Rozebrał się nad samą wodą, wbiegł w fale i niemal od razu zanurkował. Nie wahałam się długo. Naprawdę nie miałam zamiaru uwodzić Igora w tak prymitywny sposób, rzeczywiście zapomniałam kostiumu. Ale wstydzić się, w dodatku człowieka? Za nic!
Woda faktycznie była ciepła, a fale delikatne jak dotyk rąk kochanka. Płynęłam za Igorem, brzeg oddalał się, tracił zarysy, tylko światła latarni wydobywały Artek z nocy. Wypłynęliśmy daleko za boje, pewnie kilometr od brzegu. Dogoniłam Igora i teraz płynęliśmy obok siebie w milczeniu. Niby nie rywalizując, ale jednym tempem.
W końcu on się zatrzymał, popatrzył na mnie i powiedział:
– Wystarczy.
– Zmęczyłeś się? – spytałam z lekkim zdumieniem. Wydawało mi się, że mógłby tak płynąć bez końca, a ja… a ja mogłabym przepłynąć całe Morze Czarne i wyjść na brzegu Turcji.
– Nie. Ale noc jest złudna, Alicjo. To maksymalna odległość, z której zdołam doholować cię do brzegu, jeśli coś się stanie.
Znowu przypomniałam sobie słowa Nataszy o pewności. Patrzyłam na jego twarz i rozumiałam, że on się nie chwali i nie żartuje. Rzeczywiście kontroluje sytuację. I jest gotów mnie uratować.
Śmieszny człowieczku… Dziś rano albo jutro w nocy, gdy zdobędę jeszcze trochę Siły, będę mogła z tobą zrobić, co zechcę. I to nie ty będziesz mnie ratować, „jeśli coś się stanie”, lecz ja ciebie – takiego dużego, silnego, pewnego siebie… Ale teraz jesteś gotowy ochraniać mnie i ratować niczym chłopiec, który idzie obok mamy ciemną ulicą i mówi: „Nie bój się, mamo, jestem z tobą…”
To styl Jasnych, ale mimo wszystko było mi przyjemnie…
Powoli podpłynęłam do Igora. Bardzo blisko. Objęłam go i wyszeptałam:
– Ratuj.
Woda była ciepła, a jego ciało gorące. On też był nagi. Całowaliśmy się, niekiedy nurkując pod wodę, znowu wypływając, wciągając powietrze i znowu szukając swoich warg.
– Chcę na brzeg – wyszeptałam i popłynęliśmy z powrotem, czasem dotykając swoich ciał, czasem zatrzymując się, żeby wymienić jeszcze jeden pocałunek. Na wargach czułam sól i smak jego ust, ciało płonęło, krew tętniła w skroniach. W ten sposób można utonąć… z podniecenia, niecierpliwości, pragnienia bliskości…
Pięć metrów od brzegu, już na płyciźnie, Igor wziął mnie na ręce, zaniósł i położył na ręczniku. Nad głową kołysały się gwiazdy.
– Teraz… – szepnęłam rozchylając nogi. Niczym rozpustna dziewczynka, niczym dziwka… I to ja, wiedźma Dziennego Patrolu, kochanka samego Zawulona!
Teraz nic mnie to nie obchodziło.
Była tylko noc, gwiazdy i Igor…
Pochylił się nade mną, jego prawa dłoń zanurkowała pod moje plecy, zacisnęła się między łopatkami; lewa przesuwała się po piersi. Przez chwilę patrzył mi w oczy, jakby wątpił, wahał się, jakby nie czuł tej palącej żądzy bliskości, którą czułam ja. Wygięłam się ku jego ciału, poczułam biodrami jego podniecenie, poruszyłam się i dopiero wtedy wszedł we mnie.
Jak bardzo go pragnęłam…
Zupełnie nowe doznania. Nie przypominało to seksu z Zawulonem, który zawsze w czasie stosunku przyjmował postać demona. Z nim odczuwałam dziką, bolesną rozkosz i towarzyszące jej uczucie poniżenia – słodkiego, podniecającego, ale poniżenia. Nie przypominało to seksu ze zwykłymi ludźmi – z niedoświadczonymi, acz pełnymi wigoru młodzieńcami, z umięśnionymi buhajami czy doświadczonymi lowelasami. Wszystkiego spróbowałam, wszystko znałam i z każdym mężczyzną potrafiłabym spędzić interesujący wieczór.
Ale to było coś innego.
