, ogarnęła mnie złość. Chciałam się na niej jakoś zemścić. Teraz to wspomnienie mnie śmieszy, ale gdy ma się dziesięć lat, wszystko wygląda inaczej. I gdy usłyszałam, że moją najstraszniejszą tajemnicę – jak do ośmiu lat moczyłam się w łóżku – moja przyjaciółka opowiedziała naszemu koledze z klasy Romkowi… To było okropne! A ja zachodziłam w głowę, dlaczego on się tak paskudnie uśmiechał, gdy na Walentynki podarowałam mu pocztówkę i flamastry…
Irina pomogła mi po raz pierwszy wejść w Zmrok. Powiedziała, że tam rozstrzygnie się, kim chcę zostać. Zmrok zobaczy moją duszę na wylot i sam wybierze to, co dla mnie najodpowiedniejsze.
A jakiś czas później moja przyjaciółka Wika zjechała na dwóje, zaczęła kląć przy nauczycielach i odzywać się niegrzecznie do samego dyrektora. Zabrano ją z naszej szkoły i długo leczono w dziecięcym szpitalu psychiatrycznym z rzadkiej choroby: „syndromu Gillesa de la Tourette ’a”. Śliczny Romek popuścił w spodnie w czasie dyktanda i jeszcze przez dwa lata przezywano go siusiak, dopóki nie wyprowadził się z rodzicami do innej dzielnicy.
Wujek Witek utonął podczas kąpieli w płytkim stawie na działce dopiero trzy lata później. To mimo wszystko zbyt trudne zadanie dla dziecka. Niedobrze mi się robi, gdy sobie przypomnę, jak zdobyłam kosmyk jego włosów…
Nie żałuję swojego wyboru.
Niektórzy uważają, że my, Ciemni, jesteśmy źli. To nieprawda. Jesteśmy tylko sprawiedliwi. Dumni, niezależni i sprawiedliwi.
I sami o sobie decydujemy.
Plaża nocą pełna jest smutnego uroku. Niczym jesienny park albo sala koncertowa po premierze. Zmęczony tłum odchodzi, by nabrać sił przed nowymi szaleństwami; morze liże rany, wyrzucając na brzeg łupiny od arbuza, papierki od czekoladek, ogryzione kolby kukurydzy i inne ludzkie świństwa. Mokry, zimny piasek pokrywają ślady mew.
Igora usłyszałam, dochodząc do plaży. Najpierw gitarę, potem jego głos.
Śpiewał. I nagle, z przenikliwą jasnością zrozumiałam, że nic z tego nie będzie. Tam pewnie siedzi wesołe towarzystwo, zjedna czy dwiema butelkami oraz bułką z kolacji na zakąskę… A ja, głupia, myślałam… Jedyne, na co mogę liczyć, to propozycja spędzenia reszty nocy w jego pokoju…
Ale mimo wszystko poszłam – żeby się upewnić.
Mówisz, że nie ma miłości
Jest tylko marchewka i bat
Ja twierdzę, że nie wierząc w śmierć
Rozkwita każdej wiosny kwiat.
Mówisz, że nie pozwolisz
By ktoś cię uczuciem niewoli!
Ja mówię, to właśnie znaczy
Ten ktoś będzie w twojej niewoli…
Nie lubię tej piosenki. W ogóle nie przepadam za grupą „Nautilius Pampilius”. Ich piosenki są niby nasze, a jednak nie do końca. Nic dziwnego, że Jaśni tak je cenią.
A tej piosenki po prostu nie znoszę!
Gdy od Igora dzieliło mnie już kilka kroków, zrozumiałam, że jest na plaży sam. Igor też mnie zauważył – podniósł głowę i uśmiechnął się, nie przerywając śpiewu:
Być może ja się mylę
Być może ty rację masz
Ale widziałem na własne oczy
Rosną ku niebu trawy źdźbła
Czy warto się spierać do rana
Nie lepiej w nocy spać
Być może ja się mylę
Być może ty rację masz
Nastanie dzień, więc nie kłóćmy się nocą
Wtedy przekonasz się sama
Czy niebo miewa dno i po co
Rośnie ku niebu trawa…
Przysiadłam obok niego na rozłożonym na piasku frotowym ręczniku, cierpliwie czekając, aż skończy śpiewać. Dopiero gdy Igor odłożył gitarę, zapytałam:
– Koncert dla fal i piasku?
– Dla gwiazd i wiatru – poprawił mnie. – Pomyślałem, że trudno ci będzie odnaleźć mnie w ciemności. A dźwiganie magnetofonu nie miało sensu.
– Dlaczego?
Wzruszył ramionami.
– Nie czujesz? To pora żywych dźwięków.
Miał rację. Nie zgadzałam się wprawdzie z wyborem piosenki ale nie miałam nic przeciwko żywym dźwiękom.
Przyglądałam mu się w milczeniu – a raczej próbowałam mu się przyjrzeć w ciemności. Był w samych szortach, boso. Włosy połyskiwały wilgocią, pewnie już zdążył się wykąpać. Kogoś mi przypominał… może wesołego trubadura z dziecięcych bajek, a może księcia… przebranego za trubadura.
– Woda jest ciepła – powiedział Igor. – Idziemy?
Wtedy do mnie dotarło, że za bardzo spieszyłam się na plażę.
– Igorze… tylko się nie śmiej… nie mogę się wykąpać. Zapomniałam założyć kostium.
Milczał przez chwilę, potem sprecyzował:
– Wstydzisz się? Czy boisz się, że pomyślę, że zrobiłaś to specjalnie?
– Nie boję się, ale nie chcę, żebyś tak pomyślał.
– Nie myślę tak – Igor wstał. – Idę do wody. Przyłącz się.