To było tak, jakbyśmy stali się jednością, jakbym ja odczuwała jego pragnienia, a on moje. Czułam w sobie jego męskość, wiedziałam, że w każdej chwili może skończyć, ale odsuwa tę chwilę; balansowałam na krawędzi rozkoszy, w słodkim upojeniu poza czasem…
Jakby znał mnie od wielu lat i czytał niczym w otwartej księdze… Jego ręce odpowiadały na pragnienia mojego ciała, nim zdążyłam je poczuć; jego dłonie wiedziały, kiedy mają być czułe, a kiedy brutalne; jego usta przesuwały się po mojej twarzy, nie zatrzymując się nawet na chwilę; jego ruchy stawały się coraz silniejsze, a ja pędziłam za nim na wzlatującej w niebo huśtawce i szeptałam coś, szeptałam, nie rozumiejąc słów…
A potem świat zastygł i jęknęłam, wbijające palce w jego ramiona, drapiąc, nie chcąc go wypuścić. Rozkosz była krótka niczym rozbłysk błyskawicy i tak samo oślepiająca. Ale on się nie zatrzymywał i znowu zaczęłam wznosić się na fali rozkoszy, i w tym momencie, gdy jego oczy rozszerzyły się, a ciało napięło, znowu miałam orgazm. Ale tym razem inaczej, rozkosz nie była już tak dojmująca, za to dłuższa, pulsująca w rytm jego nasienia wlewającego się w moje ciało.
Nie mogłam nawet jęczeć. Leżeliśmy obok siebie, ja na ręczniku, Igor na piasku, dotykając się, pieszcząc, jakby nasze ręce żyły własnym życiem i ja przytulałam się policzkiem do jego piersi, czując słony zapach morza i cierpki potu, a jego ciało drgało pod moją ręką. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam go całować, schodząc coraz niżej i niżej, wtulając twarz w jego twarde włosy, pieszcząc ustami, językiem i czując rosnące w nim podniecenie. Igor leżał nieruchomo, tylko jego dłonie dotykały moich ramion i to było właściwe, i tak było trzeba… I gdy on znowu skończył, nie mogąc powstrzymać jęku, poczułam takie szczęście, jakby pieszczono mnie.
Wszystko było tak, jak trzeba.
Wszystko było tak, jak nigdy przedtem.
Żadna, nawet najweselsza orgia nie dała mi tyle przyjemności. Ani sam na sam z mężczyzną, ani z dwoma czy trzema, nie czułam takiego szczęścia, takiego wyzwolenia, takiego… takiego… zaspokojenia? Właśnie zaspokojenia. Nikt inny nie był mi teraz potrzebny.
– Kocham cię – wyszeptałam. – Igorze… Kocham cię…
Mógł odpowiedzieć, że też mnie kocha – i zepsułby wszystko, albo prawie wszystko. Ale on powiedział tylko:
– Wiem.
Gdy wstał i wyjął coś spod rzuconych na stertę ubrań, nie wierzyłam własnym oczom.
Butelka i kieliszek. Kryształowy kieliszek. Jeden.
– Jesteś czarodziejem – powiedziałam.
Igor uśmiechnął się, korek wyskoczył z trzaskiem, a pieniący się szampan pociekł na kieliszek. Napiłam się. Brut, w dodatku zimny.
– Dobry czy zły? – zapytał.
– Zły! – Podałam mu kieliszek. – Ukrywałeś taki skarb!
Igor uśmiechał się i pił wino. Potem w zadumie powiedział:
– Wiesz, ja chyba znowu…
Drgnął, zamilkł i gwałtownie wstał. Zerwałam się – w samą porę, żeby zobaczyć, jak zza plażowego kosza spiesznie wślizguje się w noc jakiś cień.
– Niedobrze się stało – wyszeptał Igor.
– Kto to był? – zapytałam. Świadomość, że ktoś nas obserwował, tym razem nie podniecała. Igor wystarczał mi absolutnie i całkowicie. Nawet łyk szampana był teraz przyjemnym, acz nie obowiązkowym dopełnieniem seksu. Tym bardziej nie potrzebowaliśmy żadnych obserwatorów.
– Nie wiem… chyba któreś z dzieci. – Igor był wyraźnie zmieszany. – Jak niedobrze… jak głupio.
– Nic takiego się nie stało. – Objęłam go. – Maluchy już śpią, a starszym to tylko wyjdzie na zdrowie… to również część wychowania.
Uśmiechnął się, ale był nieswój. Ci ludzie… Przydawać znaczenie takim drobiazgom…
– Pójdziemy do ciebie? – zaproponowałam.
– Chodźmy. – Igor potrząsnął głową i popatrzył na mnie. – Ale weź to pod uwagę, że dzisiaj już nie zaśniesz.
– Właśnie chciałam ostrzec cię przed tym samym.
ROZDZIAŁ 6
Gdy byłam pełnowartościową Inną, mogłam nie spać przez pięć, sześć dni z rzędu. Ale nawet teraz nie czułam się senna. Przeciwnie, w żyłach kipiała energia. Zwykła, ludzka energia.